KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Według argumentacji brukselskiej polityki klimatycznej, OZE zapewnią krajom UE wzrost gospodarczy oraz liczne nowe miejsca pracy i zdecydowana poprawę konkurencyjności gospodarki krajów UE wobec innych krajów. W polskiej rzeczywistości wygląda to znacznie gorzej.
W farmie wiatrowej w Kisielicach przy turbinach pracuje 1 osoba, bezrobotnych w okolicy jest ponad 150 osób. W debacie „Polska wobec celów pakietu energetyczno- klimatycznego UE na 2030 rok” on-line zorganizowanej przez Instytut na rzecz Ekorozwoju wspólnie z portalem Chrońmy Klimat 26 lutego – dowiedzieliśmy się, że do obsługi turbin wiatrowych potrzebne jest istotnie 1 do 2 osób obsługi bezpośredniej oraz dwa zespoły po dwie osoby do naprawy usterek technicznych.
Do tego jeszcze można dodać, że ktoś musi wyprodukować te – w uproszczeniu – wiatraki. Ale to już przemysł energochłonny, więc będą to na ogół robić np. w Chinach. W Polsce możemy jeszcze liczyć na zespoły montażowe oraz personel administracyjny firm montażowych. Dla rynku pracy to są marne oferty.
Dowiedzieliśmy się też, że dyspozycyjność wiatraków to ok. 20 proc. mocy na 1 MW. Jasną plamą na tym dość ciemnym obrazie są morskie farmy wiatraków, tam zatrudnienie w perspektywie jest znaczne, ale koszty inwestycyjne są ogromne. Drugim nurtem panelu zasługującym na szczególną uwagę były problemy energetyki rozproszonej. Perspektywy są nęcące, ale nie specjalnie mówiono, co z kosztami. Jeden cichy, bo pesymistyczny, wniosek z obu nurtów – energia nie może być tania…
Eksperci uczestniczący w panelu to bardzo znaczące postaci dla polskiej polityki ochrony klimatu – wśród nich dr. Zbigniew Karaczun z SGGW oraz Koalicji Klimatycznej, dr Kassenberg dyrektor Instytutu na rzecz Ekorozwoju, prof. Tadeusz Skoczkowski z Politechniki Warszawskiej, Izabela Kielichowska z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Ale panel byłby znacznie bardziej owocny, gdyby ich partnerami byli przedstawiciele energetyki konwencjonalnej i przemysłu, – bo gra do jednej bramki jest znacznie mniej atrakcyjna.
Po wysłuchaniu całej debaty i głosów słuchaczy, jestem pewna dwóch pilnych potrzeb. Konieczny jest rządowy raport przedstawiający perspektywy rozwoju polskiej energetyki. Konieczne jest też postawienie celów polskiej polityki energetycznej. Te cele wcale nie muszą oznaczać mechanicznego przyjęcia wniosków z „Białej Księgi” polityki klimatycznej UE, ani pakietu klimatyczno-energetycznego 2030. Muszą natomiast określać perspektywę rozwoju proinnowacyjnych sektorów naszej gospodarki oraz ramy mixu energetycznego, w tym decyzję, co do energetyki jądrowej. Do tego trzeba doliczyć solidne podstawy prac legislacyjnych. Bez ustawy o OZE i kilku innych nie ma, co debatować. Chyba, ze debatę pomyślano, jako dość racjonalną metodę lobbingu tym razem na rzecz OZE.