– Nasze stanowisko w odniesieniu do tranzytu rosyjskiego gazu do Europy, zwłaszcza w kontekście toczącego się w Sztokholmie postępowania arbitrażowego wobec Gazpromu, obrasta w spekulacje i manipulacje głoszone przez rosyjskich propagandystów – napisał na swoim profilu na Facebooku dyrektor ds. handlowych Naftogazu Jurij Witrenko, dodając, że roszczenia spółki są proste, logiczne i sprawiedliwe.
Po pierwsze, ukraiński koncern domaga się tego, aby zgodnie z kontraktem podpisanym z Gazpromem taryfy tranzytowe były określone w oparciu o europejskie zasady. Po drugie, umowa powinna być realizowana zgodnie z obowiązującym prawem.
– Realizowanie usług tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy oznacza oczywiście, że powinny w tej kwestii być stosowane normy ukraińskiego prawa. Żadne kontrakty pomiędzy dwoma państwowymi podmiotami, takimi jak Gazprom i Naftogaz, nie mogą posiadać żadnego „immunitetu” od stosowania norm prawnych, ponieważ to ustawy mają większą moc prawną niż umowy – napisał Witrenko.
– Nadrzędne znaczenie wobec ukraińskiego prawa mają wyłącznie międzynarodowe zobowiązania Ukrainy. Na szczęście te zobowiązania zakładają przyjęcie osobnych norm prawa europejskiego, a w naszym przypadku zapisów trzeciego pakietu energetycznego oraz europejskich przepisów dotyczących ochrony konkurencji – dodał.
– Przecież Rosja bardzo długo sama domagała się, aby przejść na europejskie zasady. Przecież są one sprawiedliwe, a Gazprom w oparciu o nie prowadzi swoją działalność, więc w czym tkwi problem? – pyta dyrektor ds. handlowych Naftogazu.
Według niego polega on na tym, że Gazprom musiał zapłacić dziesiątki miliardów dolarów odszkodowania, sprzedawać gaz po znacznie niższej cenie i nie utrudniać Ukrainie integracji z rynkiem europejskim.
– Bądźmy realistami. Nasze stanowisko i działania nie należą do najłatwiejszych. To dla wszystkich jest niezwykle poważny test – powiedział Witrenko.
Dodał przy tym, że jest to również poważny test dla Europy, m.in. pod względem tego czy zezwoli Gazpromowi ignorować swój system prawny i czy zapomni o swoich wymogach względem Ukrainy w kwestii przyjęcie unijnego prawa w obszarze energetyki, jeśli będzie to sprzeczne z interesami Gazpromu i jego partnerów w Europie.
Przypomnijmy, że od czerwca 2014 roku Gazprom oraz Naftogaz toczą spór przed arbitrażem w kwestii podpisanego w 2009 roku kontraktu. Ukraińcy domagają się od rosyjskiej spółki rozwiązania problemu związanego z wirtualnym rewersem, gwarancją wolumenu tranzytu oraz odszkodowania za niedostarczony gaz. Z kolei w złożonym przez siebie pozwie Gazprom chce wyegzekwować kary za brak odbioru gazu w ramach klauzuli take or pay.
Według Witrenki wysłuchania w Sztokholmie rozpoczną się 21 listopada, a ogłoszenie werdyktu jest planowane do końca czerwca 2017 roku.
Na początku lipca informował on, że całkowita kwota roszczeń Gazpromu względem ukraińskiej spółki, na podstawie podpisanej w 2009 roku umowy na dostawy gazu oraz kwestionowanej w sądzie zasady take or pay, może do 2020 roku wynieść 60 mld dolarów. Według niego Gazprom obecnie żąda 31,4 mld dolarów, a przy uwzględnieniu okresu do końca obowiązywania umowy roszczenia mogą wzrosnąć o kolejne 29,5 mld dolarów.