KOMENTARZ
Agnieszka Roma Bojanowicz
Współpracownik BiznesAlert.pl
W dniu 9 grudnia w Brukseli odbyło się spotkanie dotyczące zakupu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Roli mediatora podczas tych rozmów podjęła się Komisja Europejska. Zarówno przedstawiciele Naftohazu jak i rządu FR deklarują chęć porozumienia się w kwestii dostaw błękitnego paliwa na Ukrainę w sezonie grzewczym 2016/ 17. Kijów otrzymał na ten zakup 500 milionów dolarów międzynarodowej pomocy. W trakcie spotkania nie doszło jednak do ugody między stronami.
Zdaniem meteorologów po nowym roku można spodziewać się wystąpienia długotrwałych silnych mrozów, co jak wiadomo spowoduje większe zużycie paliw kopalnych. Obecnie Ukraina dysponuje zapasami gazu szacowanymi na poziomie nieco powyżej 13 mld m³ i wartość ta systematycznie spada. Potencjalne problemy Kijowa, które mogą negatywnie wpłynąć na tranzyt rosyjskiego błękitnego paliwa na zachód, niepokoją wszystkie zaangażowane strony. Przewidując taką sytuację już w sierpniu Unia Europejska wystąpiła z inicjatywą wsparcia w negocjacjach między zwaśnionymi stronami. Jednak pertraktacje szybko się raczej nie zakończą i będą obfitować w wiele zwrotów akcji, bo „trudnych” tematów jest kilka. Obu krajom zależy również na tym, aby jak najwięcej ugrać politycznie i ekonomicznie.
Deklaracje kontra twarde negocjacje
Moskwa bardzo wyraźnie określa warunki prowadzące do ugody. Jest gotowa na kompromis jeśli rząd Ukrainy zgodzi się anulować grzywnę w wysokości ok. 6,6 miliarda dolarów, jaką na Gazprom nałożył Sąd Gospodarczy w Kijowie. Decyzja o nałożeniu kary na rosyjski koncern podyktowana była faktem nadużywania pozycji monopolisty w tranzycie gazu przez ukraiński system przesyłowy. Po bezskutecznych próbach odwołania się do niekorzystnej dla siebie decyzji w ukraińskich sądach, Gazprom złożył zażalenie do Trybunału Arbitrażowego przy Sztokholmskiej Izbie Handlowej. Aby podkreślić swoje racje w tej sprawie storna rosyjska aktywnie stara się wpłynąć na zmianę postawy ukraińskiego Urzędu Antymonopolowego. Minister Energetyki Aleksander Nowak praktycznie codziennie w swoich wypowiedziach dla mediów wyraża opinię, że tylko zniesienie, jego zdaniem, nielegalnych grzywien nałożonych przez Ukrainę na Gazprom, może zagwarantować bezpieczny tranzyt rosyjskiego gazu do Europy.
Kolejnym działaniem podjętym przez ministra Nowaka mającym na celu osłabienie pozycji negocjacyjnej Kijowa było przekazanie na piśmie unijnemu Komisarzowi ds. Unii Energetycznej Marošowi Šefčovičowi uwag dotyczących ukraińskiego postępowania antymonopolowego przeciwko Gazpromowi. W oświadczeniu ministra Nowaka czytamy – „Wyrażamy głębokie zaniepokojenie z powodu wydania przez kijowski Sąd Gospodarczy decyzji w dniu 5 grudnia o nałożeniu grzywny na Gazprom w wysokości 6,6 miliarda dolarów. W naszej opinii, jest to decyzja absolutnie niezgodna z prawem, gdyż nie została poparta wyrokiem Sądu w Sztokholmie. To daje dzisiaj podstawę do rozważenia nowych zagrożeń związanych z tranzytem gazu do europejskich konsumentów, ze względu na fakt, że strona ukraińska może samowolnie wyegzekwować karę (wynikającą z zasądzonej grzywny- przyp.red.).”
W obecnej sytuacji Ukraina nie może sobie pozwolić na pochopne działania, jak choćby wspomniane wcześniej „samowolne egzekwowanie kary”. Potrzeba politycznego i ekonomicznego zbliżenia z Unią Europejską wymusza na naszym wschodnim sąsiedzie wyważone działania. Tak aby z jednej strony nie pozwolić Rosji zdominować wzajemnych relacji, jednocześnie pozostając w przyjaznych stosunkach z uzależnioną energetycznie od dostaw z Gazpromu Europą.
Ile, komu i za co? Czyli dżentelmeni rozmawiają o pieniądzach
Na jednym z portali społecznościowych dyrektor handlowy Naftohazu Juri Witrenko ogłosił, że obawia się wzrostu cen rosyjskiego gazu. Obecnie wynosi ona ok.186 dolarów za 1000 m³ błękitnego paliwa. Na początku 2017 roku opłata ta może wzrosnąć do kwoty 200-210 dolarów. W związku z tym nasz wschodni sąsiad chce jak najszybciej podpisać nową umowę uzupełniającą. Chodzi tu zapewne o zniesienie klauzuli „take or pay” – bierz, albo płać. Oznacza to, że strona kupująca – w tym wypadku Naftohaz, musi zapłacić karę umowną za zamówiony, ale nie odebrany towar. Na podpisanie nowego porozumienia nie chce się natomiast zgodzić Gazprom, gdyż mogłoby to potencjalnie osłabić jego pozycję przed Sądem Arbitrażowym w Sztokholmie.
Długi, których nikt nie chce spłacać
Kolejną kością niezgody jest opłata za gaz dla tak zwanych Ługańskiej Republiki Ludowej i Donieckiej Republiki Ludowej. Kijów oczekuje, że wstrzymany zostanie przesył błękitnego paliwa do tych rejonów. Na początku 2015 roku Gazprom wezwał Ukrainę do uregulowania rachunków za już dostarczony tam gaz. W odpowiedzi na te postulaty prezes Naftohazu Andriej Kobolew zaproponował zawarcie osobnej umowy dotyczącej dostaw gazu dla okupowanej wschodniej części kraju, nad którymi rząd w Kijowie nie ma realnej kontroli. Jak do tej pory sprawa nie została jednak uregulowana.
Podziemne magazyny czas zapełnić
W listopadzie 2015 roku Naftohaz zawiesił zakup gazu od Gazpromu. Do niedawna zdaniem kierownictwa ukraińskiej spółki taniej było kupić ten surowiec w krajach Unii Europejskiej. Z drugiej strony minister Aleksander Nowak podkreśla jednak, że cena gazu generowana co kwartał według wzoru wynikającego z umowy jest absolutnie konkurencyjna. Podkreślał dodatkowo, że gaz sprowadzany z Europy to gaz rosyjski. W lipcu rząd w Kijowie ogłosił, że rozważa możliwość wznowienia współpracy z Gazpromem, tak aby uzupełnić zapasy błękitnego paliwa przed zimą 2016-2017. W tym samym okresie Komisja Europejska dbając o bezpieczeństwo energetyczne Unii postanowiła wesprzeć dwustronne negocjacje między oboma krajami. Pierwsza tura rozmów zakończyła się właśnie 9 grudnia w Brukseli.
W trakcie obecnych negocjacji Federacja Rosyjska zadeklarowała chęć dostarczenia na Ukrainę od 1,5 do 4 mld m³ gazu w najbliższym okresie grzewczym, aby zapewnić niezawodne dostawy dla odbiorców wewnętrznych oraz zapewnienia stałego tranzytu do europejskich konsumentów. Wszystko to w ramach obowiązującej od 2009 roku umowy bilateralnej. Zdaniem Andreja Kobolewa, szefa spółki Naftohaz, ukraińskie zapasy błękitnego paliwa zaspokoją bieżące i przyszłe kraju w czasie nadchodzącej zimy: – „Wierzymy, że te zasoby gazu, które posiadamy, wystarczą. (…) Naftohaz będzie dostarczać gaz do wszystkich konsumentów. W związku z tym, dobrze by byłoby posiadać podpisaną umowę gazową z Gazpromem, ale nie ma ona decydującego znaczenia.”- powiedział Kobolew w wywiadzie telewizyjnym.
Koniec rozmów – początek kolejnego etapu negocjacji
Zdaniem wielu analityków porozumienie między Ukrainą i Rosją mimo mediacji Komisji Europejskiej w obecnej sytuacji było niemożliwe. Skłonna do ustępstw Ukraina stara się zachować równowagę pomiędzy niezależnością energetyczną, a potrzebą wsparcia na arenie międzynarodowej. Kijów ma pełną świadomość, że bez wsparcia ze strony państw zachodnich nie ma szans w wojnie ekonomiczno-politycznej z Rosją. Natomiast Federacja Rosyjska przeprowadza szeroko zakrojoną kampanię mającą na celu stałe osłabianie pozycji Ukrainy w Unii Europejskiej. W mediach codziennie pojawiają się oskarżenia pod adresem Kijowa, a dotyczące kwestii bezpieczeństwa tranzytu gazu przez terytorium Ukrainy. Niektóre z tych doniesień sugerują nawet możliwość kradzieży gazu przez stronę ukraińska. A to wszystko dlatego, że przedstawiciele Ukrainy nie zgadzają się podporządkować żądaniom Rosji.
Po ugodzie państw OPEC w kwestii ograniczenia wydobycia ropy naftowej jej cena na światowych rynkach zaczęła rosnąć. Wraz z nią podniosła się cena gazu, przez co Gazprom zanotuje wyższe przychody za swój towar. Paradoksalnie obie strony są żywotnie zainteresowane podpisaniem ugody. Ukraina chciałby tego dokonać przed końcem roku, tak aby mieć gwarancje niższej ceny. Rosja woli poczekać do lutego, kiedy to zapasy gazu zgromadzone w ukraińskich magazynach podobnie jak temperatura powietrza na dworze spadną do wartości krytycznych i zakup dodatkowego wolumenu błękitnego paliwa stanie się sprawą naglącą. Zbyt mała jego ilość w podziemnych magazynach może zagrozić przesyłowi gazu przez teren Ukrainy na zachód, jak również jest niezgodna z obowiązującym prawem.
Mimo pełnych rezerwy stosunków dyplomatycznych obu krajów, zarówno Ukraina jak i Rosja, są na siebie skazane jeszcze przez wiele lat. Zarówno ze względu na swoje położenie geograficzne jak też istniejącą obecnie infrastrukturę służącą do tłoczenia gazu. Z czego doskonale zdaje sobie sprawę trzeci uczestnik brukselskich negocjacji – Unia Europejska.