ROZMOWA
W rozmowie z BiznesAlert.pl Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, mówi o zbliżeniu Mołdawii z Rosją w kontekście europejskich aspiracji Kiszyniowa, konfliktu w Naddniestrzu oraz energetyki.
BiznesAlert.pl: Czy wybór Igora Dodona na prezydenta może oznaczać zwrot Kiszyniowa w stronę Moskwy? Czy można mówić o nowym otwarciu w relacjach z Kremlem?
Kamil Całus: Wybór Igora Dodona na prezydenta Mołdawii ma przede wszystkim znaczenie symboliczne. Wskazuje bowiem na rosnące rozczarowanie mołdawskiego elektoratu rządzącymi krajem od 2009, nominalnie proeuropejskimi ugrupowaniami. Z perspektywy znacznej części społeczeństwa dotychczasowe władze już dawno sprzeniewierzyły się głoszonej przez siebie idei integracji z UE i związanych z nią reform.
W oczach społeczeństwa są one zdyskredytowane, skorumpowane i skupione w pełni na ochronie własnych interesów polityczno-biznesowych przy pomocy kontrolowanych przez siebie instytucji państwowych. W powszechnym odczuciu mieszkańców Mołdawii to właśnie proeuropejski rząd odpowiedzialny jest za bezprecedensową w historii kraju kradzież ok. 1 mld USD, do której doszło w końcu 2014 roku.
Co więcej, obiektem rozczarowania jest także Zachód, który – jak twierdzi wielu Mołdawian – mimo że zdawał sobie sprawę ze skorumpowania władz z przyczyn geopolitycznych (a więc by nie dopuścić do przejęcia władzy przez siły prorosyjskie) bezwarunkowo wspierał rządzącą koalicje nazywając przy tym Mołdawię „success story” Partnerstwa Wschodniego.
Jednocześnie wymiar polityczny wyboru Dodona na głowę państwa mołdawskiego jest póki co bardzo ograniczony. Prezydent, w republice parlamentarnej jaką jest Mołdawia, ma w zasadzie symboliczne kompetencje. Nie może on decydować o polityce zagranicznej kraju, wypowiadać czy zawierać umów międzynarodowych czy nawet samodzielnie obsadzać stanowiska premiera lub decydować o składzie rządu. Objęcie stanowiska prezydenta przez Dodona daje mu jednak doskonały punkt wyjścia do budowy elektoratu dla jego ugrupowania – Partii Socjalistów. Jeśli ugrupowanie to zdoła zwyciężyć w wyborach parlamentarnych planowanych na koniec 2018 roku to formalnie możliwa stanie się radykalna zmiana geopolitycznego kursu obranego przez Mołdawię.
Podsumowując, póki co raczej trudno mówić o „nowym otwarciu”. Moskwa doskonale zdaje sobie sprawę, że Dodon z jego obecnymi kompetencjami nie stanowi realnego partnera do rozmów. Wie jednak także, że za pomocą takich spotkań buduje jego wizerunek, inwestując tym samym w przyszłe zwycięstwo Partii Socjalistów.
Jak relacje mołdawsko-rosyjskie wpłyną na rozwiązanie konfliktu w Naddniestrzu?
Rosja w długoterminowej perspektywie zainteresowana jest rozwiązaniem konfliktu naddniestrzańskiego na drodze zjednoczenia Mołdawii oraz separatystycznego regionu w ramach federacji, w której to Naddniestrze miałoby prawo do blokowania ważniejszych decyzji geopolitycznych Kiszyniowa (w tym np. decyzji dotyczących umów międzynarodowych, pogłębiania integracji z UE czy ewentualnego wejścia do NATO). Innymi słowy, Moskwie zależy na takim sformalizowaniu statusu tego prorosyjskiego regionu w ramach państwa mołdawskiego by mógł on stanowić swoistą kotwicę powstrzymującą Kiszyniów przed dryfem na Zachód. Obecne władze doskonale zdają sobie z tego sprawę i dlatego stanowczo sprzeciwiają się scenariuszowi federalizacyjnemu. Sprzyja mu jednak Dodon, ale jak już wspomniałem, nie ma on kompetencji by w tej sprawie podejmować jakiekolwiek wiążące strony działania. Sytuacja może jednak ulec zmianie wraz z ewentualnym zwycięstwem Socjalistów w 2018 roku.
Jak zbliżenie z Rosją może wpłynąć na proces integracji Mołdawii z Unią Europejską?
W razie realizacji prawdopodobnego, choć dalece nie nieuniknionego scenariusza przejęcia władzy w kraju przez siły prorosyjskie mielibyśmy niewątpliwie do czynienia z pewnym ochłodzeniem relacji między Kiszyniowem a UE. Nie jest jednak wcale oczywiste, że nowe władze (mimo obecnych zapowiedzi) zdecydowałyby się na tak radykalny krok jak wypowiedzenie umowy stowarzyszeniowej z UE. Unia stanowi kluczowego partnera Mołdawii w zakresie pomocy finansowej i technicznej.
Od dobrych relacji ze Wspólnotą zależy także m.in. dostęp do niezbędnych dla Kiszyniowa kredytów MFW czy EBOR-u. Rosja – szczególnie w jej obecnej sytuacji finansowej – nie jest w stanie zapewnić Mołdawii podobnego wparcia. Możliwe jednak, że Kiszyniów – działając w porozumieniu z Kremlem – próbowałby doprowadzić do renegocjacji umowy w formacie trójstronnym, a więc włączając do rozmów Moskwę. Ewentualne porozumienie stanowiło by następnie z perspektywy Rosji wygodny precedens, który Rosjanie mogliby wykorzystywać także jako przykład dla rozwiązania kryzysu na Ukrainie.
Jak ocenia Pan zbliżenie energetyczne Kiszyniowa z Moskwą i podpisanie nowego kontraktu z Gazpromem?
Zacznijmy od małego uściślenia. W końcu grudnia 2016 roku Mołdawia nie podpisała z Gazpromem nowego kontraktu gazowego, a jedynie przedłużyła stary. To ważne, bo umowa w jej obecnym kształcie jest niezwykle korzystna dla Rosji – np. zapisy kontraktu dają Moskwie prawo do rozstrzygania ewentualnych sporów przez odpowiednie sądy rosyjskie i zgodnie z rosyjskimi regulacjami.
Jest jednak prawdą, że przedłużenie kontraktu gazowego o trzy lata stanowi ewenement w stosunkach rosyjsko-mołdawskich. Od końca 2011 roku (w którym wygasł pięcioletni kontrakt gazowy) Rosja odmawiała podpisania długoterminowego porozumienia w sprawie dostaw tego surowca, chcąc w ten sposób zmusić Kiszyniów do rezygnacji z prób wdrażania niekorzystnego dla Rosji trzeciego pakietu energetycznego UE (mołdawski operator gazowy Moldovagaz jest w większości własnością Gazpromu).
Dlaczego więc tym razem Rosjanie zdecydowali się postąpić inaczej? Wydaje się, że przyczyn jest kilka. Pierwszą z nich jest wspomniana już wcześniej wola budowania pozycji Dodona oraz jego ugrupowania.
Zabezpieczenie dostaw gazu na trzy lata stanowi swoistą nagrodę dla mołdawskiego elektoratu, który postanowił wesprzeć siły prorosyjskie, a z drugiej strony wzmacnia wizerunek Dodona jako efektywnego polityka, który w ciągu zaledwie kilu tygodni po zwycięstwie zdołał załatwić sprawę ciągnącą się od 2011 roku. Po drugie, decyzja ta ma prawdopodobnie docelowo umożliwić Rosji wywieranie dalszych nacisków na Kiszyniów w celu rezygnacji z trzeciego pakietu, który Mołdawia zobowiązała się wdrożyć do 1 stycznia 2020 roku (co zbiega się z wygaśnięciem nowego porozumienia gazowego).
Czy to zbliżenie może wpłynąć na realizowane przez Mołdawię projekty energetyczne?
W pewnym stopniu (choć trudno określić w jakim dokładnie), tak. Zapewnienie trzyletnich dostaw gazu osłabia niewątpliwie presję na elity polityczne i zmniejsza ich motywację do szybkiej dywersyfikacji dostaw tego surowca, np. poprzez budowę gazociągu łączącego wybudowany w 2014 roku interkonektor Unghenii-Jassy z Kiszyniowem (głównym konsumentem gazu w kraju). Przedłużony kontrakt zwiększy także siłę istniejącego w elitach mołdawskich powiązanego z Gazpromem lobby starającego się ograniczać lub spowalniać inwestycje energetyczne obliczone na uniezależnienie kraju od Rosji.
Rozmawiał Piotr Stępiński