Unia Europejska powinna zablokować projekt budowy gazociągu Nord Stream 2, który da Kremlowi finansowe oraz geopolityczne instrumenty wpływania na Niemcy, Polskę i Słowację – uważa prezes Naftogazu Andriej Kobolew.
W 2015 roku rosyjski Gazprom uzgodnił projekt budowy gazociągu z Rosji do Niemiec. Jednak jego krytycy uważają, że realizacja tego pomysłu może ograniczyć trasy dostaw oraz zmniejszyć bezpieczeństwo energetyczne Unii Europejskiej, która w jednej trzeciej opiera się na dostarczanym z Rosji paliwie.
– Wzywamy naszych europejskich partnerów do próby spojrzenia nie na bezpośrednie skutki, ale wyjścia o krok w przyszłość i spojrzenia na to, co stanie się trochę później, po tym jak Nord Stream 2 zostanie uruchomiony – powiedział w rozmowie z agencją Reuters prezes Gazpromu.
Według niego roczna przepustowość planowanego gazociągu, która wynosi 55 mld m3, doprowadzi to obniżenia o ten sam wolumen surowca obecnie przesyłanego przez Ukrainę i Polskę, co całkowicie „zabije” te trasy dostaw.
– Nie myślę, że ma to cokolwiek wspólnego czy to z dywersyfikacją, czy ze zwiększeniem niezawodności dostaw. Oznacza to zwiększenie dominującej pozycji Gazpromu w tej części Europy – przekonywał prezes Naftogazu.
Ukraina jest jednym z najbardziej konsekwentnych przeciwników Nord Stream 2. Obecnie blisko jedna trzecia dostaw gazu do UE jest przesyłana tranzytem przez terytorium tego kraju. Przy czym po wybudowaniu wspomnianego gazociągu może on stracić status państwa tranzytowego, a tym samym straci miliardy dolarów zysków.
Zdaniem Kobolewa państwa europejskie powinny być bardziej ostrożne przy podejmowaniu decyzji prowadzących do wzmocnienia ich zależności od Rosji.
– Gdy nie będzie już trasy przez Ukrainę, a Niemcy pozostaną z dwoma Nord Streamami, Gazprom może wykorzystać tę sytuację do rozmaitych form szantażu. Mogą to być znacznie wyższe ceny, nacisk geopolityczny, to może przybrać formę szantażu innych sąsiadów Rosji, takich jak Polska, Słowacja – powiedział prezes Naftogazu.
Kijów spiera się z Rosją o cenę gazu. Gazprom i Naftogaz złożyły pozwy do międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, każdy na kwotę 30 mld dolarów, kwestionując zapisy wygasającej w 2019 roku dziesięcioletniej umowy.
Kobolew stwierdził, że Rosja zainicjowała spór po to, aby przedstawić Ukrainę jak niepewnego partnera tranzytowego i by przekonać Europę do realizacji projektu alternatywnego gazociągu.
– Prawdziwy powód polega to fakt, że Rosjanie wykorzystują to jako narządzie oraz broń do promowania swoich pomysłów – stwierdził.
Prezes Naftogazu zwrócił również uwagę, że Gazprom nie wypełnia swoich zobowiązań kontraktowych, zwłaszcza w kwestii zapewnienia odpowiedniego poziomu ciśnienia. W ten sposób obniża się niezawodność dostaw tranzytowych do Europy.
Przypomnijmy, że od 25 listopada 2015 roku Naftogaz nie realizuje bezpośrednich zakupów rosyjskiego gazu. Surowiec na zasadzie rewersu jest dostarczany z kierunku Polski, Słowacji oraz Węgier.
Reuters