icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Patkowski: Polska energetyka ma szczęście do pogody

– Tegoroczna zima jest jedną z mroźniejszych w ostatnich latach. Mimo to omija nas większość kłopotów jakie nam zazwyczaj sprawiały ataki śnieżyc i mrozów. Nie obserwujemy licznych drogowych czy kolejowych paraliżów komunikacyjnych, nie słyszymy o wielogodzinnych opóźnieniach pociągów, odciętych miasteczkach i podsumowujących te wszystkie zjawiska komentarzach „o takim naszym klimacie”. W skład głównych przekazów informacyjnych nie mieszczą się też problemy energetyki. I słusznie, bo sytuacja jest naprawdę dobra – komentuje Piotr Patkowski, współpracownik BiznesAlert.pl.

Niewtajemniczonych w zawiłości polskiej energetyki brak problemów może dziwić. Po doświadczeniach z lata 2015, kiedy wprowadzono 20-sty stopień zasilania, można było uznać, ze jesteśmy na skraju możliwości pokrywania krajowych potrzeb i każda czy to mroźniejsza zima czy gorętsze lato, będą straszyły widmem przymusowego ograniczania poboru energii.

Grudzień i styczeń należą jednak do spokojnych i to mimo tego, że udało się w ich trakcie pobić kilka rekordów. 26 grudnia aż 1/3 zapotrzebowania na prąd została pokryta przez pracujące wiatraki. W inne dni okresu świąteczno- noworocznego produkcja z tego źródła również osiągała wysokie poziomy. Z kolei w poniedziałek, 9 stycznia, około godziny 17:30 wystąpiło rekordowe zapotrzebowanie Krajowego Systemu Elektroenergetycznego na moc. Oznacza to, że w kraju potrzebne było aż 26 231 MW mocy. Rekord ten jest zauważalnie wyższy od poprzedniego maksymalnego zapotrzebowania na moc z 7 lutego 2012, które wynosiło 25 845 MW. Dla porównania 9 stycznia w latach: 2015, 2014 i 2013 potrzebowaliśmy maksymalnie kolejno 17 692, 17 080 oraz 17 496 MW mocy. To porównanie najlepiej pokazuje, o ile tegoroczna zima jest surowsza od poprzednich.

Kłopotów jednak na horyzoncie nie widać. Pod koniec roku słychać było trochę skarg na destabilizacje systemu przez „nadaktywne” wiatraki, ale nie przyniosło to większych zakłóceń w pracy elektrowni i elektrociepłowni. Co ważniejsze, nie zanotowano znacznych wahań cen na rynku energii elektrycznej. Nie ma także konieczności, mimo bitych rekordów zapotrzebowania, importowania energii z zagranicy. Polska wręcz na tym polu wygląda jak oaza spokoju, kiedy obserwujemy problemy z którymi muszą sobie radzić Francuzi.

Skąd ten brak problemów? Po pierwsze wykorzystujemy wszystkie dostępne „stałe” moce. Energię wytwarzają zarówno elektrownie jak i elektrociepłownie. Nie są prowadzone żadne większe remonty (co jest stałym zjawiskiem latem). Nie występują znaczne wahania w pracy największych bloków, nie notujemy przerw w dostawie węgla. Zwiększona praca farm wiatrowych stanowi wartość dodaną i jest swoistą nadwyżką, którą możemy (a czasem wręcz musimy) eksportować.

Śmiało można postawić tezę, że obecnie największym problemem polskiej energetyki nie jest wcale brak mocy (problem ten pojawi się dopiero za kilkanaście lat, kiedy będziemy wycofywać z użytku stare elektrownie na czele z Bełchatowem). Zimą zapotrzebowanie jest zdecydowanie wyższe, co najlepiej pokazuje poniższy wykres:

Żródło: PGE, BCG

 

Przyczyny naszych letnich kłopotów są znane. Jest to najlepszy i właściwie jedyny termin do przeprowadzania przeglądów i napraw jednostek wytwórczych. Ponadto nie możemy wtedy liczyć na taką jak zimą pracę elektrociepłowni (dalej nie wiadomo co robić z wytworzonym ciepłem). Rozwiązaniem tego ostatniego problemu jest tzw. trigeneracja. Produkcja zimna zaspokoi potrzeby klimatyzatorów, które w największym stopniu odpowiadają za wzrost zapotrzebowania na prąd latem.Ostatnim kluczowym problemem w czasie letnich upałów jest niski poziom wody w rzekach. Jest ona niezbędna do chłodzenia kotłów. Już niejednokrotnie byliśmy świadkami sytuacji, gdzie z powodu pracy „Siekierek” prace musiał wstrzymywać „Żerań”.

Co ma z tym wszystkim wspólnego surowa zima? Po pierwsze – ekonomia. Pełna praca jednostek wytwórczych i stabilne ceny energii pozytywnie wpływają na finanse grup energetycznych. Po drugie i chyba ważniejsze – hydrologia. Leżący śnieg znacznie poprawi stan wód gruntowych. W ostatnich latach susze nie były jedynie skutkiem upałów ale i łagodnych zim. Może w tym roku stan rzek nie wpłynie negatywnie na wytwórców. Trzeba przyznać, że mamy ostatnio szczęście do pogody. Latem najbardziej upalne były weekendowe dni, a w dni powszednie temperatura spadała, dzięki czemu uniknęliśmy powtórki z sierpnia 2015. Teraz pomocną dłoń wyciąga mróz i śnieg.

– Tegoroczna zima jest jedną z mroźniejszych w ostatnich latach. Mimo to omija nas większość kłopotów jakie nam zazwyczaj sprawiały ataki śnieżyc i mrozów. Nie obserwujemy licznych drogowych czy kolejowych paraliżów komunikacyjnych, nie słyszymy o wielogodzinnych opóźnieniach pociągów, odciętych miasteczkach i podsumowujących te wszystkie zjawiska komentarzach „o takim naszym klimacie”. W skład głównych przekazów informacyjnych nie mieszczą się też problemy energetyki. I słusznie, bo sytuacja jest naprawdę dobra – komentuje Piotr Patkowski, współpracownik BiznesAlert.pl.

Niewtajemniczonych w zawiłości polskiej energetyki brak problemów może dziwić. Po doświadczeniach z lata 2015, kiedy wprowadzono 20-sty stopień zasilania, można było uznać, ze jesteśmy na skraju możliwości pokrywania krajowych potrzeb i każda czy to mroźniejsza zima czy gorętsze lato, będą straszyły widmem przymusowego ograniczania poboru energii.

Grudzień i styczeń należą jednak do spokojnych i to mimo tego, że udało się w ich trakcie pobić kilka rekordów. 26 grudnia aż 1/3 zapotrzebowania na prąd została pokryta przez pracujące wiatraki. W inne dni okresu świąteczno- noworocznego produkcja z tego źródła również osiągała wysokie poziomy. Z kolei w poniedziałek, 9 stycznia, około godziny 17:30 wystąpiło rekordowe zapotrzebowanie Krajowego Systemu Elektroenergetycznego na moc. Oznacza to, że w kraju potrzebne było aż 26 231 MW mocy. Rekord ten jest zauważalnie wyższy od poprzedniego maksymalnego zapotrzebowania na moc z 7 lutego 2012, które wynosiło 25 845 MW. Dla porównania 9 stycznia w latach: 2015, 2014 i 2013 potrzebowaliśmy maksymalnie kolejno 17 692, 17 080 oraz 17 496 MW mocy. To porównanie najlepiej pokazuje, o ile tegoroczna zima jest surowsza od poprzednich.

Kłopotów jednak na horyzoncie nie widać. Pod koniec roku słychać było trochę skarg na destabilizacje systemu przez „nadaktywne” wiatraki, ale nie przyniosło to większych zakłóceń w pracy elektrowni i elektrociepłowni. Co ważniejsze, nie zanotowano znacznych wahań cen na rynku energii elektrycznej. Nie ma także konieczności, mimo bitych rekordów zapotrzebowania, importowania energii z zagranicy. Polska wręcz na tym polu wygląda jak oaza spokoju, kiedy obserwujemy problemy z którymi muszą sobie radzić Francuzi.

Skąd ten brak problemów? Po pierwsze wykorzystujemy wszystkie dostępne „stałe” moce. Energię wytwarzają zarówno elektrownie jak i elektrociepłownie. Nie są prowadzone żadne większe remonty (co jest stałym zjawiskiem latem). Nie występują znaczne wahania w pracy największych bloków, nie notujemy przerw w dostawie węgla. Zwiększona praca farm wiatrowych stanowi wartość dodaną i jest swoistą nadwyżką, którą możemy (a czasem wręcz musimy) eksportować.

Śmiało można postawić tezę, że obecnie największym problemem polskiej energetyki nie jest wcale brak mocy (problem ten pojawi się dopiero za kilkanaście lat, kiedy będziemy wycofywać z użytku stare elektrownie na czele z Bełchatowem). Zimą zapotrzebowanie jest zdecydowanie wyższe, co najlepiej pokazuje poniższy wykres:

Żródło: PGE, BCG

 

Przyczyny naszych letnich kłopotów są znane. Jest to najlepszy i właściwie jedyny termin do przeprowadzania przeglądów i napraw jednostek wytwórczych. Ponadto nie możemy wtedy liczyć na taką jak zimą pracę elektrociepłowni (dalej nie wiadomo co robić z wytworzonym ciepłem). Rozwiązaniem tego ostatniego problemu jest tzw. trigeneracja. Produkcja zimna zaspokoi potrzeby klimatyzatorów, które w największym stopniu odpowiadają za wzrost zapotrzebowania na prąd latem.Ostatnim kluczowym problemem w czasie letnich upałów jest niski poziom wody w rzekach. Jest ona niezbędna do chłodzenia kotłów. Już niejednokrotnie byliśmy świadkami sytuacji, gdzie z powodu pracy „Siekierek” prace musiał wstrzymywać „Żerań”.

Co ma z tym wszystkim wspólnego surowa zima? Po pierwsze – ekonomia. Pełna praca jednostek wytwórczych i stabilne ceny energii pozytywnie wpływają na finanse grup energetycznych. Po drugie i chyba ważniejsze – hydrologia. Leżący śnieg znacznie poprawi stan wód gruntowych. W ostatnich latach susze nie były jedynie skutkiem upałów ale i łagodnych zim. Może w tym roku stan rzek nie wpłynie negatywnie na wytwórców. Trzeba przyznać, że mamy ostatnio szczęście do pogody. Latem najbardziej upalne były weekendowe dni, a w dni powszednie temperatura spadała, dzięki czemu uniknęliśmy powtórki z sierpnia 2015. Teraz pomocną dłoń wyciąga mróz i śnieg.

Najnowsze artykuły