icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Stępiński: Gazprom liczy na ugodę z Komisją ale ma już nowy cel szantażu (ANALIZA)

– Wraz z uruchomieniem pierwszej morskiej nitki Turkish Stream gaz, który Rosja dostarcza do Turcji (do jej granicy z Bułgarią), będzie przesyłany właśnie poprzez pierwszą nitkę magistrali – wynika z opublikowanej na stronach rosyjskiego rządu międzyrządowej umowy między Rosją a Turcją. Ta wiadomość może wywołać obawy państw przez których terytorium przebiega Gazociąg Transbałkański, którym rosyjski gaz dociera na południe Europy oraz do Turcji. Szczególnej reakcji można spodziewać się ze strony Bułgarii – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl. 

Wspomniany Turkish Stream zakłada budowę dwóch nitek o przepustowości 15,75 mld m3 każda. Jedna z nich przeznaczona jest na dostawy na rynek turecki, drugą paliwo ma trafiać tranzytem przez terytorium Turcji do Europy. Rosja eksportuje gaz do Turcji przy pomocy dwóch magistrali: Blue Stream oraz Gazociągu Transbałkańskiego biegnącego przez terytorium Ukrainy, Mołdawii, Rumunii oraz Bułgarii.

Zgodnie z opisywanym scenariuszem wraz z uruchomieniem Turkish Stream skończy się tranzyt surowca poprzez Gazociąg Transbałkański. Dotychczas przez to połączenie gaz trafiał do tureckiej spółki BOTAS oraz innych prywatnych spółek w Turcji. Łącznie tą drogą prywatne podmioty tureckie kupują od Gazpromu ok. 10 mld m3 rocznie. W 2016 roku Rosja dostarczyła do Turcji 24,7 mld m3 błękitnego paliwa.

Do momentu oddania do eksploatacji pierwszej nitki Turkish Stream, a więc do końca 2019 roku, w kontraktach na dostawy gazu z Rosji do Turcji przez terytorium Bułgarii powinny zostać wniesione zmiany dotyczące punktów odbioru oraz warunków technicznych. Z udostępnionego dokumentu wynika, że wspomniane korekty nie wpłyną na warunki handlowe zawarte w kontraktach na dostawy paliwa.

Bułgaria może stracić gaz

Zaprzestanie tranzytu przez Gazociąg Transbałkański najbardziej może odbić się na Bułgarii. Ma to związek z jej szczególnym położeniem geograficznym. Pod względem tranzytu rosyjskiego Bułgaria pełni istotną rolę, gdyż poprzez południową odnogę biegnącego przez terytorium Ukrainy gazociągu Braterstwo i dalej przez Gazociąg Transbałkański surowiec trafia na południe Europy oraz Turcji. Jeżeli przełożyć to na liczby, rocznie przez bułgarskie terytorium przepływa blisko 17 mld m3 gazu rocznie, z czego ponad 80 procent trafia do Turcji.

Warto również zwrócić uwagę na same dostawy rosyjskiego gazu do Bułgarii. W listopadzie 2012 roku bułgarski państwowy dystrybutor gazowy Bulgargaz podpisał z Gazpromem 10-letni kontrakt na dostawy blisko 3 mld m3 gazu rocznie.

Wówczas na mocy nowej umowy Sofia uzyskała rekordową jak na ówczesne warunki obniżkę ceny surowca (nieoficjalnie z 524 do 420 dol.). Co ciekawe, zaznaczono wówczas, że renegocjacja warunków umowy może nastąpić po 6 latach, a więc na przełomie 2018 i 2019 roku. Przypomnijmy, że właśnie do końca 2019 roku Rosjanie chcą zakończyć budowę Turkish Stream, którym wyrugują  tranzyt przez Ukrainę i Bułgarię na południe Europy.

Co to oznacza dla tych dwóch państw? Utratę dochodów z tytułu tranzytu, a w przypadku Bułgarii całkowity brak alternatywy dla dostaw rosyjskiego gazu, dopóki nie powstanie Korytarz Południowy na gaz kaspijski. Można przypuszczać, że Moskwa zbiera siły do gazowego szantażu wobec kolejnego państwa europejskiego. Tym razem może paść na Bułgarię.

Bułgaria prowadzi nieskuteczną politykę dywersyfikacji

Od pewnego czasu Sofia stara się na swój sposób prowadzić politykę dywersyfikacji, ale nie przynosi ona pożądanych rezultatów. Bułgarzy chcą dwutorowo układać kształtować swoje bezpieczeństwo energetyczne. Z jednej strony liczą na Rosję, z drugiej na Unię Europejską.

Przypomnijmy, że już wcześniej stracili możliwość dodatkowego odbioru surowca z Rosji w postaci South Stream, który został zablokowany przez Komisję Europejską. Wcześniej Bruksela popierała alternatywny względem South Stream projekt gazociągu Nabucco promowany przez Komisję, ale również nie wyszedł on poza deski kreślarskie. Przy czym podczas toczonej w 2012 roku dyskusji na ten temat bułgarski prezydent Rosen Plewnelijew stwierdził, że Nabucco zapewni jego państwu realną dywersyfikację dostaw surowców energetycznych, gdyż South Stream daje dywersyfikację tras, lecz nie źródeł, bo miałby dostarczać gaz rosyjski.

Po porażce wspomnianych projektów Sofia zaczęła myśleć o pewnego rodzaju bypassie, którym mógłby w pewien sposób zabezpieczyć swoje potrzeby energetyczne ale pozostał on w kategoriach życzeniowych. Chodzi o budowę połączeń międzysystemowych z Rumunią, Grecją oraz Turcją o nazwie Korytarz Wertykalny. Miały one zapobiec powtórzeniu scenariusza z 2009 roku kiedy to po rosyjsko-ukraińskim kryzysie gazowym Bułgarzy blisko przez 16 dni pozbawiona dostaw gazu. Niestety dla Bułgarów do dnia dzisiejszego projekt nie został zrealizowany. Dzięki niemu Bułgaria mogłaby otworzyć się na surowiec z Azerbejdżanu.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na realizowany przy wsparciu Unii Europejskiej projekt Południowego Korytarza Gazowego, który ma zapewnić dostawy paliwa do Europy z regionu Morza Kaspijskiego. Szansą dla Bułgarów będzie jeden z elementów Korytarza – Gazociąg Transadriatycki (TAP), który będzie przebiegał przez terytorium sąsiedniej Grecji.

Po wybudowaniu ponad 180 km odnogi od tej magistrali w postaci połączenia Grecja-Bułgaria Sofia będzie mogła otrzymywać kaspijski surowiec w wolumenie, który częściowo pokrywałby zapotrzebowanie kraju na błękitne paliwo. W grę wchodzi 1 mld m3. Przy czym budowa gazociągu Grecja-Bułgaria się jeszcze nie rozpoczęła.

Z kolei pod koniec lutego bułgarski minister energetyki Nikołaj Pawłow stwierdził, że powinna ona ruszyć na początku 2018 roku, a gazociąg powinien zostać uruchomiony pod koniec 2020 roku. Przypomnijmy, że przed tą wypowiedzią nie były znane oficjalnie zapisy turecko-rosyjskiej umowy w sprawie Turkish Stream. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeżeli Gazociąg Grecja-Bułgaria zostanie oddany do użytku na początku przyszłej dekady, to Rosjanie mogą pozbawić Sofię gazu jeszcze w 2019 roku.

Turkish Stream to klucz?

Bułgarię może uratować Unia Europejska, ale i Rosja. W jaki sposób? Odwołam się do jeszcze jednej koncepcji, którą swego czasu w odniesieniu do South Stream rysowali politycy w Sofii. Zakładała ona budowę w tamtej części Europy hubu gazowego, który miałby stać cię centrum dystrybucyjnym dla dostaw gazu na kontynent.

Przy czym warunkiem powodzenia planu miało być, że South Stream będzie przebiegał przez bułgarskie terytorium. Paliwo miałaby zapewniać Rosja. Poza tym mógłby pochodzić z bułgarskich złóż z rejonu Morza Czarnego oraz terminalu LNG w Grecji. Po paru latach koncepcja może zostać odświeżona. Zamiast South Stream Rosjanie proponują budowę dwóch nitek Turkish Stream. Tak jak wspomniałem na początku, jedna z nich miała być przeznaczona na poczet dostaw na rynek turecki z pominięciem m.in. Bułgarii jako dotychczasowego państwa tranzytowego. Druga zaś ma służyć do dostaw surowca na rynek europejski, przy czym Moskwa zastrzegła, że jej realizacja będzie uzależniona od zainteresowania Unii Europejskiej. Tu pojawia się problem, bo Bruksela udzielając takich gwarancji owszem z jednej strony da gaz rosyjski Bułgarii, ale z drugiej poprze projekt, który jest sprzeczny z prowadzoną przez nią polityką na rzecz zdywersyfikowania źródeł dostaw surowców energetycznych.

Co ciekawe, publikacja zapisów umowy międzyrządowej, na mocy której Rosja i Turcja porozumiały się w sprawie budowy Turkish Stream, zbiegła się z ogłoszeniem przez Komisję Europejską ugody z Gazpromem w sprawie toczonego od sierpnia 2012 roku śledztwa antymonopolowego.

Komisja zarzuciła rosyjskiemu monopoliście dzielenie rynków, uzyskiwanie nieuzasadnionego wpływu na infrastrukturę i oferowanie niesprawiedliwej ceny. Zarzuty te odnoszą się do działań Gazpromu względem m.in. właśnie Bułgarii, ale również Czech, Estonii, Węgier, Litwy, Łotwy, Polski a także Słowacji.

Na mocy ugody Gazprom ma zgodzić się na reeksport otrzymywanego przez te państwa surowca. Przy czym jeżeli zostanie zrealizowany scenariusz Rosjan i po wybudowaniu Turkish Stream gaz do Turcji nie będzie płynął przez Bułgarię to Sofia straci tranzyt, ale również możliwość odbioru surowca w ramach obowiązującego do 2022 roku kontraktu. Wobec tego po 2019 roku Bułgarzy nie mieliby fizycznej możliwości otrzymywania rosyjskiego surowca. Więc przynajmniej w kontekście Bułgarii i śledztwa antymonopolowego Rosjanom udało się w pewien sposób ograć Komisję Europejską, skazując Bułgarów na Turkish Stream. W przyszłości zależność Bułgarii może być narzędziem szantażu rosyjskiego.

– Wraz z uruchomieniem pierwszej morskiej nitki Turkish Stream gaz, który Rosja dostarcza do Turcji (do jej granicy z Bułgarią), będzie przesyłany właśnie poprzez pierwszą nitkę magistrali – wynika z opublikowanej na stronach rosyjskiego rządu międzyrządowej umowy między Rosją a Turcją. Ta wiadomość może wywołać obawy państw przez których terytorium przebiega Gazociąg Transbałkański, którym rosyjski gaz dociera na południe Europy oraz do Turcji. Szczególnej reakcji można spodziewać się ze strony Bułgarii – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl. 

Wspomniany Turkish Stream zakłada budowę dwóch nitek o przepustowości 15,75 mld m3 każda. Jedna z nich przeznaczona jest na dostawy na rynek turecki, drugą paliwo ma trafiać tranzytem przez terytorium Turcji do Europy. Rosja eksportuje gaz do Turcji przy pomocy dwóch magistrali: Blue Stream oraz Gazociągu Transbałkańskiego biegnącego przez terytorium Ukrainy, Mołdawii, Rumunii oraz Bułgarii.

Zgodnie z opisywanym scenariuszem wraz z uruchomieniem Turkish Stream skończy się tranzyt surowca poprzez Gazociąg Transbałkański. Dotychczas przez to połączenie gaz trafiał do tureckiej spółki BOTAS oraz innych prywatnych spółek w Turcji. Łącznie tą drogą prywatne podmioty tureckie kupują od Gazpromu ok. 10 mld m3 rocznie. W 2016 roku Rosja dostarczyła do Turcji 24,7 mld m3 błękitnego paliwa.

Do momentu oddania do eksploatacji pierwszej nitki Turkish Stream, a więc do końca 2019 roku, w kontraktach na dostawy gazu z Rosji do Turcji przez terytorium Bułgarii powinny zostać wniesione zmiany dotyczące punktów odbioru oraz warunków technicznych. Z udostępnionego dokumentu wynika, że wspomniane korekty nie wpłyną na warunki handlowe zawarte w kontraktach na dostawy paliwa.

Bułgaria może stracić gaz

Zaprzestanie tranzytu przez Gazociąg Transbałkański najbardziej może odbić się na Bułgarii. Ma to związek z jej szczególnym położeniem geograficznym. Pod względem tranzytu rosyjskiego Bułgaria pełni istotną rolę, gdyż poprzez południową odnogę biegnącego przez terytorium Ukrainy gazociągu Braterstwo i dalej przez Gazociąg Transbałkański surowiec trafia na południe Europy oraz Turcji. Jeżeli przełożyć to na liczby, rocznie przez bułgarskie terytorium przepływa blisko 17 mld m3 gazu rocznie, z czego ponad 80 procent trafia do Turcji.

Warto również zwrócić uwagę na same dostawy rosyjskiego gazu do Bułgarii. W listopadzie 2012 roku bułgarski państwowy dystrybutor gazowy Bulgargaz podpisał z Gazpromem 10-letni kontrakt na dostawy blisko 3 mld m3 gazu rocznie.

Wówczas na mocy nowej umowy Sofia uzyskała rekordową jak na ówczesne warunki obniżkę ceny surowca (nieoficjalnie z 524 do 420 dol.). Co ciekawe, zaznaczono wówczas, że renegocjacja warunków umowy może nastąpić po 6 latach, a więc na przełomie 2018 i 2019 roku. Przypomnijmy, że właśnie do końca 2019 roku Rosjanie chcą zakończyć budowę Turkish Stream, którym wyrugują  tranzyt przez Ukrainę i Bułgarię na południe Europy.

Co to oznacza dla tych dwóch państw? Utratę dochodów z tytułu tranzytu, a w przypadku Bułgarii całkowity brak alternatywy dla dostaw rosyjskiego gazu, dopóki nie powstanie Korytarz Południowy na gaz kaspijski. Można przypuszczać, że Moskwa zbiera siły do gazowego szantażu wobec kolejnego państwa europejskiego. Tym razem może paść na Bułgarię.

Bułgaria prowadzi nieskuteczną politykę dywersyfikacji

Od pewnego czasu Sofia stara się na swój sposób prowadzić politykę dywersyfikacji, ale nie przynosi ona pożądanych rezultatów. Bułgarzy chcą dwutorowo układać kształtować swoje bezpieczeństwo energetyczne. Z jednej strony liczą na Rosję, z drugiej na Unię Europejską.

Przypomnijmy, że już wcześniej stracili możliwość dodatkowego odbioru surowca z Rosji w postaci South Stream, który został zablokowany przez Komisję Europejską. Wcześniej Bruksela popierała alternatywny względem South Stream projekt gazociągu Nabucco promowany przez Komisję, ale również nie wyszedł on poza deski kreślarskie. Przy czym podczas toczonej w 2012 roku dyskusji na ten temat bułgarski prezydent Rosen Plewnelijew stwierdził, że Nabucco zapewni jego państwu realną dywersyfikację dostaw surowców energetycznych, gdyż South Stream daje dywersyfikację tras, lecz nie źródeł, bo miałby dostarczać gaz rosyjski.

Po porażce wspomnianych projektów Sofia zaczęła myśleć o pewnego rodzaju bypassie, którym mógłby w pewien sposób zabezpieczyć swoje potrzeby energetyczne ale pozostał on w kategoriach życzeniowych. Chodzi o budowę połączeń międzysystemowych z Rumunią, Grecją oraz Turcją o nazwie Korytarz Wertykalny. Miały one zapobiec powtórzeniu scenariusza z 2009 roku kiedy to po rosyjsko-ukraińskim kryzysie gazowym Bułgarzy blisko przez 16 dni pozbawiona dostaw gazu. Niestety dla Bułgarów do dnia dzisiejszego projekt nie został zrealizowany. Dzięki niemu Bułgaria mogłaby otworzyć się na surowiec z Azerbejdżanu.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na realizowany przy wsparciu Unii Europejskiej projekt Południowego Korytarza Gazowego, który ma zapewnić dostawy paliwa do Europy z regionu Morza Kaspijskiego. Szansą dla Bułgarów będzie jeden z elementów Korytarza – Gazociąg Transadriatycki (TAP), który będzie przebiegał przez terytorium sąsiedniej Grecji.

Po wybudowaniu ponad 180 km odnogi od tej magistrali w postaci połączenia Grecja-Bułgaria Sofia będzie mogła otrzymywać kaspijski surowiec w wolumenie, który częściowo pokrywałby zapotrzebowanie kraju na błękitne paliwo. W grę wchodzi 1 mld m3. Przy czym budowa gazociągu Grecja-Bułgaria się jeszcze nie rozpoczęła.

Z kolei pod koniec lutego bułgarski minister energetyki Nikołaj Pawłow stwierdził, że powinna ona ruszyć na początku 2018 roku, a gazociąg powinien zostać uruchomiony pod koniec 2020 roku. Przypomnijmy, że przed tą wypowiedzią nie były znane oficjalnie zapisy turecko-rosyjskiej umowy w sprawie Turkish Stream. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeżeli Gazociąg Grecja-Bułgaria zostanie oddany do użytku na początku przyszłej dekady, to Rosjanie mogą pozbawić Sofię gazu jeszcze w 2019 roku.

Turkish Stream to klucz?

Bułgarię może uratować Unia Europejska, ale i Rosja. W jaki sposób? Odwołam się do jeszcze jednej koncepcji, którą swego czasu w odniesieniu do South Stream rysowali politycy w Sofii. Zakładała ona budowę w tamtej części Europy hubu gazowego, który miałby stać cię centrum dystrybucyjnym dla dostaw gazu na kontynent.

Przy czym warunkiem powodzenia planu miało być, że South Stream będzie przebiegał przez bułgarskie terytorium. Paliwo miałaby zapewniać Rosja. Poza tym mógłby pochodzić z bułgarskich złóż z rejonu Morza Czarnego oraz terminalu LNG w Grecji. Po paru latach koncepcja może zostać odświeżona. Zamiast South Stream Rosjanie proponują budowę dwóch nitek Turkish Stream. Tak jak wspomniałem na początku, jedna z nich miała być przeznaczona na poczet dostaw na rynek turecki z pominięciem m.in. Bułgarii jako dotychczasowego państwa tranzytowego. Druga zaś ma służyć do dostaw surowca na rynek europejski, przy czym Moskwa zastrzegła, że jej realizacja będzie uzależniona od zainteresowania Unii Europejskiej. Tu pojawia się problem, bo Bruksela udzielając takich gwarancji owszem z jednej strony da gaz rosyjski Bułgarii, ale z drugiej poprze projekt, który jest sprzeczny z prowadzoną przez nią polityką na rzecz zdywersyfikowania źródeł dostaw surowców energetycznych.

Co ciekawe, publikacja zapisów umowy międzyrządowej, na mocy której Rosja i Turcja porozumiały się w sprawie budowy Turkish Stream, zbiegła się z ogłoszeniem przez Komisję Europejską ugody z Gazpromem w sprawie toczonego od sierpnia 2012 roku śledztwa antymonopolowego.

Komisja zarzuciła rosyjskiemu monopoliście dzielenie rynków, uzyskiwanie nieuzasadnionego wpływu na infrastrukturę i oferowanie niesprawiedliwej ceny. Zarzuty te odnoszą się do działań Gazpromu względem m.in. właśnie Bułgarii, ale również Czech, Estonii, Węgier, Litwy, Łotwy, Polski a także Słowacji.

Na mocy ugody Gazprom ma zgodzić się na reeksport otrzymywanego przez te państwa surowca. Przy czym jeżeli zostanie zrealizowany scenariusz Rosjan i po wybudowaniu Turkish Stream gaz do Turcji nie będzie płynął przez Bułgarię to Sofia straci tranzyt, ale również możliwość odbioru surowca w ramach obowiązującego do 2022 roku kontraktu. Wobec tego po 2019 roku Bułgarzy nie mieliby fizycznej możliwości otrzymywania rosyjskiego surowca. Więc przynajmniej w kontekście Bułgarii i śledztwa antymonopolowego Rosjanom udało się w pewien sposób ograć Komisję Europejską, skazując Bułgarów na Turkish Stream. W przyszłości zależność Bułgarii może być narzędziem szantażu rosyjskiego.

Najnowsze artykuły