Rosja postawiła Unię Europejską w trudnej sytuacji. Blok jest podzielony między państwa wschodnioeuropejskie i kraje bałtyckie, które uważają, że nowy gazociąg dostarczający rosyjski gaz przez Bałtyk powoduje, że Unia staje się zakładnikiem Moskwy – a kraje na północy Europy, tu prym wiodą korzystające na tym najwięcej Niemcy, dla których liczą się przede wszystkim korzyści ekonomiczne.
W efekcie, jak informują unijne źródła, organ wykonawczy Unii Komisja Europejska zdając sobie sprawę, że nie ma podstaw prawnych do całkowitego zablokowania zgody na Nord Stream 2, stara się przeciągnąć jej wydanie jak najdłużej, mając nadzieję, że procedura potrwa do 2019 roku, kiedy Rosja musi renegocjować umowę tranzytową z Ukrainą.
– Jest różnica między brakiem poparcia dla projektu, a dysponowaniem podstawą prawną do jego zablokowania – powiedział jeden z unijnych dyplomatów dodając, że w tej chwili celem jest przeciągnięcie sprawy do 2019 roku.
Co w praktyce oznacza zaniechanie wszelkich działań, ku wielkiemu rozczarowaniu takich państw członkowskich jak na przykład Dania, której premier wezwał Komisję do wywiązania się z obowiązków podczas marcowego szczytu liderów Unii Europejskiej, w ostrych słowach krytykując gazociąg.
Latem ubiegłego roku siedem państw z Europy Wschodniej – wszystkie wcześniej znajdujące się pod wpływami Moskwy, które najostrzej oskarżają Gazprom o nadużywanie dominacji rynkowej – wysłały protest do przewodniczącego Komisji Jean-Claude Junckera. I wciąż czekają na jednoznaczną odpowiedź.
Źródła unijne podają, że Komisja w zasadzie podtrzymuje niepewność sugerując, że gazociąg nie spełnia wymogów Unii Europejskiej w nadziei na odstraszenie zachodnich inwestorów, przynajmniej na jakiś czas.
I na tyle skutecznie, że w lipcu ubiegłego roku zachodni partnerzy – Uniper, Wintershall, Shell, OMV i Engie – wycofali się z obietnicy zasilenia kwotą 1,2 miliarda euro gazociągu, odpowiednika Nord Stream 1, który rozpoczął pracę w 2011 roku.
Głębokie podziały
W tej chwili Niemcy również nie wspierają czynnie gazociągu – wybory parlamentarne mają się tu odbyć jesienią.
– Powstaje pytanie, czy warto zużywać kapitał polityczny do jego obrony – powiedział jeden z unijnych dyplomatów.
Plan sprowadzania do Europy więcej rosyjskiego gazu powoduje głębokie podziały między państwami członkowskimi, spowodowane wątpliwościami, czy należy zacieśniać współpracę z Moskwą przy jednoczesnym sprzeciwie wobec jej militarnej roli na Ukrainie i w Syrii.
Niemcy zajmują twarde stanowisko za utrzymaniem sankcji wobec Rosji nałożonych na skutek zajęcia Krymu i wspierania separatystów we wschodniej Ukrainie.
Ale też przekonują, że unijne przepisy rynkowe dają gwarancję, że gazociąg pozostanie przedsięwzięciem wyłącznie komercyjnym, natomiast państwa Europy Wschodniej i kraje bałtyckie oskarżają prezydenta Władimira Putina o wykorzystywanie eksportu energii jako narzędzia geopolitycznego.
Jednocześnie państwa nadmorskie, które w coraz większym stopniu czują się zagrożone militarną obecnością Moskwy na i wokół Bałtyku, chcą jasnej postawy Brukseli zanim zaczną rutynowe oceny wpływu Gazociągu Północnego 2 na środowisko.
– Sprawa budzi wiele pytań natury geopolitycznej i to niesprawiedliwe, żeby jeden kraj miał stwierdzić, czy to dobry pomysł – powiedział w lutym duński minister spraw zagranicznych Anders Samuelsen. – To nie jest pytanie wyłącznie dla Danii, ale dla całej Unii Europejskiej.
W tej chwili gaz z Rosji stanowi już i tak jedną trzecią europejskiego importu, a dzięki Nord Stream 2 jeszcze się zwiększy, ponieważ Gazprom walczy o udziały w rynku, a dostawy unijnych firm maleją.
Gazociąg sprawi też, że Rosja nie będzie już musiała eksportować gazu przez Ukrainę, gdzie Unia stara się wspierać chwiejne reformy ekonomiczne. Pozbawi to Kijów lukratywnych opłat tranzytowych, co wpłynie niekorzystnie na już i tak trudne relacje kraju z Moskwą.
To dlatego Komisja chce przeciągnąć wyrażenie zgody do 2019 roku.
Zablokowanie, ale nie powstrzymanie
Ale jak przyznają niechętnie unijne źródła, wcześniej czy później determinacja Rosji w dążeniu do realizacji projektu Nord Stream 2 pozwoli jej pokonać liczne przeszkody prawne i finansowe.
Zachodni partnerzy Gazpromu twierdzą, że szukają nowych sposobów finansowania projektu, mimo istniejących niepewności.
– Jeśli kwestie polityczne nie powstrzymają projektu, zwycięży logika komercyjna – powiedział jeden z informatorów sektora gazowego.
Gazprom prowadzi intensywne zamówienia stalowych rur, wypożycza sprzęt w Szwecji, Finlandii i Niemczech i stara się o zgodę na ułożenie 1 225 kilometrów gazociągu.
A Niemcy, które są końcowym odbiorcą gazociągu przesyłającego 55 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, chcą stać się głównym węzłem gazowym dla Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej, równolegle z rynkami holenderskim i brytyjskim.
– Jeśli Niemcy czegoś chcą, to dostaną – powiedział jeden z przedstawicieli Brukseli.
W opinii, do jakiej dotarła agencja Reuters, w styczniu ubiegłego roku Komisja przekonywała, że zliberalizowane unijne przepisy regulujące rynek gazowy powinny mieć zastosowanie do Nord Stream 2 uzasadniając to „obawami dotyczącymi zróżnicowania i bezpieczeństwa dostaw”.
Ale ta opinia została odrzucona przez unijnych prawników, a także niemiecki organ nadzoru energetycznego Bundesnetzagentur.
Odpowiadając w marcu na pismo z Brukseli Bundesnetzagentur napisał, że Nord Stream 2 powinien być taktowany podobnie jak Nord Stream 1, algierski Medgaz i libijski Greenstream.
Zastosowanie wewnętrznych unijnych przepisów dotyczących rynku energetycznego byłoby „zarówno niewłaściwe, jak i niesłuszne”, napisał 3 marca prezes agencji Jochen Homann w liście, do którego dotarła agencja Reuters.
Pieniądz to potęga
Wiceprzewodniczący Komisji Maros Sefcovic powiedział we wtorek, że rozmowy z agencją jeszcze się nie skończyły i podkreślił, że przepisy unijne wspierające konkurencyjność wprowadzone od czasu budowy Nord Stream 1 powinny być zastosowane również do nowego gazociągu.
– Podstawowe zasady prawne Unii Europejskiej muszą być przestrzegane również wobec zagranicznej części gazociągu – powiedział agencji Reuters. – Będziemy negocjować z niemieckim organem nadzoru sposób wyegzekwowania takiego rozwiązania.
Jego zdaniem spory prawne należy rozwiązać przez międzyrządowe porozumienie między Putinem i niemiecką kanclerz Angelą Merkel – czego obie strony unikają.
To dałoby Unii możliwość zawetowania umowy zgodnie z nowymi przepisami przyjętymi we wtorek, które dają Brukseli prawo zawetowania umów naftowych i gazowych z krajami zewnętrznymi w obronie konkurencyjności i zabezpieczeniem przed przerwami w dostawach.
Powstały też prawne wątpliwości dotyczące Eugal, mniejszego gazociągu mającego dostarczać gaz z przybrzeżnej części Nord Stream 2 do Niemiec i dalej.
Źródła z niemieckiego organu nadzoru informują, że Niemcy nie wyrażą zgody na Eugal dopóki europejski sąd najwyższy nie zdecyduje, czy utrzymać w mocy umowę między unijnymi i niemieckimi organami nadzoru likwidującą ograniczenia Gazpromu w dostępie do podobnego gazociągu odbiegającego od Nord Stream 1.
Decyzja w tej sprawie powinna zapaść w ciągu dwóch lat, choć oczekuje się, że tymczasowe orzeczenie nastąpi w ciągu kilku tygodni. Bo przecież gazociąg oznacza duże pieniądze.
Przygotowując się do spełnienia wymogów niemieckiego organu nadzoru pięciu operatorów gazociągów przeprowadziło w tym miesiącu aukcję wskazującą, że popyt na gaz od dostawców na prawie pełną zdolność przesyłową gazociągu Eugal potrwa ponad 20 lat od 2019 roku.
Kiedy szwedzki rząd wyraził zaniepokojenie sprawą bezpieczeństwa narodowego z powodu wykorzystania przez Gazprom wyspy Gotland jako bazy do budowy, kilka innych portów zgłosiło się w nadziei na zdobycie lukratywnych umów. Zwycięski port Karlshamn może zarobić na tym 100 milionów koron (11,3 milionów dolarów).
– Za pieniądze można kupić wszystko – powiedział jeden z unijnych dyplomatów. – Ale jeśli coś jest zgodne z prawem, polityczne działania na niewiele się zdają.
Jeden z informatorów z niemieckiego sektora gazowego wyraził się bez ogródek. – Nie obchodzi mnie skąd pochodzi gaz, dopóki napływa go więcej – powiedział.
Reuters/Onet.pl