Aleksandrowicz: Europa podnosi alarm w sprawie propagandy Rosji (ROZMOWA)

25 listopada 2016, 07:30 Bezpieczeństwo

ROZMOWA

W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dr hab. Tomasz Aleksandrowicz, prof. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie mówi o zagrożeniu cyberatakami ze strony rosyjskich hakerów oraz o podejmowanych przez Europę próbach walki z propagandą Kremla.

Haker Komputer

BiznesAlert.pl: W ostatnich wypowiedziach kanclerz Niemiec Angela Merkel stwierdziła, że Rosjanie przy pomocy cyberprzestrzeni mogą wpłynąć na wyniki przyszłorocznych wyborów do parlamentu. Na ile jest to prawdopodobny scenariusz?

Dr hab. Tomasz Aleksandrowicz: Angela Merkel powtórzyła to ostrzeżenie za szefem niemieckiego kontrwywiadu wojskowego, a więc za osobą, która bardzo rzadko występuje publicznie. Zatem to ostrzeżenie trzeba traktować niezwykle poważnie. Nie jest to nic nowego ani szczególnie bulwersującego gdyż cyberprzestrzeń stała się domeną walki informacyjnej. Stała się również domeną tego co nazywamy wojną informacyjną. Jak formalnie stwierdzono w trakcie ostatniego szczytu NATO w Warszawie cyberprzestrzeń jest piątym po przestrzeni lądowej, powietrznej, morskiej oraz kosmicznej środowiskiem walki. Niewątpliwie niemiecka kanclerz wypowiadając te słowa miała zasadnicze powody żeby w ten sposób się zachować. Pamiętamy przecież kampanię wyborczą w Stanach Zjednoczonych i włamania na serwery Demokratów. Trudno jest odpowiedzieć na pytanie czy może to w zasadniczy sposób wpłynąć na wyniki wyborów czyli tak aby zmienić preferencje opinii publicznej ale takie zagrożenie istnieje.

Co Rosjanie mogliby zyskać na takich działaniach?

To jest pytanie dotyczące stricte polityki, czyli tego kogo Rosjanie woleliby widzieć na stanowisku niemieckiego kanclerza. Niewątpliwie kogoś kto optuje za odejściem od nałożonych przeciwko Rosji sankcji po aneksji Krymu i agresji na Ukrainę i kto byłby zwolennikiem współpracy z Rosją nie bacząc na to jak Moskwa zachowuje się na Ukrainie. Proszę zwrócić uwagę, że mówimy tutaj o tak naprawdę dwóch sprawach. Po pierwsze o działaniach hakerów, o włamaniach na serwery różnych instytucji. Jednocześnie mówimy również o tym co bardzo silnie zaznaczył Parlament Europejskiej, a mianowicie o propagandzie w internecie. Propagandzie, która jest prowadzona bardzo sprawnie i jest zaliczana do walki informacyjnej, łącznie z dezinformacją i rozpowszechnianiem fałszywych informacji niekiedy bardzo bulwersujących. Takie zagrożenie istnieje gdyż cyberprzestrzeń tworzy bardzo dobre pole do prowadzenia takiej walki.

Wspomniał Pan o rezolucji Parlamentu Europejskiego. Czy rzeczywiście przy tak rozbudowanym aparacie propagandowym Rosji w postaci chociażby agencji Sputnik czy telewizji Russia Today może ona w jakikolwiek sposób może wpłynąć na walkę z propagandą?

Może wpłynąć przede wszystkim w kategoriach świadomości istniejącego zagrożenia. Jest ona przede wszystkim adresowana do społeczeństwa zachodnich ponieważ dzisiaj w Polsce bardzo dobrze wiemy czym jest agencja Sputnik czy Russia Today. Proszę zwrócić uwagę, że na Zachodzie przeciętny widz obejrzy CNN, Fox News czy BBC World i niejako równorzędne źródło informacji ma dostęp do Russia Today. Jest to program realizowany niezwykle profesjonalnie i niestosujący prymitywnej propagandy. Tworzy ją w inteligentny sposób, który trafia do zachodniego widza. Tam są zaangażowane olbrzymie środki. Wątpiących należy skierować do stron internetowych Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej gdzie zamieszczona jest doktryna bezpieczeństwa informacyjnego Rosji. W niej wyraźnie stwierdzono, że jednym z jej elementów jest stwarzanie przyjaznego obszaru do działań rosyjskich na zachodzie, do działań rosyjskich i prorosyjskich dziennikarzy na zachodzie. Rosjanie mają to doskonale i bardzo skutecznie opracowane. Tego typu rezolucja jest pewnym alarmem, który pokazuje nam problem i uwrażliwia na niego zarówno poszczególne instytucje jak i obywateli. Jest to bardzo ważny problem a w warunkach społeczeństwa informacyjnego jest bardzo trudny. Przecież Władimir Putin dysponuje takimi instrumentami, których my na zachodzie nigdy nie będziemy mieli np. cenzurę, zamykanie gazet czy nakazanie dziennikarzom pisanie określonych treści. Trzeba przyznać, że Rosjanie te instrumenty wykorzystują niesłychanie sprawnie.

Rozumiem, że rezolucja Parlamentu Europejskiego jest pierwszym krokiem. Jakie Pańskim zdaniem powinny być następne?

Przede wszystkim wypracowanie pewnej strategii komunikacyjnej, czyli tego co już jest obecne w NATO. Mamy do czynienia z paroma krokami. Po pierwsze w jaki sposób rozpoznawać tą wrogą propagandę gdyż nie zawsze jest to proste np. Rosjanie próbując przekonać Europę do budowy gazociągu Nord Stream 2 twierdzą, że to będzie dobre rozwiązanie. Przecież Europa będzie miała dużo gazu po rozsądnej cenie. Po drugie jest to próba odpowiedzi na tę propagandę. Najprostszym sposobem jest mówienie prawdy. Natomiast jest to o tyle skomplikowane, że czasami prawda bywa mniej atrakcyjna niż dobrze spreparowana dezinformacja. Wreszcie przyłożenie wagi do całego obszaru walki informacyjnej gdyż czasami jest kojarzona wyłącznie z bardzo wąsko sprofilowanymi zagrożeniami związanymi z funkcjonowaniem cyberprzestrzeni, czyli włamania na serwery, podsyłanie wirusów itd. Przecież problem jest znacznie szerszy ponieważ jest to kwestia wykorzystania internetu jako nośnika informacji właśnie w celu oddziaływania na społeczeństwa zachodnie. Chodzi m.in. podsycanie określonych nastrojów np. antyimigranckich czy też podsycania poparcia dla określonych grup politycznych. To jest bardzo dobrze pracująca machina.

W kontekście podsycania określonych nastrojów czy należy się w najbliższym czasie spodziewać się zwiększonej aktywności takich działań?

Tutaj trzeba spojrzeć na kalendarz polityczny w Europie. Za chwilę będziemy mieli kolejną turę wyborów w Austrii, wybory we Francji. Cały czas mamy do czynienia z problemem Brexitu. I wreszcie mamy zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach w Stanach Zjednoczonych. Tych elementów walki politycznej, które będą wykorzystywane w rosyjskiej walce informacyjne rzeczywiście możemy znaleźć bardzo dużo. Wystarczy pod tym kątem krytycznie spojrzeć na kalendarz polityczny w 2017 roku aby dać precyzyjną odpowiedź na tak stawiane pytanie.

Rozmawiał Piotr Stępiński