icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Ancyngier: Jakie cele do roku 2030?

KOMENTARZ

Dr Andrzej Ancyngier

Hertie School of Governance w Berlinie

Obecnie w Brukseli i stolicach krajów członkowskich trwa intensywna dyskusja na temat ilości, charakteru i wysokości celów dotyczących europejskiej polityki klimatycznej i energetycznej do roku 2030. Stanowisko Polski nie zaskakuje: Najlepiej jak najmniej celów i jeżeli już jakieś muszą być, to ważne, żeby były jak najniższe. Takie podejście do europejskiej polityki klimatycznej zachęca do postawienia dwóch pytań: dlaczego Polska jest tak niechętna ambitniejszym celom polityki klimatycznej i czy takie podejście jest faktycznie w polskim interesie?

Odpowiedź na pierwsze pytanie wydaje się być prosta i mogłaby być podsumowana jednym słowem: węgiel! Na jednej z konferencji promującej punkt wiedzenia polskiego rządu padło stwierdzenie, że Polsce o wiele trudniej będzie zredukować emisje o 80-95% do roku 2050 niż innym krajom – właśnie z powodu ogromnej zależności od węgla. Ale czy to stwierdzenie jest prawdziwe? Chodzi przecież o procentową redukcję emisję a nie ich obniżenie do poziomu wspólnego dla wszystkich krajów UE. Redukcja emisji o określony poziom będzie nawet trudniejsza dla krajów, które już mogą się poszczycić wysoką efektywnością energetyczną. Dla takich krajów jak Francja redukcja emisji będzie musiała mieć miejsce w sektorach, w których o te redukcje jest o wiele trudniej, na przykład w sektorach przemysłu energochłonnego. Przy obecnie istniejących technologiach stopniowe zastępowanie węgla innymi rodzajami energii jest – obok zwiększenia efektywności energetycznej – najtańszą metodą redukcji emisji dwutlenku węgla.

Ale właśnie kwestia dłogoterminowego podejścia do polityki energetycznej jest często ignorowana: Nikt, ale absolutnie nikt nie żąda od Polski wyłączenia elektrowni węglowych z dnia na dzień i zastąpienia ich wiatrakami i panelami słonecznymi – oczywiście z importu. Chodzi o to, żeby wprowadzić mechanizmy prawne, które zachęcą inwestorów do rozwoju nowych technologii i przemysłu energii odnawialnych w Polsce w dłuższym terminie. I właśnie z tego powodu Unia Europejska potrzebuje celu rozwoju energii odnawialnych do roku 2030. Niestety w tym przypadku i z przyczyn, które wymagają nieco głębszej analizy, polski rząd robi wszystko co w jego mocy, żeby zniechęcić inwestorów do inwestowania w tym sektorze w Polsce. Stwierdzenie premiera Tuska z marca zeszłego roku, że Polska wypełni swoje zobowiązania wyprodukowania 15% energii ze źródeł odnawialnych do roku 2020, ale „nic więcej” wysyła do inwestorów w tym sektorze jasną wiadomość: nie inwestujcie, bo my nie zrobimy nic, żeby wam pomóc. Fakt, że ponad 3-letnia epopeja dotycząca ustawy o energiach odnawialnych może się zakończyć przyjęciem najgorszego z możliwych rozwiązań nadaje słowom Premiera RP niespotykanej w jego przypadku konsekwencji.

W o wiele mniejszym stopniu Polska sprzeciwia się przyjęciu celu redukcji emisji dwutlenku węgla w roku 2030 – w końcu będzie wymówka, żeby finansować budowę elektrowni atomowej… Przykład z Wielkiej Brytanii, gdzie brytyjski rząd zgodził się zagwarantować cenę, którą obecnie Niemcy płacą za każdy kilowat energii z paneli fotowoltaicznych – tylko przez prawie dwukrotnie dłuższy okres i powiększoną o stopę inflacji – nie wywarł większego wrażenia na polskim rządzie. Z jednej strony Premier Tusk krytykuje wysokie koszty energii ze źródeł odnawialnych a z drugiej promuje rozwój energetyki nuklearnej, której cena – jak udowodnił francuski EDF żądając tak wysokiego wsparcia od brytyjskiego rządu – jest wielokrotnie wyższa w przeliczeniu na jednostkę energii niż cena energii wiatrowej czy słonecznej. Oczywiście takie wsparcie może być usprawiedliwione faktem, że słońce nie zawsze świeci a wiatr nie zawsze wieje a energii potrzebujemy cały czas… Ale nieelastyczność elektrowni atomowych jest równie, jeżeli nawet nie bardziej problematyczna, niż zmienność produkcji ze źródeł odnawialnych, zwłaszcza biorąc pod uwagę wachlarz rozwiązań, żeby się z tą zmiennością uporać.

W zwiąku z powyższym, w interesie Polski jest przyjęcie amitnych celów rozwoju energii odnawialnych do roku 2030 na poziomie UE – nawet wobec sprzeciwu Polski. W sytuacji, w której rząd RP jest niechętny lub niezdolny do stworzenia ram prawnych, które zachęciłyby inwestorów do rozwoju przemysłu energii odnawialnych w Polsce, impuls musi przyjść z Brukseli. W przeciwnym wypadku Polacy bedą zmuszeni finansować kolejne kampanie „informacyjne” de facto promujące energię nuklearną tylko, żeby za kilka lat stwierdzić, że Polski nie stać na jej rozwój. Jedyne co wtedy zostanie, to budować kolejne elektrownie węglowe napędzane importowanym węglem lub  importować wiatraki i panele słoneczne z krajów, których rządy charakteryzują się nieco większą długowzrocznością w tworzeniu polityki energetycznej.

Dr. Andrzej Ancygier jest pracownikiem naukowym na Hertie School of Governance w Berlinie gdzie specjalizuje się w analizie współpracy polsko-niemieckiej w sektorze energetyki odnawialnej i klimatycznej. Andrzej Ancygier jest jak również wykładowcą w berlińskim oddziale Uniwersytetu Nowojorskiego (NYUB) jak również na Freie Universität (FUBiS).

W swoim doktoracie Ancygier analizował implementację europejskich dyrektyw 2001/77/WE oraz 2009/28/WE ze szczególnym naciskiem na rolę poszczególnych aktorów w kształtowaniu polskiej i europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej.   

KOMENTARZ

Dr Andrzej Ancyngier

Hertie School of Governance w Berlinie

Obecnie w Brukseli i stolicach krajów członkowskich trwa intensywna dyskusja na temat ilości, charakteru i wysokości celów dotyczących europejskiej polityki klimatycznej i energetycznej do roku 2030. Stanowisko Polski nie zaskakuje: Najlepiej jak najmniej celów i jeżeli już jakieś muszą być, to ważne, żeby były jak najniższe. Takie podejście do europejskiej polityki klimatycznej zachęca do postawienia dwóch pytań: dlaczego Polska jest tak niechętna ambitniejszym celom polityki klimatycznej i czy takie podejście jest faktycznie w polskim interesie?

Odpowiedź na pierwsze pytanie wydaje się być prosta i mogłaby być podsumowana jednym słowem: węgiel! Na jednej z konferencji promującej punkt wiedzenia polskiego rządu padło stwierdzenie, że Polsce o wiele trudniej będzie zredukować emisje o 80-95% do roku 2050 niż innym krajom – właśnie z powodu ogromnej zależności od węgla. Ale czy to stwierdzenie jest prawdziwe? Chodzi przecież o procentową redukcję emisję a nie ich obniżenie do poziomu wspólnego dla wszystkich krajów UE. Redukcja emisji o określony poziom będzie nawet trudniejsza dla krajów, które już mogą się poszczycić wysoką efektywnością energetyczną. Dla takich krajów jak Francja redukcja emisji będzie musiała mieć miejsce w sektorach, w których o te redukcje jest o wiele trudniej, na przykład w sektorach przemysłu energochłonnego. Przy obecnie istniejących technologiach stopniowe zastępowanie węgla innymi rodzajami energii jest – obok zwiększenia efektywności energetycznej – najtańszą metodą redukcji emisji dwutlenku węgla.

Ale właśnie kwestia dłogoterminowego podejścia do polityki energetycznej jest często ignorowana: Nikt, ale absolutnie nikt nie żąda od Polski wyłączenia elektrowni węglowych z dnia na dzień i zastąpienia ich wiatrakami i panelami słonecznymi – oczywiście z importu. Chodzi o to, żeby wprowadzić mechanizmy prawne, które zachęcą inwestorów do rozwoju nowych technologii i przemysłu energii odnawialnych w Polsce w dłuższym terminie. I właśnie z tego powodu Unia Europejska potrzebuje celu rozwoju energii odnawialnych do roku 2030. Niestety w tym przypadku i z przyczyn, które wymagają nieco głębszej analizy, polski rząd robi wszystko co w jego mocy, żeby zniechęcić inwestorów do inwestowania w tym sektorze w Polsce. Stwierdzenie premiera Tuska z marca zeszłego roku, że Polska wypełni swoje zobowiązania wyprodukowania 15% energii ze źródeł odnawialnych do roku 2020, ale „nic więcej” wysyła do inwestorów w tym sektorze jasną wiadomość: nie inwestujcie, bo my nie zrobimy nic, żeby wam pomóc. Fakt, że ponad 3-letnia epopeja dotycząca ustawy o energiach odnawialnych może się zakończyć przyjęciem najgorszego z możliwych rozwiązań nadaje słowom Premiera RP niespotykanej w jego przypadku konsekwencji.

W o wiele mniejszym stopniu Polska sprzeciwia się przyjęciu celu redukcji emisji dwutlenku węgla w roku 2030 – w końcu będzie wymówka, żeby finansować budowę elektrowni atomowej… Przykład z Wielkiej Brytanii, gdzie brytyjski rząd zgodził się zagwarantować cenę, którą obecnie Niemcy płacą za każdy kilowat energii z paneli fotowoltaicznych – tylko przez prawie dwukrotnie dłuższy okres i powiększoną o stopę inflacji – nie wywarł większego wrażenia na polskim rządzie. Z jednej strony Premier Tusk krytykuje wysokie koszty energii ze źródeł odnawialnych a z drugiej promuje rozwój energetyki nuklearnej, której cena – jak udowodnił francuski EDF żądając tak wysokiego wsparcia od brytyjskiego rządu – jest wielokrotnie wyższa w przeliczeniu na jednostkę energii niż cena energii wiatrowej czy słonecznej. Oczywiście takie wsparcie może być usprawiedliwione faktem, że słońce nie zawsze świeci a wiatr nie zawsze wieje a energii potrzebujemy cały czas… Ale nieelastyczność elektrowni atomowych jest równie, jeżeli nawet nie bardziej problematyczna, niż zmienność produkcji ze źródeł odnawialnych, zwłaszcza biorąc pod uwagę wachlarz rozwiązań, żeby się z tą zmiennością uporać.

W zwiąku z powyższym, w interesie Polski jest przyjęcie amitnych celów rozwoju energii odnawialnych do roku 2030 na poziomie UE – nawet wobec sprzeciwu Polski. W sytuacji, w której rząd RP jest niechętny lub niezdolny do stworzenia ram prawnych, które zachęciłyby inwestorów do rozwoju przemysłu energii odnawialnych w Polsce, impuls musi przyjść z Brukseli. W przeciwnym wypadku Polacy bedą zmuszeni finansować kolejne kampanie „informacyjne” de facto promujące energię nuklearną tylko, żeby za kilka lat stwierdzić, że Polski nie stać na jej rozwój. Jedyne co wtedy zostanie, to budować kolejne elektrownie węglowe napędzane importowanym węglem lub  importować wiatraki i panele słoneczne z krajów, których rządy charakteryzują się nieco większą długowzrocznością w tworzeniu polityki energetycznej.

Dr. Andrzej Ancygier jest pracownikiem naukowym na Hertie School of Governance w Berlinie gdzie specjalizuje się w analizie współpracy polsko-niemieckiej w sektorze energetyki odnawialnej i klimatycznej. Andrzej Ancygier jest jak również wykładowcą w berlińskim oddziale Uniwersytetu Nowojorskiego (NYUB) jak również na Freie Universität (FUBiS).

W swoim doktoracie Ancygier analizował implementację europejskich dyrektyw 2001/77/WE oraz 2009/28/WE ze szczególnym naciskiem na rolę poszczególnych aktorów w kształtowaniu polskiej i europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej.   

Najnowsze artykuły