Czy główni producenci ropy naftowej będą w stanie przystosować się do spadającego zapotrzebowania na czarne złoto? – zastanawia się Marcel Bielówka ze Studenckiego Koła Naukowego Energetyki w Szkole Głównej Handlowej.
Wizja 2050
Rok 2050. W dużych miastach większość ulic została zwężona do dwóch pasów, a w miejsce szerokich arterii powstały chodniki i pasy zieleni. Dzięki wysokiej jakości komunikacji miejskiej i systemów car-sharingu udało się wyeliminować wiele parkingów, których miejsca zajęły skwery i place zabaw. Ci, którzy nie udają się do pracy bądź szkoły pieszo czy rowerem, korzystają z cichych, wodorowych samochodów i autobusów. W miastach żyje się dużo przyjemniej niż jeszcze trzydzieści lat wcześniej.
Wizja ta może wydawać się abstrakcyjna, jednak coraz większa część świata stara się ją realizować. W nadchodzącej dekadzie Norwegia i Holandia zakażą rejestracji samochodów z silnikami spalinowymi. Również mniej zamożne kraje Europy Środkowej i Wschodniej kładą coraz większy nacisk na rozwój transportu publicznego czy alternatywnych form poruszania się. Popularność rowerów miejskich i zeszłoroczny boom na elektryczne hulajnogi są doskonałymi dowodami na zmieniające się trendy komunikacyjne.
Dla krajów Europy i Dalekiego Wschodu świat ze zmniejszonym udziałem ropy naftowej jako paliwa transportowego i grzewczego to świat z czystszym powietrzem, mniejszym hałasem i większą ilością przestrzeni życiowej. Zupełnie inną perspektywę mają jednak producenci i eksporterzy ropy. Dla tych krajów zmniejszone zapotrzebowanie na surowiec może oznaczać znaczne kłopoty – zarówno w sferze finansów publicznych, jak i niepokojów społecznych.
Najlepszym przykładem państwa, dla którego peak oil może stanowić duże zagrożenie, jest jeden z krajów przewodzących OPEC i największy eksporter ropy naftowej na świecie – Arabia Saudyjska. Jak podaje amerykańska Agencja Informacji Rynku Energii (EIA), w 2016 roku Królestwo Saudów odpowiadało za ok. 17 procent światowego eksportu surowca. Co równie ważne, według danych magazynu Forbes, w ubiegłym roku blisko 90 procent dochodów budżetowych tego kraju było związanych z eksportem surowca.
Poprawa: Ropociągi omijające Cieśninę Ormuz to presja polityczna na Iran
Jednocześnie, w odróżnieniu od afrykańskich despotów, saudyjska rodzina królewska chętnie dzieli się dobrodziejstwami czarnego złota ze swoimi poddanymi. Powoduje to jednak znaczne wydatki państwowe. Dlatego dla saudyjskiego budżetu bardzo ważne jest pojęcie społecznej ceny tego surowca – ceny, przy której budżet kraju znajduje się w równowadze. W 2017 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacował ją na około 83 dolary za baryłkę, co jest dość odległe od obecnych cen rynkowych, wynoszących mniej więcej 55 USD. Nie dziwi więc, że gdy w latach 2014-2015 cena ropy spadła trzykrotnie, deficyt budżetowy kraju wyniósł 15 procent. Pomimo faktu, że od tego czasu notowania surowca znacznie wzrosły, w ubiegłym roku budżet Królestwa Saudów znów wykazał deficyt, tym razem siedmioprocentowy.
Wizja 2030
Przykład Arabii Saudyjskiej dowodzi, że krajom silnie zależnym od eksportu ropy naftowej powinno zależeć na dywersyfikacji przychodów do krajowego budżetu. Świadomość zmiany modelu gospodarczego niewątpliwie ma książę-następca tronu, Muhammad bin Salman, który w 2016 roku przedstawił plan Vision 2030. W jego zamyśle, Arabia Saudyjska do roku 2030 miałaby uniezależnić się gospodarczo od rynków surowcowych. Elementami książęcego planu były m.in. znaczny rozwój źródeł odnawialnych (w tym, według informacji Reutersa, budowę ok. 40 GW mocy w farmach fotowoltaicznych), zwiększenie dochodów z turystyki oraz budowa NEOM – futurystycznego smart city, które miało stać się biznesowym centrum kraju. Książę Muhammad był też spiritus movens nawiązania współpracy między Funduszem Inwestycji Publicznych, saudyjskim państwowym funduszem majątkowym, z SoftBankiem, największym funduszem venture capital na świecie.
Dużo łatwiej powiedzieć niż zrobić. Książę-następca okazał się niezbyt otwarty na podzielenie się władzą z rynkami finansowymi. Głównym punktem Vision 2030 było częściowe wprowadzenie na giełdę akcji Saudi Aramco, saudyjskiego potentata naftowego i prawdopodobnie najdroższej firmy na świecie. W chwili ogłoszenia planu wartość Aramco szacowana była przez dwór królewski na 2 biliony dolarów. Jednak operacja wprowadzenia przedsiębiorstwa na giełdę została wstrzymana – a doniesienia prasowe sugerują, że ze względu na fakt, iż wartość rynkowa oferty giełdowej nie dorównałaby oczekiwaniom księcia Muhammada. Choć nadworni urzędnicy podkreślają, że plan wprowadzenia Aramco na parkiet został jedynie opóźniony, a sama firma w międzyczasie wypuściła obligacje korporacyjne, wielu analityków spodziewa się, że IPO arabskiej korporacji to sprawa zamknięta.
Jeszcze innym elementem, który niewątpliwie wpływa na atrakcyjność kraju dla zagranicznych inwestorów, jest siła i niezależność instytucji państwa. Do tej grupy zalicza się, między innymi, organy ściągania i sądy. W tym zakresie Arabii Saudyjskiej z pewnością nie pomogła sprawa zabójstwa Jamala Khashoggiego – dziennikarza, który bardzo często krytykował rodzinę rządzącą. Wiele raportów i wskazówek sugeruje, że w kręgu podejrzanych o zlecenie operacji mogą znajdować się przedstawiciele dworu królewskiego, jednak oficjalnie nie znaleziono żadnego powiązania. Trzeba podkreślić, że państwa, które nie potrafią chronić swoich obywateli lub wręcz ich prześladują, a później nie zapewniają ofiarom i ich rodzinom sprawiedliwego procesu, nie są atrakcyjne dla zagranicznego kapitału. W powyższym przypadku instytucje państwa saudyjskiego okazały się wprawdzie silne, lecz z pewnością nie niezależne od władzy centralnej.
Jakóbik: Rewolucja łupkowa daje Trumpowi zielone światło do nowej wojny
Do uniezależnienia krajowego budżetu od ropy naftowej nie wystarczy bowiem zbudować hektarów fotowoltaiki, stworzyć futurystycznego miasta czy „sypnąć groszem” funduszom venture capital. Budowa dojrzałej gospodarki – a więc opartej na usługach, wiedzy i nowych technologiach – wymaga inwestycji w budowę trwałego i stabilnego otoczenia prawnego i rynkowego, którego nie można naginać czy zmieniać wedle kaprysu aktualnego przywódcy. Tę lekcję doskonale odrobili Chińczycy w latach ’90, co niewątpliwie pomogło im stać się drugą gospodarką świata.
A jeśli krajom-eksporterom nie uda się zreformować gospodarek i odejść od zależności od ropy naftowej? Jedną z bardziej prawdopodobnych opcji jest podążenie drogą innego członka kartelu, Wenezueli. Złe zarządzanie, wydawanie petrodolarów na konsumpcję zamiast inwestycje i brak dywersyfikacji źródeł dochodów gospodarki narodowej doprowadziły to państwo do wielkiej biedy i na skraj wojny domowej. Choć w chwili obecnej może wydawać się to nieprawdopodobne, w przypadku gwałtownego spadku zapotrzebowania na ropę i cen tego surowca, podobny los może spotkać państwo Saudów.
Uniezależnić się od ropy
Arabia Saudyjska jest krajem bogatym i stabilnym politycznie. Posiada środki, które można przeznaczyć na modernizację gospodarki, i władzę, która rozumie, że w jej interesie jest znalezienie innych dochodów budżetowych niż eksport ropy. Dzięki temu może stać się przykładem dla innych eksporterów surowców w zakresie mądrego wykorzystania dobrodziejstw bogactw naturalnych. Jednak nie da się tego osiągnąć bez zbudowania silnych i niezależnych od władzy instytucji oraz oddania choć części władzy rynkom i inwestorom. W perspektywie kilkunastu lat spadające ceny ropy mogą doprowadzić do zmniejszenia transferów społecznych, a to – do poważnych niepokojów wśród poddanych. Wówczas jednak na transformację gospodarczą będzie już za późno.