icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Arendarski: Reforma albo blackout

KOMENTARZ

Andrzej Arendarski

Prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Straszenie blackoutem przestało być domeną opozycji, która nie pozostawia suchej nitki na polityce energetycznej rządu. Ministerstwo Gospodarki w ogłoszonym niedawno raporcie  informuje, że już  niedługo, bo w latach 2016-2017 Polsce grozi niedobór mocy. W ocenie ekspertów, zima 2017 r. może okazać się prawdziwą katastrofą. Przyczyna jest prosta – zaniedbania w zakresie inwestycji w nowe bloki energetyczne i modernizację bloków już istniejących.

Inwestycje w konwencjonalną energetykę to temat, który dołączył do długiej listy tematów niewygodnych dla polityków. W budżecie państwa, który z roku na rok powiększa swój deficyt, trudno znaleźć potrzebne setki milionów. Próba przerzucenia całej odpowiedzialności za inwestycje na spółki Skarbu Państwa, jak uczy przykład awantury wokół Elektrowni Opole, musi zakończyć się fiaskiem. Do tego dochodzą głośne i atrakcyjne medialnie protesty pseudoekologów, którzy z uporem godnym lepszej sprawy twierdzą, że Polska, która pod względem ukształtowania geograficznego nie jest ani Holandią, ani Saharą, może zaspokoić swój popyt na energię dzięki wiatrakom i ogniwom słonecznym. Każdy, kto ma czelność bronić energetyki opartej na węglu, ma serce z kamienia i nie zwraca uwagi na śmiertelne żniwo, jakie ów węgiel zbiera – jak wypomnieli mi kilka dni temu eksperci Greenpeace na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”.

Chodzi jednak o coś więcej, niż znalezienie środków na inwestycje. Bez weryfikacji założeń polityki energetycznej i bez uchwalenia regulacji o kluczowym znaczeniu dla sektora energetyczno-paliwowego nie będzie możliwe przełożenie politycznych deklaracji na konkrety. To właśnie brak odpowiednich ustaw jest jednym z ważniejszych powodów zastoju w energetyce. Osławiony pakiet ustaw energetycznych od wielu miesięcy rodzi się w bólach i nie będę zdziwiony, jeżeli obecny parlament nie zdąży nad nim procedować.

Konieczne jest zrobienie porządku w zakresie narzędzi gwarantujących rentowność inwestycji energetycznych i zmniejszających poziom ryzyka. Na uwagę zasługują opinie, wedle których mechanizmem wsparcia mógłby być rynek mocy. Ponieważ brak jest magazynów energii, producenci muszą być w gotowości do jej dostarczenia cały czas. Rynek mocy byłby więc miejscem obrotu zdolnościami wytwórczymi. Wówczas elektrownie konwencjonalne mogłyby zrekompensować część kosztów, wynikających z dysponowania mocą rezerwową. Najwyższy czas o tym pomyśleć.

KOMENTARZ

Andrzej Arendarski

Prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Straszenie blackoutem przestało być domeną opozycji, która nie pozostawia suchej nitki na polityce energetycznej rządu. Ministerstwo Gospodarki w ogłoszonym niedawno raporcie  informuje, że już  niedługo, bo w latach 2016-2017 Polsce grozi niedobór mocy. W ocenie ekspertów, zima 2017 r. może okazać się prawdziwą katastrofą. Przyczyna jest prosta – zaniedbania w zakresie inwestycji w nowe bloki energetyczne i modernizację bloków już istniejących.

Inwestycje w konwencjonalną energetykę to temat, który dołączył do długiej listy tematów niewygodnych dla polityków. W budżecie państwa, który z roku na rok powiększa swój deficyt, trudno znaleźć potrzebne setki milionów. Próba przerzucenia całej odpowiedzialności za inwestycje na spółki Skarbu Państwa, jak uczy przykład awantury wokół Elektrowni Opole, musi zakończyć się fiaskiem. Do tego dochodzą głośne i atrakcyjne medialnie protesty pseudoekologów, którzy z uporem godnym lepszej sprawy twierdzą, że Polska, która pod względem ukształtowania geograficznego nie jest ani Holandią, ani Saharą, może zaspokoić swój popyt na energię dzięki wiatrakom i ogniwom słonecznym. Każdy, kto ma czelność bronić energetyki opartej na węglu, ma serce z kamienia i nie zwraca uwagi na śmiertelne żniwo, jakie ów węgiel zbiera – jak wypomnieli mi kilka dni temu eksperci Greenpeace na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”.

Chodzi jednak o coś więcej, niż znalezienie środków na inwestycje. Bez weryfikacji założeń polityki energetycznej i bez uchwalenia regulacji o kluczowym znaczeniu dla sektora energetyczno-paliwowego nie będzie możliwe przełożenie politycznych deklaracji na konkrety. To właśnie brak odpowiednich ustaw jest jednym z ważniejszych powodów zastoju w energetyce. Osławiony pakiet ustaw energetycznych od wielu miesięcy rodzi się w bólach i nie będę zdziwiony, jeżeli obecny parlament nie zdąży nad nim procedować.

Konieczne jest zrobienie porządku w zakresie narzędzi gwarantujących rentowność inwestycji energetycznych i zmniejszających poziom ryzyka. Na uwagę zasługują opinie, wedle których mechanizmem wsparcia mógłby być rynek mocy. Ponieważ brak jest magazynów energii, producenci muszą być w gotowości do jej dostarczenia cały czas. Rynek mocy byłby więc miejscem obrotu zdolnościami wytwórczymi. Wówczas elektrownie konwencjonalne mogłyby zrekompensować część kosztów, wynikających z dysponowania mocą rezerwową. Najwyższy czas o tym pomyśleć.

Najnowsze artykuły