icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Lipka: Atom będzie energetyczną autostradą. Obrona węgla i OZE to ideologia

Atom energetyczną autostradą – raz zainwestowane pieniądze pracują przez okres trzech pokoleń przynosząc korzyści całemu społeczeństwu! – przekonuje mgr inż. Jerzy Lipka – przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Atom się opłaci…

Miałem dziś okazję przeczytać artykuł redaktorów z portalu „Wysokie Napięcie” pt „Atom za pieniądze Orlenu, to możliwe?” jak widzę dobre samopoczucie nie opuszcza przeciwników „polskiego atomu”. Jest jednak kilka istotnych kwestii które w swoim rozumowaniu całkowicie pominęli, co nie dziwi, bo gdy się je uwzględni i spojrzy bardziej całościowo, szanse energetyki jądrowej na rynku wyglądają inaczej niż to przedstawiają autorzy.

Po pierwsze – skąd autorzy czerpią przekonanie, że koszt dwóch bloków elektrowni jądrowej wyniesie 60 mld zł? Ta cyfra jest dość enigmatycznie podawana przez różne źródła, lecz odnieść się można do niej bardziej merytorycznie dopiero po rozpoczęciu w Polsce postępowania przetargowego i otwarciu ofert poszczególnych konsorcjów chcących zbudować elektrownię. No ale z braku tych prawdziwych danych weźmy to za jakiś szacunkowy orientacyjny koszt.

Koszt zbudowania elektrowni jądrowej rozkłada się na poszczególne lata w trakcie trwania inwestycji. Nie są to więc pieniądze wydane w ciągu jednego czy dwóch lat, lecz raczej w ciągu lat 10, największe kwoty przypadają w środkowych latach tego okresu. Czyli w piątym, szóstym i siódmym roku. Odpowiednio są to kwoty 7,2 mld zł, 7,8 mld zł oraz 9 mld zł. W pozostałych latach są to środki finansowe pomiędzy 2,4 mld zł a 5,4 mld zł. Biorąc pod uwagę kwoty tak rozłożone, pozwolę się nie zgodzić z twierdzeniem autorów, że projekt jest nie do udźwignięcia dla pięciu czy sześciu największych podmiotów w polskiej gospodarce jakimi są oprócz spółek energetycznych Orlen, Lotos czy KGHM. To tylko i wyłącznie kwestia ustalenia priorytetów w wydatkach, i jeśli elektrownia jądrowa taki priorytet uzyska, wtedy jej sfinansowanie bez zaciągania wielkich kredytów przez w/w podmioty będzie możliwe. Zwłaszcza jeśli do tych dużych dołączą mniejsi udziałowcy.

…długofalowo

O ile jednak wpływ krótkookresowy będzie polegał na zwiększonych wydatkach o tyle wpływ długookresowy, a mówimy tu o okresie nawet ponad trzech pokoleń, będzie przynosił niezaprzeczalne korzyści dla całego społeczeństwa. Podkreślam ten zwrot – całego społeczeństwa – bo dziś Państwo Polskie niestety inwestuje dziesiątki mld zł rocznie w branżowe i emerytalne przywileje, z których korzystają tylko nieliczni! Polityka nie sprzyja racjonalności i zdrowemu rozsądkowi.

Elektrownia jądrowa to nie tylko produkowana po względnie niskich kosztach energia elektryczna. To również korzyści cywilizacyjne i gospodarcze. Niektóre z nich na pieniądze się przekładają lecz nawet trudno je oszacować. Powstałaby bowiem w Polsce zupełnie nowa gałąź gospodarki – branża jądrowa. Obowiązują w niej zupełnie inne dużo wyższe standardy jakościowe niż w pozostałych gałęziach, może poza przemysłem kosmicznym! Polskie firmy dostosowując się do tych wymogów wskoczyłyby od razu na zupełnie inny niż dziś poziom technologiczny i cywilizacyjny. Branża jądrowa ciągnęłaby w górę także naukę polską, zwiększając jej potencjał. O tych korzyściach nie wolno zapominać, bez budowy elektrowni jądrowej nie da się tego osiągnąć!

Budowa elektrowni jądrowej generuje bezpośrednio 4 tys. miejsc pracy, lecz pośrednio wielokrotnie więcej. Przede wszystkim u kooperantów, lecz nawet w branżach nie związanych z energetyką, bo przecież pracownicy muszą gdzieś zjeść, mieszkać, ostrzyc się itp. Natomiast przez cały okres swojej pracy, elektrownia generuje etaty, które może stworzyć gmina za pieniądze wpłacane w formie podatków. Są to sumy o jakich bez tej inwestycji okoliczne gminy nie mogłyby nawet marzyć. Miejsca pracy trwałe i na długo, bo czas pracy takiej elektrowni III generacji przekracza 60 lat w praktyce mogąc dochodzić niemal do 100 lat.

Atom będzie taniał w porównaniu z innymi źródłami

Ale przyjrzyjmy się też konkretnym przykładom atomowych inwestycji realizowanych w Europie, a przytaczanych przez redaktorów jako „nieprzezwyciężalne problemy” branży jądrowej w strefie euroatlantyckiej.

Projekty Flamanville i Olkuioto były to prototypowe elektrownie z reaktorem francuskim EPR. W przypadku prototypów zawsze problemów jest najwięcej i występują nieprzewidziane zupełnie kłopoty. W Finlandii ponadto kłopoty Arevy, firmy bez doświadczenia w budowie elektrowni jądrowych (producent reaktorów) pogłębione zostały faktem, że fiński nadzór jądrowy może ingerować w proces inwestycji i zmieniać w jego trakcie pierwotne założenia i wymogi. To spowodowało opóźnienia o długie lata. W Polsce mam nadzieję takiego prawa nikt nie planuje wprowadzać! Te same EPR w Chinach realizowane były bez większych problemów.

Z kolei obie te inwestycje, plus przytoczona przez redaktorów Wysokiego Napięcia rozbudowa elektrowni Paks na Węgrzech odbywają się w trybie bezprzetargowym. Co to znaczy? Jedna firma ma z góry zagwarantowany kontrakt (w W. Brytanii EdF, na Węgrzech Rosatom) i tym samym może dyktować swoje warunki. W Polsce póki co rozwiązanie ma być inne, potencjalnych chętnych do budowy elektrowni jest aż pięciu, w tym azjatycki koncern południowokoreański KEPKO. Wspominam o nim nie bez kozery, bo jego oferta cenowa będzie mieć wpływ też i na wszystkie pozostałe! Przy czym najwyższa jest zawsze cena pierwszego bloku, kolejne w tej samej elektrowni będą od 15 do 20% tańsze!

Biorąc pod uwagę brak energii na północy Polski (tylko 40% zużywanej na Pomorzu energii elektrycznej dziś jest tam produkowane, reszta po wysokich kosztach przesyłana z odległych rejonów kraju) rynek zbytu dla takiej elektrowni jest zapewniony. Niestabilne źródła OZE mimo intensywnego rozwoju na Pomorzu, nie były w stanie jak dotąd powyższej luki zapełnić. Nie zapełnią jej i farmy morskie planowane przy współfinansowaniu przez firmę Kulczyka, pamiętajmy bowiem, że 3000 MW energii zainstalowanej w takich farmach nie odpowiada 3000 MW zainstalowanych w elektrowni jądrowej z uwagi na zupełnie inny współczynnik rocznego wykorzystania mocy.

Kolosalny błąd redaktorzy Wysokiego Napięcia popełniają przy ocenie szans energii elektrycznej wyprodukowanej w elektrowni jądrowej na giełdzie energii w kraju! Polega on na tym, że cenę prądu który będzie wyprodukowany około roku 2030 odnoszą do ceny dzisiejszej, średnio dla  całej Polski ok. 160 zł / MWh.

Przypominam redaktorom, że już energia z nowo budowanych elektrowni węglowych będzie musiała być znacznie wyższa, np. z Opola 5 i 6 będzie to między 320 a 360 zł / MWh. Tamta cena 160 zł/MWh dotyczy elektrowni starych, dawno zamortyzowanych, które w ciągu najbliższych 10 lat będą musiały być sukcesywnie zamykane! Już nawet modernizacja słynnych 200 MW bloków których w polskiej energetyce jest sporo będzie prawdopodobnie nieopłacalna.

Jest bardzo realne, że jeśli chodzi o elektrownie węglowe czy gazowe, to koszty energii z nich jeszcze dodatkowo wzrosną z powodu wyższych opłat za każdą tonę emisji CO2, z dzisiejszych 8 euro, do 30 euro lub nawet więcej. Elektrownie emisyjne stracą bardzo na opłacalności, prąd w nich produkowany będzie drogi na rynku. A jeśli postawimy na masowy rozwój OZE, będziemy musieli wybudować szczególnie dużo elektrowni szczytowych na gaz, do wsparcia tych źródeł. Czyli zafundujemy sobie sami bardzo drogą energię!

W przeciwieństwie do elektrowni jądrowej branża OZE generuje miejsca pracy tylko dokąd trwają państwowe dotacje do tego  biznesu, a gdy te znikają, miejsca pracy znikają wraz z nimi. Dotacje i preferencje dla energetyki słonecznej i wiatrowej muszą trwać przez cały okres działania tych źródeł. Mylny jest przy tym pogląd, że ich koszt inwestycyjny kończy się na zbudowaniu wiatraków czy zainstalowaniu paneli. Bo przecież źródła te nie będą działać bez rezerwy wirującej, głównie elektrowni gazowych szczytowych, gotowych w każdej chwili zastąpić OZE, gdy przestanie wiać wiatr lub przestanie świecić słońce.

To ostatnie szczególnie w zimie nas nie rozpieszcza a w grudniu i styczniu zwłaszcza w okresie zapotrzebowania w szczycie społeczeństwo nie może korzystać z energii słonecznej. Do tego doliczyć trzeba koszt dostosowania sieci do współpracy z tak niestabilnymi źródłami. A musi ona być przystosowana do przenoszenia obciążeń przekraczających pięciokrotnie średnią moc wydzieloną przez wiatraki w ciągu roku. Tak więc nawet względny spadek kosztów wyprodukowania elementów do wiatraków czy paneli słonecznych nie rozwiązuje tu problemu. Aż do wynalezienia magazynów energii na naprawdę dużą skalę, co jest zapowiadane od pięćdziesięciu lat, lecz do czego dotąd mimo zainwestowania dużych środków nie doszło!

Efektywność wykorzystania mocy wiatraków na lądzie to rocznie zaledwie 17% w polskich warunkach, na morzu nieco więcej, lecz też nie porywa, bo 35%. Hydroelektrownie mają ten współczynnik na poziomie 50% a energetyka słoneczna 10-12%. W porównaniu z nimi elektrownie węglowe to 80%, natomiast jądrowe 90%. Przy czym elektrownie jądrowe III generacji są dość elastyczne mogąc bezpiecznie pracować w zakresie mocy od 25% do 100%.

Roczne koszty jakie społeczeństwo polskie ponosi z powodu niestabilności OZE szacowane są na 4 mld zł. W porównaniu z Niemcami, gdzie od jakiegoś czasu ideologia i dogmat zdominowały kwestie energetyczne to i tak nic, ponieważ tam wydatki na „Energiewende” sięgnęły od początku jego realizacji 220 mld euro czyli sumę wielokrotnie przekraczającą roczny polski budżet . A miało być tak pięknie, koszty energetycznej transformacji miały nie przekroczyć miesięcznie na osobę ceny kulki lodów, jak wyraził się jeden z „zielonych” ministrów.

Więc skoro nie OZE to może węgiel? Kontynuacja energetyki opartej o spalanie węgla brunatnego i kamiennego i rezygnacja z energetyki jądrowej byłaby tym samym, co przed wojną decyzja o rezygnacji z rozwoju motoryzacji na rzecz trakcji konnej, rozwoju dorożek czy powozów. Istnieje pozorne podobieństwo obu typów elektrowni jądrowej i węglowej – posiadają turbiny, generatory, systemy chłodzenia. Tyle że sposób produkcji energii cieplnej odbywa się w reaktorach jądrowych z wydajnością 200 mln elektronowoltów na każdy atom, podczas gdy spalanie węgla w parowych kotłach to zaledwie 4 elektronowolty na atom! To czyni ogromną różnicę jakościową. To inna energetyczna epoka!

Już samo porównanie ilości surowca koniecznego do wyprodukowania tej samej ilości energii jest dla węgla druzgocące. Z tym też wiąże się różnica w ilości odpadów.

Przykładowo elektrownia węglowa 1000 MW mocy potrzebuje aż 2,5 mln ton węgla rocznie by wyprodukować w tym czasie 7 TWh energii elektrycznej. To kilka pociągów dziennie! Oczywiście ilość odpadów też jest wielkością tego rzędu. Leżą niezabezpieczone na składowiskach a ci co tak się obawiają odpadów z elektrowni jądrowych bardziej martwić się dziś powinny tymi milionami ton żużlu zalegającego na ogromnych hałdach w pobliżu elektrowni – patrz na zdjęciach krajobraz Śląska!

Podczas gdy elektrownia jądrowa tej samej mocy (1000 MW) potrzebuje w chwili rozruchu jednorazowo ok. 130 ton paliwa jądrowego (lekko wzbogacony uran) i każdego roku wymieniane jest ok. 22 ton paliwa. Produkuje w tym czasie też ok. 7 TWh energii. Objętościowo z uwagi na ciężar właściwy uranu wymienione paliwo to mniej niż 2 metry kwadratowe. Odpady z elektrowni jądrowej których ilość jest znikoma w porównaniu z węglową, przechowywane są ok. 5 lat w basenie na terenie elektrowni gdzie wytracają częściowo aktywność, następnie zabezpieczone w ołowianych pojemnikach lub zatopione w szkle (pochłaniają promieniowanie gama) wywożone są na podziemne składowisko odpadów.

Ideologiczna obrona węgla i OZE

W naszym kraju węgiel traktowany jest ideologicznie, podobnie jak na zachodzie OZE. Panuje dogmat o „narodowym bogactwie” czy też żeby „opierać się na rodzimych źródłach”. Branża węglowa ze względów czysto politycznych otrzymywała gigantyczne wsparcie z budżetu państwa. W latach 1990 – 2005 była to w sumie kwota 360 mld zł. Ostatnio w latach 2015 – 2017 tzw „dokapitalizowanie” branży górniczej kosztowało spółki energetyczne w sumie ok. 7 mld zł!  To nie wszystko, bo państwo wzięło na siebie koszt wypłaty tzw deputatów węglowych, wypłacanych emerytom górniczym, które są elementem rozległych niezwykle kosztownych dla społeczeństwa przywilejów górniczych.

W świetle powyższego, wydatki konieczne na wybudowanie elektrowni jądrowej niemałe przecież, jawią się jako bardzo niewielki koszt.

Co ciekawe również Niemcy mimo głoszonej ideologii walki z globalnym ociepleniem musieli w wyniku stopniowego pozbywania się energetyki jądrowej powracać do węgla i to na dużą skalę. Państwo to jest dziś największym w Europie konsumentem węgla, zwłaszcza brunatnego, na które to paliwo działają nowo pobudowane elektrownie. Budowane po to, by nie doszło do braku energii na rynku i by wypełnić lukę po zamykanych elektrowniach jądrowych.

Niedawno oficjalnie przyznano, że Niemcy nie są w stanie wypełnić swoich zobowiązań redukcji emisji CO2 o 40% do roku 2020 w stosunku do roku bazowego 1990! Od początku Energiewende mamy do czynienia zamiast z redukcją emisji, jej minimalnym wzrostem jeśli chodzi o całą gospodarkę o prawie 2%, zaś jeśli weźmiemy sam sektor energetyczny wzrost emisji CO2 w wyniku pracy nowych elektrowni na węgiel brunatny oraz szczytowych gazowych wspierających OZE wyniósł już 43% w stosunku do okresu sprzed Energiewende. Przypomnijmy, że RFN była kiedyś państwem, gdzie ilość energii elektrycznej produkowanej w elektrowniach jądrowych stanowiła 1/3 całej produkowanej w tym kraju energii. Tymczasem dziś elektrownie jądrowe dostarczają najtaniej na tamtejszym rynku jeszcze 13,7% energii.

Takie mamy skutki dominacji dogmatów i ideologii nad zdrowym rozsądkiem. Do takiej rewolucji energetycznej redaktorzy „Wysokiego Napięcia” chcą przygotować i nakłonić polskie społeczeństwo i rząd.

Jestem innego zdania niż oni. Nie twierdzę przy tym, że elektrownia jądrowa będzie niskim kosztem dla nas jako społeczeństwa. Na pewno jednak niższym niż pakowanie się w ślepą uliczkę podobną do niemieckiej rewolucji energetycznej i odnawialnych mrzonek.

Będzie kosztem który warto ponieść z uwagi na późniejsze długotrwałe korzyści gospodarcze i cywilizacyjne, tak jak niegdyś większe jeszcze koszty poniesiono na budowę dróg ekspresowych z których teraz korzystamy.

Wrochna: Polska potrzebuje symbiozy węgla i atomu (ROZMOWA)

Atom energetyczną autostradą – raz zainwestowane pieniądze pracują przez okres trzech pokoleń przynosząc korzyści całemu społeczeństwu! – przekonuje mgr inż. Jerzy Lipka – przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Atom się opłaci…

Miałem dziś okazję przeczytać artykuł redaktorów z portalu „Wysokie Napięcie” pt „Atom za pieniądze Orlenu, to możliwe?” jak widzę dobre samopoczucie nie opuszcza przeciwników „polskiego atomu”. Jest jednak kilka istotnych kwestii które w swoim rozumowaniu całkowicie pominęli, co nie dziwi, bo gdy się je uwzględni i spojrzy bardziej całościowo, szanse energetyki jądrowej na rynku wyglądają inaczej niż to przedstawiają autorzy.

Po pierwsze – skąd autorzy czerpią przekonanie, że koszt dwóch bloków elektrowni jądrowej wyniesie 60 mld zł? Ta cyfra jest dość enigmatycznie podawana przez różne źródła, lecz odnieść się można do niej bardziej merytorycznie dopiero po rozpoczęciu w Polsce postępowania przetargowego i otwarciu ofert poszczególnych konsorcjów chcących zbudować elektrownię. No ale z braku tych prawdziwych danych weźmy to za jakiś szacunkowy orientacyjny koszt.

Koszt zbudowania elektrowni jądrowej rozkłada się na poszczególne lata w trakcie trwania inwestycji. Nie są to więc pieniądze wydane w ciągu jednego czy dwóch lat, lecz raczej w ciągu lat 10, największe kwoty przypadają w środkowych latach tego okresu. Czyli w piątym, szóstym i siódmym roku. Odpowiednio są to kwoty 7,2 mld zł, 7,8 mld zł oraz 9 mld zł. W pozostałych latach są to środki finansowe pomiędzy 2,4 mld zł a 5,4 mld zł. Biorąc pod uwagę kwoty tak rozłożone, pozwolę się nie zgodzić z twierdzeniem autorów, że projekt jest nie do udźwignięcia dla pięciu czy sześciu największych podmiotów w polskiej gospodarce jakimi są oprócz spółek energetycznych Orlen, Lotos czy KGHM. To tylko i wyłącznie kwestia ustalenia priorytetów w wydatkach, i jeśli elektrownia jądrowa taki priorytet uzyska, wtedy jej sfinansowanie bez zaciągania wielkich kredytów przez w/w podmioty będzie możliwe. Zwłaszcza jeśli do tych dużych dołączą mniejsi udziałowcy.

…długofalowo

O ile jednak wpływ krótkookresowy będzie polegał na zwiększonych wydatkach o tyle wpływ długookresowy, a mówimy tu o okresie nawet ponad trzech pokoleń, będzie przynosił niezaprzeczalne korzyści dla całego społeczeństwa. Podkreślam ten zwrot – całego społeczeństwa – bo dziś Państwo Polskie niestety inwestuje dziesiątki mld zł rocznie w branżowe i emerytalne przywileje, z których korzystają tylko nieliczni! Polityka nie sprzyja racjonalności i zdrowemu rozsądkowi.

Elektrownia jądrowa to nie tylko produkowana po względnie niskich kosztach energia elektryczna. To również korzyści cywilizacyjne i gospodarcze. Niektóre z nich na pieniądze się przekładają lecz nawet trudno je oszacować. Powstałaby bowiem w Polsce zupełnie nowa gałąź gospodarki – branża jądrowa. Obowiązują w niej zupełnie inne dużo wyższe standardy jakościowe niż w pozostałych gałęziach, może poza przemysłem kosmicznym! Polskie firmy dostosowując się do tych wymogów wskoczyłyby od razu na zupełnie inny niż dziś poziom technologiczny i cywilizacyjny. Branża jądrowa ciągnęłaby w górę także naukę polską, zwiększając jej potencjał. O tych korzyściach nie wolno zapominać, bez budowy elektrowni jądrowej nie da się tego osiągnąć!

Budowa elektrowni jądrowej generuje bezpośrednio 4 tys. miejsc pracy, lecz pośrednio wielokrotnie więcej. Przede wszystkim u kooperantów, lecz nawet w branżach nie związanych z energetyką, bo przecież pracownicy muszą gdzieś zjeść, mieszkać, ostrzyc się itp. Natomiast przez cały okres swojej pracy, elektrownia generuje etaty, które może stworzyć gmina za pieniądze wpłacane w formie podatków. Są to sumy o jakich bez tej inwestycji okoliczne gminy nie mogłyby nawet marzyć. Miejsca pracy trwałe i na długo, bo czas pracy takiej elektrowni III generacji przekracza 60 lat w praktyce mogąc dochodzić niemal do 100 lat.

Atom będzie taniał w porównaniu z innymi źródłami

Ale przyjrzyjmy się też konkretnym przykładom atomowych inwestycji realizowanych w Europie, a przytaczanych przez redaktorów jako „nieprzezwyciężalne problemy” branży jądrowej w strefie euroatlantyckiej.

Projekty Flamanville i Olkuioto były to prototypowe elektrownie z reaktorem francuskim EPR. W przypadku prototypów zawsze problemów jest najwięcej i występują nieprzewidziane zupełnie kłopoty. W Finlandii ponadto kłopoty Arevy, firmy bez doświadczenia w budowie elektrowni jądrowych (producent reaktorów) pogłębione zostały faktem, że fiński nadzór jądrowy może ingerować w proces inwestycji i zmieniać w jego trakcie pierwotne założenia i wymogi. To spowodowało opóźnienia o długie lata. W Polsce mam nadzieję takiego prawa nikt nie planuje wprowadzać! Te same EPR w Chinach realizowane były bez większych problemów.

Z kolei obie te inwestycje, plus przytoczona przez redaktorów Wysokiego Napięcia rozbudowa elektrowni Paks na Węgrzech odbywają się w trybie bezprzetargowym. Co to znaczy? Jedna firma ma z góry zagwarantowany kontrakt (w W. Brytanii EdF, na Węgrzech Rosatom) i tym samym może dyktować swoje warunki. W Polsce póki co rozwiązanie ma być inne, potencjalnych chętnych do budowy elektrowni jest aż pięciu, w tym azjatycki koncern południowokoreański KEPKO. Wspominam o nim nie bez kozery, bo jego oferta cenowa będzie mieć wpływ też i na wszystkie pozostałe! Przy czym najwyższa jest zawsze cena pierwszego bloku, kolejne w tej samej elektrowni będą od 15 do 20% tańsze!

Biorąc pod uwagę brak energii na północy Polski (tylko 40% zużywanej na Pomorzu energii elektrycznej dziś jest tam produkowane, reszta po wysokich kosztach przesyłana z odległych rejonów kraju) rynek zbytu dla takiej elektrowni jest zapewniony. Niestabilne źródła OZE mimo intensywnego rozwoju na Pomorzu, nie były w stanie jak dotąd powyższej luki zapełnić. Nie zapełnią jej i farmy morskie planowane przy współfinansowaniu przez firmę Kulczyka, pamiętajmy bowiem, że 3000 MW energii zainstalowanej w takich farmach nie odpowiada 3000 MW zainstalowanych w elektrowni jądrowej z uwagi na zupełnie inny współczynnik rocznego wykorzystania mocy.

Kolosalny błąd redaktorzy Wysokiego Napięcia popełniają przy ocenie szans energii elektrycznej wyprodukowanej w elektrowni jądrowej na giełdzie energii w kraju! Polega on na tym, że cenę prądu który będzie wyprodukowany około roku 2030 odnoszą do ceny dzisiejszej, średnio dla  całej Polski ok. 160 zł / MWh.

Przypominam redaktorom, że już energia z nowo budowanych elektrowni węglowych będzie musiała być znacznie wyższa, np. z Opola 5 i 6 będzie to między 320 a 360 zł / MWh. Tamta cena 160 zł/MWh dotyczy elektrowni starych, dawno zamortyzowanych, które w ciągu najbliższych 10 lat będą musiały być sukcesywnie zamykane! Już nawet modernizacja słynnych 200 MW bloków których w polskiej energetyce jest sporo będzie prawdopodobnie nieopłacalna.

Jest bardzo realne, że jeśli chodzi o elektrownie węglowe czy gazowe, to koszty energii z nich jeszcze dodatkowo wzrosną z powodu wyższych opłat za każdą tonę emisji CO2, z dzisiejszych 8 euro, do 30 euro lub nawet więcej. Elektrownie emisyjne stracą bardzo na opłacalności, prąd w nich produkowany będzie drogi na rynku. A jeśli postawimy na masowy rozwój OZE, będziemy musieli wybudować szczególnie dużo elektrowni szczytowych na gaz, do wsparcia tych źródeł. Czyli zafundujemy sobie sami bardzo drogą energię!

W przeciwieństwie do elektrowni jądrowej branża OZE generuje miejsca pracy tylko dokąd trwają państwowe dotacje do tego  biznesu, a gdy te znikają, miejsca pracy znikają wraz z nimi. Dotacje i preferencje dla energetyki słonecznej i wiatrowej muszą trwać przez cały okres działania tych źródeł. Mylny jest przy tym pogląd, że ich koszt inwestycyjny kończy się na zbudowaniu wiatraków czy zainstalowaniu paneli. Bo przecież źródła te nie będą działać bez rezerwy wirującej, głównie elektrowni gazowych szczytowych, gotowych w każdej chwili zastąpić OZE, gdy przestanie wiać wiatr lub przestanie świecić słońce.

To ostatnie szczególnie w zimie nas nie rozpieszcza a w grudniu i styczniu zwłaszcza w okresie zapotrzebowania w szczycie społeczeństwo nie może korzystać z energii słonecznej. Do tego doliczyć trzeba koszt dostosowania sieci do współpracy z tak niestabilnymi źródłami. A musi ona być przystosowana do przenoszenia obciążeń przekraczających pięciokrotnie średnią moc wydzieloną przez wiatraki w ciągu roku. Tak więc nawet względny spadek kosztów wyprodukowania elementów do wiatraków czy paneli słonecznych nie rozwiązuje tu problemu. Aż do wynalezienia magazynów energii na naprawdę dużą skalę, co jest zapowiadane od pięćdziesięciu lat, lecz do czego dotąd mimo zainwestowania dużych środków nie doszło!

Efektywność wykorzystania mocy wiatraków na lądzie to rocznie zaledwie 17% w polskich warunkach, na morzu nieco więcej, lecz też nie porywa, bo 35%. Hydroelektrownie mają ten współczynnik na poziomie 50% a energetyka słoneczna 10-12%. W porównaniu z nimi elektrownie węglowe to 80%, natomiast jądrowe 90%. Przy czym elektrownie jądrowe III generacji są dość elastyczne mogąc bezpiecznie pracować w zakresie mocy od 25% do 100%.

Roczne koszty jakie społeczeństwo polskie ponosi z powodu niestabilności OZE szacowane są na 4 mld zł. W porównaniu z Niemcami, gdzie od jakiegoś czasu ideologia i dogmat zdominowały kwestie energetyczne to i tak nic, ponieważ tam wydatki na „Energiewende” sięgnęły od początku jego realizacji 220 mld euro czyli sumę wielokrotnie przekraczającą roczny polski budżet . A miało być tak pięknie, koszty energetycznej transformacji miały nie przekroczyć miesięcznie na osobę ceny kulki lodów, jak wyraził się jeden z „zielonych” ministrów.

Więc skoro nie OZE to może węgiel? Kontynuacja energetyki opartej o spalanie węgla brunatnego i kamiennego i rezygnacja z energetyki jądrowej byłaby tym samym, co przed wojną decyzja o rezygnacji z rozwoju motoryzacji na rzecz trakcji konnej, rozwoju dorożek czy powozów. Istnieje pozorne podobieństwo obu typów elektrowni jądrowej i węglowej – posiadają turbiny, generatory, systemy chłodzenia. Tyle że sposób produkcji energii cieplnej odbywa się w reaktorach jądrowych z wydajnością 200 mln elektronowoltów na każdy atom, podczas gdy spalanie węgla w parowych kotłach to zaledwie 4 elektronowolty na atom! To czyni ogromną różnicę jakościową. To inna energetyczna epoka!

Już samo porównanie ilości surowca koniecznego do wyprodukowania tej samej ilości energii jest dla węgla druzgocące. Z tym też wiąże się różnica w ilości odpadów.

Przykładowo elektrownia węglowa 1000 MW mocy potrzebuje aż 2,5 mln ton węgla rocznie by wyprodukować w tym czasie 7 TWh energii elektrycznej. To kilka pociągów dziennie! Oczywiście ilość odpadów też jest wielkością tego rzędu. Leżą niezabezpieczone na składowiskach a ci co tak się obawiają odpadów z elektrowni jądrowych bardziej martwić się dziś powinny tymi milionami ton żużlu zalegającego na ogromnych hałdach w pobliżu elektrowni – patrz na zdjęciach krajobraz Śląska!

Podczas gdy elektrownia jądrowa tej samej mocy (1000 MW) potrzebuje w chwili rozruchu jednorazowo ok. 130 ton paliwa jądrowego (lekko wzbogacony uran) i każdego roku wymieniane jest ok. 22 ton paliwa. Produkuje w tym czasie też ok. 7 TWh energii. Objętościowo z uwagi na ciężar właściwy uranu wymienione paliwo to mniej niż 2 metry kwadratowe. Odpady z elektrowni jądrowej których ilość jest znikoma w porównaniu z węglową, przechowywane są ok. 5 lat w basenie na terenie elektrowni gdzie wytracają częściowo aktywność, następnie zabezpieczone w ołowianych pojemnikach lub zatopione w szkle (pochłaniają promieniowanie gama) wywożone są na podziemne składowisko odpadów.

Ideologiczna obrona węgla i OZE

W naszym kraju węgiel traktowany jest ideologicznie, podobnie jak na zachodzie OZE. Panuje dogmat o „narodowym bogactwie” czy też żeby „opierać się na rodzimych źródłach”. Branża węglowa ze względów czysto politycznych otrzymywała gigantyczne wsparcie z budżetu państwa. W latach 1990 – 2005 była to w sumie kwota 360 mld zł. Ostatnio w latach 2015 – 2017 tzw „dokapitalizowanie” branży górniczej kosztowało spółki energetyczne w sumie ok. 7 mld zł!  To nie wszystko, bo państwo wzięło na siebie koszt wypłaty tzw deputatów węglowych, wypłacanych emerytom górniczym, które są elementem rozległych niezwykle kosztownych dla społeczeństwa przywilejów górniczych.

W świetle powyższego, wydatki konieczne na wybudowanie elektrowni jądrowej niemałe przecież, jawią się jako bardzo niewielki koszt.

Co ciekawe również Niemcy mimo głoszonej ideologii walki z globalnym ociepleniem musieli w wyniku stopniowego pozbywania się energetyki jądrowej powracać do węgla i to na dużą skalę. Państwo to jest dziś największym w Europie konsumentem węgla, zwłaszcza brunatnego, na które to paliwo działają nowo pobudowane elektrownie. Budowane po to, by nie doszło do braku energii na rynku i by wypełnić lukę po zamykanych elektrowniach jądrowych.

Niedawno oficjalnie przyznano, że Niemcy nie są w stanie wypełnić swoich zobowiązań redukcji emisji CO2 o 40% do roku 2020 w stosunku do roku bazowego 1990! Od początku Energiewende mamy do czynienia zamiast z redukcją emisji, jej minimalnym wzrostem jeśli chodzi o całą gospodarkę o prawie 2%, zaś jeśli weźmiemy sam sektor energetyczny wzrost emisji CO2 w wyniku pracy nowych elektrowni na węgiel brunatny oraz szczytowych gazowych wspierających OZE wyniósł już 43% w stosunku do okresu sprzed Energiewende. Przypomnijmy, że RFN była kiedyś państwem, gdzie ilość energii elektrycznej produkowanej w elektrowniach jądrowych stanowiła 1/3 całej produkowanej w tym kraju energii. Tymczasem dziś elektrownie jądrowe dostarczają najtaniej na tamtejszym rynku jeszcze 13,7% energii.

Takie mamy skutki dominacji dogmatów i ideologii nad zdrowym rozsądkiem. Do takiej rewolucji energetycznej redaktorzy „Wysokiego Napięcia” chcą przygotować i nakłonić polskie społeczeństwo i rząd.

Jestem innego zdania niż oni. Nie twierdzę przy tym, że elektrownia jądrowa będzie niskim kosztem dla nas jako społeczeństwa. Na pewno jednak niższym niż pakowanie się w ślepą uliczkę podobną do niemieckiej rewolucji energetycznej i odnawialnych mrzonek.

Będzie kosztem który warto ponieść z uwagi na późniejsze długotrwałe korzyści gospodarcze i cywilizacyjne, tak jak niegdyś większe jeszcze koszty poniesiono na budowę dróg ekspresowych z których teraz korzystamy.

Wrochna: Polska potrzebuje symbiozy węgla i atomu (ROZMOWA)

Najnowsze artykuły