Baca-Pogorzelska: „I nagle pierdyknęło…” czyli czy górnictwo upadnie po jesiennych wyborach

21 maja 2015, 13:30 Energetyka

KOMENTARZ

Zabytkowa kopalnia węgla kamiennego.

Karolina Baca-Pogorzelska

Górnictwo 2.0

Po ujawnieniu przez „Do Rzeczy” kolejnego nagrania z serii rozmów podsłuchanych, tym razem między komisarz Elżbietą Bieńkowską a szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, naród znowu zainteresował się górnictwem. Zobaczymy na jak długo… Chodzi o ten fragment rozmowy ujawnionej przez „Do Rzeczy”.

E.B.: Zadzwoniłam do Włodka, czy skończyły się sprawy górnicze, przy których szarpią nam, mieszają… Ponieważ nie chcę się nimi zajmować, a chcę, bo mieszkam, i chciałabym, żeby jakoś tam szło, ale było wczoraj spotkanie i Włodek mówi „Skończyliśmy, ale siedzimy jeszcze w ministerstwie”. A ja pomyślałam, kurde, może i pojechałam do tego ministerstwa, a tam normalnie siedzą i piją w ogóle wódkę (śmiech) cztery osoby i skończyłam z nimi ten dzień świąteczny… Mówię ci, żenada z tym całym górnictwem i z tą gospodarką, po prostu takie zaniedbania… Prawda jest taka, że właściciel, czyli Ministerstwo Gospodarki, generalnie w dupie miało całe górnictwo przez całe siedem lat. Były pieniądze, a oni, wiesz, pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali, sam wiesz, ile zarabiali i nagle pierdyknęło. A ja to słyszałam naprawdę od roku, to na pewno. Tylko to nie jest moja kompetencja… Jest Tomek, który ma się tym zajmować, Tomczykiewicz. Tak zaczęli do mnie z tą kompanią chodzić, no to jest kwestia wszystkich spółek, nie tylko kompanii, która jest w sytuacji tak tragicznej…

P.W.: Masz pomysł, jak z tego wyjść? E.B.: Nie ma żadnego dobrego pomysłu.

Różne rzeczy można mówić o podsłuchanych rozmowach, informacjach w nich zawartych czy też języku w nich używanym. Dodam tylko, że pani Bieńkowska wspomniała też o bandach profesorów, związkowców, zarządzających oraz firm, które z górnictwa świetnie żyją – jednym słowem potworna patologia w jej ocenie (przynajmniej ja to tak odbieram).

Niemniej jednak  trudno się nie zgodzić z tym, co kilka miesięcy temu powiedziała obecna unijna komisarz, a wcześniej wicepremier, na temat podejścia resortu gospodarki do spraw górnictwa węglowego. Bo to właśnie to ministerstwo, będące w rękach PSL (najpierw z Waldemarem Pawlakiem na czele, obecnie z Januszem Piechocińskim) sprawowało aż do początku 2015 r. nadzór właścicielski nad spółkami węglowymi (obecnie są to kompetencje Ministerstwa Skarbu Państwa). To resort gospodarki otrzymywał sygnały (także od związkowców – żeby nie było!), że w branży, a szczególnie w Kompanii Węglowej źle się dzieje. To ten resort zlecił audyt w firmach węglowych, który wykonała firma Roland Berger i z którego już niemal trzy lata temu wynikało, że w kopalniach jest bardzo źle i może być tylko gorzej, jeśli nie zostaną podjęte żadne działania (które zresztą nie zostały podjęte praktycznie do jesieni 2014 r.).

Waldemar Pawlak miał od górnictwa ś.p. Eugeniusza Postolskiego, który donosił mu długo, co w śląskiej (czy górniczej) trawie piszczy – sam jednak nigdy nie chciał zaogniać sytuacji (jedyna zdecydowana reakcja to natychmiastowa dymisja prezesów KW i KHW w 2010 r. po postawieniu im zarzutów korupcyjnych – sprawa swoją drogą ciągnie się do dzisiaj). W czasach Waldemara Pawlaka wiceministrem ds. górnictwa została Joanna Strzelec-Łobodzińska, która starała się zjednywać sobie związkowców. Gdy potem została prezesem Kompanii Węglowej – jakoś nie pamiętam już, by strona społeczna alarmowała o złej sytuacji spółki…

W 2012 r. szefem resortu został Janusz Piechociński. Na Barbórkę. Zaczął z górnego C – moi górnicy, moi górnicy. I co? I wiadro, żeby nie powiedzieć dosadniej. Bo od tego czasu nic w górnictwie nadal się nie zmieniło. więc jeśli pani Bieńkowska mówi, że przez 7 lat „Ministerstwo Gospodarki generalnie w dupie miało całe górnictwo”, to ja się pod tym mogę tylko podpisać. Nie rozumiem tylko, dlaczego PO mając taka wiedzę dopuszczała do sytuacji, w której koalicjant może sobie na to bezkarnie pozwalać. Choć z drugiej strony jak słuchałam w 2014 r. w Katowicach Donalda Tuska jeszcze jako premiera, który mówił, że nie będzie zamykania kopalń, to trochę się zastanawiam, kto cierpi na górniczą schizofrenię…

A skoro pani komisarz dość trafnie zdiagnozowała, co się dzieję, dziwię się, że zupełnie nic z tym nie zrobiła. Tzn. rozumiem oczywiście, że nie chciała się wtrącać w kompetencje innego resortu, co jest skądinąd słuszną postawą, niemniej jednak już jako wicepremier, a więc zastępca premiera – taki sam jak Janusz Piechociński – miała prawo a nawet obowiązek poruszyć temat, który jest jej podobno bliski jako osobie pochodzącej z Mysłowic.

Dodam tylko, że pani Elżbieta Bieńkowska bywała częstym gościem śląskich uroczystości barbórkowych (a skoro to nie jej kompetencje, to czemu ona?), bardzo często (od 2011 r.) prezentując się w mundurze górniczym ze stopniem dyrektora generalnego (dla wyjaśnienia – to bardzo wysoki stopień górniczy). Dla mnie prawo do posiadania munduru i stopnia górniczego było nagrodą za wieloletnią pracę i zobowiązaniem do dalszej, jeszcze bardziej intensywnej (co mam nadzieję mi się udaje). Ale może ja mam inne podejście. Zostawmy więc mundury i wróćmy do tematu.

Nie umiem ocenić autentyczności tego nagrania i daleka jestem od tego (żeby było jasne – również jej nie podważam!), ale jak sobie czytam te górnicze fragmenty, to robi mi się trochę smutno. Przecież to rozmowa sprzed wielu miesięcy, z 2014 r. A plan naprawczy dla Kompanii Węglowej rząd zaprezentował dopiero w styczniu 2015 r., a prace nad nim ruszyły tak naprawdę po zmianie premiera, czyli jesienią. Tym bardziej nie rozumiem lekarza, który zna diagnozę pacjenta, a nie podejmuje się żadnego leczenia (no chyba, że sztuczne utrzymywanie przy życiu uznamy za leczenie).

Ciekawa jestem opinii pani komisarze Bieńkowskiej w kwestii przyszłości Kompanii Węglowej, czy też Nowej Kompanii Węglowej. Wszyscy bowiem doskonale wiemy, że wszystko może się rozbić tak naprawdę o unijne NIE dla całego tego karkołomnego przedsięwzięcia. Komisja Europejska bowiem nie patrzy przychylnym okiem na pomoc publiczną dla górnictwa (a tu w grę wchodzi kilka mld zł). I jeśli tym razem polski rząd nie obroni swoich pomysłów, to Kompania po prostu upadnie – powiedzmy to wreszcie wprost. Ale ja oczywiście należę do pesymistów. Ważne, że optymistą jest tu Wojciech Kowalczyk, wiceminister skarbu i pełnomocnik rządu ds. restrukturyzacji górnictwa. Tyle, że tak naprawdę wszystko, co dzieje się teraz wokół branży przewidziane jest tylko do jesieni, do wyborów parlamentarnych, po których w moim przekonani górnictwo może polec. Dlaczego np. w porozumieniach z Kompanią wszystkie załączniki i ich realizacja mają datę graniczną 30 września? Dlaczego dopiero na jesień zaplanowano prezentację kompleksowego programu dla branży?

Nie. Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych. Ale za długo śledzę temat, by nie widzieć tego, czego może nie chciałabym wiedzieć. I powiem szczerze – naprawdę chciałabym się tym razem pomylić. Martwi mnie tylko, że sytuacja w państwowych kopalniach odbija się czkawką prywatnym zakładom wydobywczym (Bogdanka, PG Silesia), które twierdzą – i słusznie – że takie działania psują rynek. Na razie jeszcze stosunkowo drogi dolar powoduje, że mimo kłopotów polski węgiel jakoś (podkreślam – JAKOŚ) jeszcze się sprzedaje, ale powodów do optymizmu i przesłanek do jakiegoś odbicia kompletnie brak. Dlatego zastanawiam się, czy na wszystkie te działania nie jest już po prostu za późno. Ale powtarzam – nie będzie mi przykro, jak tym razem się pomylę…