Baca-Pogorzelska: Mityczna notyfikacja Brukseli nie rozwiąże problemów górnictwa

25 października 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Karolina Baca-Pogorzelska

Dziennik Gazeta Prawna

Ciągle słyszymy, że jeszcze momencik, jeszcze chwilka, że już… Chodzi o decyzję Komisji Europejskiej w sprawie polskiego górnictwa. Ale nawet „tak” z Brukseli nie oznacza, że problem został definitywnie rozwiązany.

 

Zgodnie z definicją w słowniku języka polskiego „notyfikacja” to „urzędowe zawiadomienie, podanie do wiadomości innemu państwu lub grupie państw ważnego faktu, postanowienia”. Polska czeka na takie zawiadomienie z Brukseli w sprawie Polskiej Grupy Górniczej, która powstała 1 maja 2016 r. przejmując 11 kopalń Kompanii Węglowej. PGG dostała dokapitalizowanie w różnej formie w wysokości ok. 2,4 mld zł (oczywiście nie wszystkie pieniądze jeszcze trafiły do spółki).

Komisja Europejska dostała plan restrukturyzacji i dofinansowania PGG, jednak ona nie zatwierdza planu jako planu. Ona zatwierdza poszczególne kwoty na poszczególne działania. Chodzi bowiem o pomoc publiczną – a ta zgodnie z unijnym prawem dozwolona jest tylko na zamykanie kopalń.

Jednak to zamykanie kopalń jest szerokim pojęciem i formy pomocy publicznej są różne. Nie jest więc tak, że Bruksela, kolokwialnie mówiąc, „klepnie” nam program dla PGG i sprawę można uznać za załatwioną.

Polski rząd musiał przekazać w Brukseli plan konkretnych działań, jakie będą stopniowo podejmowane w PGG. Musiał pokazać, jakie aktywa będą trafiać do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, a więc docelowo do likwidacji (kłania się moja „Czarna lista kopalń do zamknięcia” opublikowana w sierpniu w „Dzienniku Gazecie Prawnej”), ile osób w związku z tym przejdzie z PGG do SRK, ile skorzysta z urlopów górniczych, a ile z jednorazowych odpraw pieniężnych, jakie to będą kwoty. Poza tym jednak trzeba wyliczyć szkody górnicze powodowane przez likwidowane zakłady, ale też – co zabrzmi tutaj dziwnie – tzw. dopłaty do strat produkcyjnych, które są możliwe do 2018 r. O co chodzi?

Najlepszym przykładem jest tutaj kopalnia Makoszowy, która od ponad roku jest w SRK, nadal fedruje i jak na razie nie jest postawiona w stan likwidacji. Jak to możliwe?

Jeśli kopalnia trafi do SRK i do końca 2018 r. zostanie zamknięta – UE taką furtkę zostawiła. Podobnie kilka miesięcy pracował zakład Kazimierz-Juliusz, który trafił do SRK z Katowickiego Holdingu Węglowego i pracował w strukturach SRK do zakończenia eksploatacji przygotowanych pokładów. Dlatego również inwestor decydujący się na odkupienie kopalni z SRK musi tę pomoc publiczną zwrócić – tak było w przypadku Taurona, który od SRK odkupił część kopalni Brzeszcze (druga jej część pozostała w SRK i będzie likwidowana).

Nie ma limitów jeśli chodzi o to, ile pieniędzy wyda się np. na górnicze urlopy, ale dopłaty do strat produkcyjnych są już ograniczone. Polska podniosła sobie ostatnio limit wydatków na likwidację kopalń w latach 2015-2018 z ok. 3 mld zł do 7 mld zł.

Sprawa powstawania nowych spółek górniczych i ich dokapitalizowania jest więc jakby kwestią poboczną, choć nie oderwaną od unijnych decyzji. Może się bowiem okazać, że Bruksela uzna pomoc publiczną dla kopalń za dozwoloną i zgodną z prawem, ale potem będzie pytać, na co pieniądze zostały wydane. Zwłaszcza, że ratowanie polskiego górnictwa odbywa się praktycznie wyłącznie przy pomocy środków z firm bezpośrednio lub pośrednio kontrolowanych przez Skarb Państwa (wyjątkiem są banki, częściowo prywatne, godzące się na wydłużenie spłaty zadłużenia przez spółki węglowe).

Komisja Europejska ma świadomość tego, że sytuacja górnictwa w Polsce na tle innych krajów Wspólnoty jest zdecydowanie inna (Polska jest największym w UE i drugim co do wielkości w Europie producentem węgla kamiennego). Miejmy więc nadzieję, że da nam szansę na naprawianie tego sektora. A jeszcze bardziej miejmy nadzieję na to, że rząd tę szansę dobrze wykorzysta.