Zwały „czarnego złota” to nie tylko problem kopalń, ale i elektrowni, w których pojawia się poważne ryzyko samozapłonu węgla – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Jaka jest zależność między wciąż wysokim, choć niższym niż w rekordowym 2018 roku, importem węgla z zagranicy, a górką węgla przy kopalniach oraz elektrowniach? Oczywiście pierwsze skojarzenie to bez wątpienia ciepła zima, a w zasadzie brak zimy. Zarówno elektrownie, jak i ciepłownie nie mogły przewidzieć aż tak dziwnego scenariusza pogodowego, więc ich kontraktacja była na dotychczasowych poziomach.
Kolejnym powodem jest cena. Skoro w 2019 roku węgiel na światowych rynkach znacząco potaniał, to zwyczajnie opłacało się go kupować poza Polską, zwłaszcza, że u nas koszty wydobycia stale rosną, efektywność dramatycznie spada, więc jednostkowo tona węgla za chwilę naprawdę będzie na wagę złota (sic!). Poza tym PGG dwa lata temu zaproponowała ciepłownikom zaporowe ceny węgla, więc branża przestawiła się na surowiec rosyjski.
Związkowcy górniczy skarżą się, że energetyka nie odbiera węgla z kopalń, choć go przecież zakontraktowała. To faktycznie prawda. Jak ustaliliśmy w przypadku największego gracza energetycznego w Polsce, a jednocześnie udziałowca Polskiej Grupy Górniczej, czyli PGE, chodzi o kilkaset tysięcy ton surowca. – Porozumienie jest wypracowane. Wynika z niego, że odbierzemy paliwo do końca I kwartału, ale nie chcą go podpisać, bo straciliby ostatnie argumenty na zasadzie „im gorzej, tym lepiej” – mówią nasi rozmówcy z PGE. W PGG respondenci uwiarygadniają tę wersję. – Przecież 30 stycznia wraca mediator w sprawie podwyżek płac – przypominają. Załoga węglowej spółki domaga się 12 procent podwyżek. A na to trzeba by znaleźć 300 mln zł, co w przypadku sytuacji finansowej PGG graniczy z cudem.
Warto wspomnieć, że leżący na zwałach węgiel to problem nie tylko finansowy. Zwałowanie, które ma zapobiec samozapłonom węgla, psuje jego jakość. Samozapłony są w tej chwili realnym zagrożeniem zarówno na placach kopalń, jak i elektrowni. A koszty tych zabiegów też nie ułatwiają sprawy.
Za chwilę surowiec może przestać się nadawać do czegokolwiek, a miejsca na nowy po prostu zabraknie. To z kolei grozi zatrzymaniem kopalń.
Przy czym w terminalach węglowych wcale nie jest lepiej – np. w Sławkowie, gdzie szerokim torem dojeżdża węgiel z Rosji, urosły już prawdziwe węglowe góry.
Z kolei Jastrzębska Spółka Węglowa, w której urosły również zapasy koksu, według naszych rozmówców handlujących surowcem, zaczęła go wyprzedawać za bezcen, nawet poniżej kosztów produkcji.
Prognozy dla górnictwa nie są optymistyczne, ale do majowych wyborów prezydenckich wszyscy będą się starali wyciszyć narastający konflikt. Czy znowu skutecznie kupując czas i cierpliwość? I na jak długo? Na te pytania chyba nikt nie zna odpowiedzi.
Baca-Pogorzelska: Wysyp węglowych pseudoekspertów (FELIETON)