– To, co usłyszałam podczas Międzynarodowego Kongresu Gospodarczego na temat strategii Polskiej Grupy Górniczej i CO2, który jest niezbędny do życia topolom przyprawia mnie o lekki zawrót głowy – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Kiedy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Maroš Šefčovič wspomniał o energetyce UE bez węgla w perspektywie 2050 r. nie wiedział chyba do końca, że wywoła burzę mówiąc to w Śląska. Minister energii Krzysztof Tchórzewski na dzień dobry powiedział mu, że bezwęglowa UE w 2050 r. to bez Polski, bo my do tego czasu wydamy 200 mld zł, by zejść w miksie energetycznym do 50 proc. produkcji prądu z węgla (obecnie do ok. 84 proc.). Poza tym od 1990 r. jesteśmy trzecim największym reduktorem zanieczyszczeń. I gdyby na tym się skończyło… niestety.
Usłyszeliśmy jeszcze, że to sowiecka Rosja wepchnęła nas w sumie w ramiona węgla, a z jego spalania nie możemy zrezygnować, ponieważ dwutlenku węgla emitowanego przy tej okazji potrzebują… nasze topole, by jak najdłużej cieszyły nasze oczy. Nie, to nie jest AszDziennik. Rozumiem w sumie, co minister chciał powiedzieć, ale chyba nie do końca mu się to udało. Pomijam, że niektóre media (specjalnie nie podaję nazwy) zaraz po środowym panelu odwołały wywiad z Šefčovičem, pomijam atmosferę rozmów następnego dnia…
Zdecydowanie lepszej argumentacji używał w piątek wiceminister energii odpowiedzialny za górnictwo, Grzegorz Tobiszowski. Choć miało go w Katowicach nie być z powodu głosowań w Sejmie i nie było go w środę na prezentacji strategii Polskiej Grupy Górniczej, to jednak na węglowym panelu się zjawił i wytłumaczył, czemu Polska podejmuje w UE procedurę „żółtej kartki” w stosunku do propozycji z pakietu zimowego i „nieszczęsnych 550g CO2/1kWh” (to właśnie z powodu wszczynania tej procedury, która głosowana była w Sejmie w czwartek i przeszła niemal jednomyślnie, wiceministra wcześniej w Katowicach nie było).
Optymizmu natomiast nie traci Polska Grupa Górnicza. Choć z moich informacji wynika, że na koniec tego miesiąca niewykonanie wydobycia wobec załozonego planu wyniesie już ok. 2,2 mln ton (na koniec roku będzie to 6 mln ton wobec zaplanowanych 32 mln ton), to prezes PGG, Tomasz Rogala przekonywał, że musimy wierzyć w sukces. Zapowiedział, że począwszy od tego roku, do 2030 r. kopalnie spółki nie będą wydobywać mniej niż 30 mln ton węgla rocznie (według moich obliczeń przy obecnych problemach wydobywczych produkcja 27 mln ton w 2017 r. będzie sukcesem).
EBITDA z 1,4 mld zł za 2017 r. ma wzrosnąć do 2,8 mld zł w 2030 r., jednostkowy gotówkowy koszt wydobycia tony węgla z kolei ma wtedy wynieść tylko nieco ponad 200 zł (to oczywiście możliwe, ale taki koszt powinien być osiągnięty w 2020 r.). No i PGG chce inwestować rocznie średnio 1,7 mld zł i zwiększyć udział w rynku sprzedaży dla ciepłownictwa i klientów indywidualnych (w dużej energetyce ma to być raczej stabilizacja z obecnych 39 proc. na poziomie 41 proc.). Kiedy zobaczę całą strategię, a nie prezentację w power poincie będę mogła pewnie lepiej odnieść się do zapowiedzi naszego węglowego giganta.Jednak patrząc na PGG zaczynam rozumieć powiedzenie, że matematyka jest królową nauk…