Bliskie związki Mińska i Moskwy nie są niczym nowym. W połowie stycznia 2019 roku prezydent Łukaszenka oświadczył, że widzi możliwość wprowadzenia białorusko – rosyjskiej unii monetarnej. Pod warunkiem jednak, że powstanie nowa waluta, inna niż rosyjski rubel. Rozmowy bilateralne o połączeniu gospodarczym i w zakresie polityki zagranicznej obu krajów budzą gorące emocje po stronie białoruskiej. Głównym problemem jest potencjalne zagrożenie całkowitą utratą suwerenności – pisze Roma Bojanowicz, współpracownik BiznesAlert.pl
W tle rozgrywek politycznych szybkimi krokami zbliża się uruchomienie w grudniu bieżącego roku pierwszego reaktora kontrowersyjnej elektrowni jądrowej w białoruskim Ostrowcu. Kolejnym tematem spornym jest wprowadzenie w przyszłym roku przez Rosję manewru podatkowego, który może znacząco podnieść koszty zakupu surowców energetycznych przez białoruskie rafinerie. Oba te wydarzenia mogą zachwiać obecną sytuacją w regionalnej energetyce. Z jednej strony nadwyżki energii z ostrowieckiej siłowni sfinansowanej przez Kreml może trafić na platformę Nord Pol. Z drugiej zaś strony w styczniu rozpoczęto rozmowy na temat importu ropy dla białoruskiego przemysłu naftowego poprzez łotewskie porty. Z trzeciej zaś coraz mocniej dają o sobie znać wszystkie ambicje polityczne i animozje personalne między prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką, a prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Białoruś jako ostatnia europejska republika dawnego Związku Sowieckiego nadal pozostaje ściśle uzależniona politycznie i gospodarczo od Moskwy. W dniu 8 grudnia 1999 roku, w kolejną rocznicę podpisania porozumień białowieskich, które przypieczętowały upadek Związku Radzieckiego powołano do życia Państwo Związkowe Białorusi i Rosji (ZBiR). Jedną z przyczyn zawiązania nowego sojuszu była kwestia zapewnienia swobodnego tranzytu do Europy Zachodniej gazu przez białoruską część rurociągu Jamał. Białoruś eksportuje aż 99 procent gazu wchodzącego do kraju i w zamian za to otrzymuje od Rosji sowite opłaty tranzytowe. Białoruś odziedziczyła w spadku po Sowietach dwie rafinerie ropy naftowej, które obecnie są najbardziej nowoczesnymi zakładami tego typu we wszystkich państwach zrzeszonych w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG). Rosyjskie firmy przesyłają do nich znaczne ilości ropy, a po ich przerobieniu Białoruś reeksportuje 90 procent produkcji do klientów na zachodzie, dzięki czemu budżet krajowy zyskuje znaczące dochody.
Kto ma surowce – ten stawia warunki
Nie od dziś wiadomo, że Kreml skutecznie używa ropy i gazu do rozgrywania swoich politycznych interesów. Cena błękitnego paliwa sprzedawana w zeszłym roku w Rosji wynosiła ok. 70 USD za 1000 m³, Białoruś kupowała tę samą ilość surowca po ok. 130 USD, a Polska po ok. 199 USD. Jednak w przypadku Białorusi dźwignia w postaci manipulacji cenami surowców energetycznych bywa mało skuteczna. W drugiej połowie 2016 roku krótkotrwałym kryzysie w kwestii wolumenu przesyłu ropy i opłat za rosyjski gaz cena tego ostatniego dla Białorusi została ,,znacząco obniżona”. Obecnie Łukaszenko i jego urzędnicy, opierając się na bilateralnych ustaleniach gospodarczych, oczekują od Moskwy przyznania Mińskowi od 2020 roku preferencyjnych cen na węglowodory, identycznych z tymi jakie obowiązują i będą obowiązywały w Rosji, a konkretnie w obwodzie smoleńskim. Oznacza to pominięcie w rozliczeniach bilateralnych przez stronę rosyjską tzw. manewru podatkowego, czyli zamiany ceł eksportowych na zwiększenie obciążeń podatkowych związanych z wydobyciem ropy. Tylko wówczas białoruskie produkty i usługi będą mogły realnie konkurować z rosyjskimi.
Kolejną odsłoną bliskich relacji między Mińskiem i Moskwą jest budowa elektrowni atomowej w Ostrowcu, której głównym fundatorem jest Rosja. Koszt powstania siłowni oszacowano na kwotę 11 miliardów USD, z czego 10 miliardów to środki pochodzące z rosyjskiego kredytu. Pozostałą część pokryje Białoruś. Według biznes planu zakład zacznie przynosić zyski po 15 latach eksploatacji. Zdaniem Mińska uruchomienie ostrowieckiej elektrowni umożliwi obniżenie kosztów produkcji energii elektrycznej zużywanej w kraju o ok. 15-20 procent, gdyż między innymi pozwoli zmniejszyć o 5 miliardów m³ rocznie ilości gazu kupowanego od Rosji. Dodatkowo uruchomienie ostrowieckiej siłowni teoretycznie pomoże Białorusi zdywersyfikować źródła energii. I tu kluczowym jest słowo „teoretycznie”, ponieważ w umowie podpisanej przez oba kraje Mińsk zobowiązał się, że przez cały okres eksploatacji elektrowni w Ostrowcu, będzie ona kupować paliwo jądrowe tylko i wyłącznie od rosyjskich dostawców. Czyli Białoruś nadal będzie zależna od dostaw surowców energetycznych z Rosji. A ze względu na kwestie technologiczne dotyczące obsługi reaktorów i potrzebę stałego dostępu do odpowiednich prętów paliwowych ta zależność może być o wiele bardziej niebezpieczna dla samej Białorusi i jej sąsiadów niż potencjalne ograniczenie transferu gazu do krajów UE.
Czy rosyjska myśl techniczna jest odporna na uszkodzenia?
Powstająca w białoruskim obwodzie grodzieńskim elektrownia atomowa Ostrowiec jest oparta o rosyjską technologię WWER 1200. W jej skład maja wejść dwa bloki energetyczne o mocy reaktora 1200 MW każdy. W lipcu 2016 roku podczas manewrów we wnętrzu obudowy bezpieczeństwa doszło do upuszczenia ważącego ponad 300 ton i mierzącego niemal 11 metrów długości zbiornika reaktora. Z obawy przed uszkodzeniami mechanicznymi mogącymi mieć negatywny wpływ na przyszłe bezpieczeństwo pracy siłowni postanowiono wymienić ten reaktor na kolejny egzemplarz, który powstawał wówczas dla bloku numer 2. Również w jego przypadku doszło do drobnego incydentu. W trakcie transportu koleją do bloku nr 1 ponad 300 tonowy korpus reaktora zahaczył o słup trakcyjny. Zdaniem przedstawicieli Rosatomu urządzenie nie uległo przy tym żadnemu uszkodzeniu.
Jak do tej pory do publicznej wiadomości nie przedostały się inne informacje o mniejszych wypadkach, czy awariach na budowie elektrowni Ostrowiec. Jednak dwie powyższe wystarczyły, żeby wzbudzić międzynarodowe zaniepokojenie. Ponieważ projekt budowy jest realizowany w odległości 50 km od stolicy Litwy, władze w Wilnie niejednokrotnie zwracały uwagę Brukseli na kwestie szeroko rozumianego bezpieczeństwa jaki i aspekt polityczny całego przedsięwzięcia. Zdaniem Litwinów białoruska siłownia atomowa powstaje z naruszeniem postanowień konwencji z Espoo i Aarhus, które regulują zasady na jakich powstają na terenach przygranicznych potencjalnie niebezpieczne obiekty. Dodatkowo Litwa zarzuca Białorusi brak przeprowadzenia odpowiednich badań uzasadniających zlokalizowanie tego typu elektrowni w niewielkiej odległości od Wilna oraz niewykonanie specjalistycznych analiz dotyczących potencjalnych skutków skażenia radiologicznego dla litewskiego środowiska i samych Litwinów.
Kto straci, kto zyska?
Osobną kwestią, której nie poruszają władze w Wilnie są negatywne skutki powstania elektrowni w Ostrowcu dla litewskiego sektora energetycznego. Po zamknięciu w 2010 roku jedynej elektrowni jądrowej w Ignalinie większość energii produkowanej w kraju pochodzi z siłowni opalanych drogim LNG, którego koszt zakupu jest o 30 procent wyższy od kosztu zakupu gazu przesyłanego rurociągami. Konsekwencją zmiany paliwa energetycznego stał się wzrost stawek energii elektrycznej o 33,3 procent. Obecnie koszt produkcji prądu na Litwie jest jednym z najwyższych w regionie, dlatego przy relatywnie niższych opłatach za 1 kWh w regionie, bardziej opłaca się import energii od sąsiadów niż produkowanie jej z gazu we własnych elektrowniach. Dlatego jeśli na rynku pojawi się nadwyżka tańszej białoruskiej energii z Ostrowca, to eksploatacja wybudowanego w 2014 roku terminalu do rozładunku LNG w Kłajpedzie stanie się zupełnie nieopłacalna. Tylko w 2017 roku Litwa importowała 80 procent swojej mocy, głównie ze Szwecji i Polski.
Kto dostarczy Białorusi gaz skroplony?
W dniu 04 marca litewski premier Saulius Skvernelis zwrócił się do Białorusi z propozycją przekształcenie budowanej przez Rosjan elektrowni atomowej na siłownię gazową, do której paliwo będzie dostarczane przez litewski terminal skroplonego gazu ziemnego (LNG) i planowane połączenie gazowe między Litwą a Polską. – To Białoruś musi dokonać wyboru: utrzymać sektor energetyczny, który zależy od polityki jednego kraju lub dokonać strategicznej zmiany. Litwa może być dobrym przykładem i użytecznym partnerem dla Białorusi – powiedział Skvernelis. Jego zdaniem około 60 procent infrastruktury elektrowni jądrowej może zostać ponownie wykorzystane jako podstawa do budowy elektrowni gazowej. – Sugerowana alternatywa byłaby korzystna dla białoruskiej gospodarki i otworzy nową stronę nie tylko w naszych stosunkach dwustronnych, ale także w stosunkach białorusko – unijnych – dodał Skvernelis.
Litewskie propozycje współpracy z Białorusią są mocno spóźnione i wyglądają na desperackie próby zatrzymania rozpędzonego pociągu jakim jest budowa elektrowni atomowej w Ostrowcu. We wrześniu 2018 roku podczas wręczania nominacji ambasadorskiej Wasilijowi Markowiczowi Aleksander Łukaszenka wskazał na ogromne możliwości współpracy jaka może zostać nawiązana między Białorusią i Łotwą. – Rozumiesz, że nie mamy dostępu do morza, więc jeśli Litwa tak naprawdę nie chce z nami współpracować, to musimy skupić się na Łotwie. Trzeba zrobić tak, żeby ta republika była zadowolona ze współpracy z Białorusią. Jesteśmy ludźmi porządnymi, obowiązkowymi i oni o tym wiedzą. Jeśli pójdą nam naprzeciw w wielu sprawach, które im przedstawimy, będą mieli określone i niemałe korzyści – powiedział wówczas białoruski przywódca. Kilka miesięcy później, w styczniu 2019 roku, łotewski portal delfi.lv podał informację, że białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko polecił krajowemu rządowi zorganizowanie dostaw ropy przez porty bałtyckie: „Od dawna wyznaczamy sobie cel i musimy go rozwiązać – odkryć alternatywne dostawy ropy przez porty państw bałtyckich. Jeśli Litwini nie chcą – negocjować z Łotyszami i kupić tę ropę.”
Zdaniem białoruskiego prezydenta wszystkie strony zaangażowane w pozyskanie surowca ta drogą mogą jedynie na tym zyskać, gdyż nafta przerobiona w rafinerii w Nowopołocku będzie atrakcyjniejsza cenowo niż ta kupiona na wolnym rynku. Przy tej okazji Łukaszenka powiedział, że Rosja może chcieć zaryzykować kryzys w relacjach ze swoim jedynym sojusznikiem na zachodzie – Białorusią. „Nie należy tego uważać za katastrofę. Jeśli przywódcy Rosji zechcą utracić jedynego sojusznika na zachodzie, to jest to ich wybór. Nie możemy ich (do niczego -przyp.red.) zmusić,” – powiedział prezydent Białorusi. Podkreślił także, że w tej chwili nie można mówić o zjednoczeniu Białorusi i Rosji. W osiem dni później media obiegła informacja o tym, że Łukaszenko nie widzi przeszkód dla wprowadzenia wspólnej waluty obowiązującej w obu krajach.
Co dalej z Ostrowcem?
Jeżeli budowa elektrowni jądrowej zakończy się zgodnie z planem, pod koniec roku Białoruś będzie się mogła cieszyć tanią i czystą energią z pierwszego reaktora zainstalowanego w Ostrowcu. Z drugiej zaś mimo pozornego uwolnienia się od zakupu rosyjskiego gazu dzięki umowie podpisanej na budowę i eksploatację elektrowni atomowej Mińsk popadnie w kolejną zależność energetyczną – zależność od rosyjskich prętów paliwowych używanych w ostrowieckiej siłowni.
Finalizacja budowy elektrowni powoli zbiega się w czasie z negocjacjami podjętymi przez Kreml w kwestii dalszej integracji między Rosją, a Białorusią. Integracji, która jest korzystna tylko dla prezydenta Rosji Władimira Putina. Po wygaśnięciu obecnej kadencji prezydenckiej w 2024 roku możliwość stanięcia na czele nowego państwa pozwoliłoby Putinowi przedłużyć polityczny byt na stanowisku przywódcy tym razem państw zjednoczonych pod auspicjami EUG. Natomiast dla prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki oznacza rezygnację z suwerenności kraju i utratę realnej władzy. Dlatego opublikowany w dniu 21 marca przez rosyjskie MSZ komunikat o tym, że „strona rosyjska przygotowała i przekazała konstruktywne propozycje białoruskim partnerom” został następnego dnia skomentowana szefa białoruskiego MSZ Uładzimira Makieja. Według ministra w trakcie spotkania dwustronnej grupy roboczej ds. pogłębionej integracji temat ten pojawił się „w kontekście insynuacji, które czasem pojawiają się w różnych mediach”. Makieja powołał się na słowa prezydenta Łukaszenki „ o tym, że nie handlujemy naszą suwerennością, że to dla nas świętość. W naszym rozumieniu nie może być mowy o żadnym zjednoczeniu, inkorporacji. I myślę, że nasi rosyjscy przyjaciele dokładnie tak na to patrzą.”
Postępująca integracja Białorusi i Rosji w kontekście energetycznym wpłynie nie tylko na powstanie kontrowersyjnej elektrowni w Ostrowcu, zmniejszenie wolumenu zużycia rosyjskiego gazu przez białoruskie elektrownie, czy protesty Litwy, która czuje się zagrożona istnieniem tak niebezpiecznego obiektu w najbliższym sąsiedztwie swojej stolicy. Koszt powstania siłowni oszacowano na 11 miliardów dolarów, z których większość wyłożyła strona rosyjska. W ekonomii podstawową zasadą jest, że inwestycja musi się najpierw zwrócić, a potem zacząć przynosić realne zyski. Oficjalnie tylko białoruskie władze wciąż liczą jednak, że część wytworzonej w Ostrowcu znajdzie nabywców na rynkach państw ościennych, w tym Polski. Sprzedażą nadwyżek energii ma zająć się utworzona kilka lat temu rosyjsko-białoruska spółka joint venture Energoconnect. Trudno powiedzieć, czy spółce uda się sprzedać energię na terytorium Unii Europejskiej, która po synchronizacji państw bałtyckich w całości będzie funkcjonować w innej częstotliwości niż posowiecki system BRELL. Natomiast przesył energii między systemami wymagałby budowy dodatkowej infrastruktury.