– Rozbudowa odnawialnych źródeł energii jest nam potrzebna, ale zastępowanie czystego atomu źródłami które choć są również niskoemisyjne, ale charakteryzują się dużo większym oddziaływaniem na przyrodę to pomyłka – mówi Adam Błażowski z Fota4Climate w rozmowie z BiznesAlert.pl o protestach przeciwko energii z wiatraków w Norwegii słanej do Niemiec.
BiznesAlert.pl: Dlaczego Greta Thunberg protestuje przeciwko zielonej energetyce wiatrowej w Norwegii, która może dać energię Bawarii?
Adam Błażowski: Greta pod drzwiami norweskiego ministerstwa powiedziała kilka dni temu, że „zmiany klimatu nie mogą być przykrywką dla kolonializmu”. To mocne słowa, moim zdaniem całkowicie uzasadnione w tym wypadku.
W jej proteście chodzi m.in. o budowę wielkiej farmy wiatrowej Roen w Fosen w Norwegii. Okazuje się, że inwestycja ta została ukończona pomimo wyroku norweskiego sądu. według którego narusza ona prawa lokalnej społeczności Samów. Samowie to lud, który kiedyś prowadził tryb życia charakterystyczny dla nomadów, a dziś wciąż zajmują się hodowla reniferów wypasanych na tych terenach. Ich sprzeciw budzi powstanie licznych farm wiatrowych oraz wielu dróg dojazdowych do turbin na terenach które tradycyjnie używali dla swoich zwierząt.
Ta sprawa ma jednak drugie dno, ponieważ farma Roen w znacznej części należy do bawarskiej spółki komunalnej SWM z Monachium. Energia z tej farmy “na papierze” w całości będzie przeznaczona na eksport i ma zasilać niemieckie miasto.
Dlaczego Monachium buduje farmę wiatrową w Norwegii? Czy ta energia faktycznie zasili miasto?
Bawaria, jak na Niemcy, ma bardzo dobre warunki słoneczne, ale jednocześnie nie ma dobrych warunków dla wiatraków. Sytuację pogarsza fakt, że w gęsto zaludnionej Bawarii obowiązuje ograniczenie 10H które nie pozwala na budowę farm wiatrowych blisko zabudowań.
Monachium, stolica Bawarii, ogłosiło swojego czasu jako pierwsze plany przejścia na 100 procent odnawialnej energii. Kluczowy jest tutaj przymiotnik “odnawialnej”, ponieważ gdyby ta definicja obejmował przejście na 100 procent energii zeroemisyjnej, to całego zamieszania w Norwegii zapewne by w ogóle nie było.
Niestety Niemcy które już dziś mają problem z dostarczaniem energii z północy do uprzemysłowionej Bawarii, ponieważ przebudowa sieci energetycznych jest ogromnie kosztowna i skomplikowana. Skutkuje to m.in. tzw. przepływami kołowymi, gdy energia płynie przez Polskę i Czechy i “wraca” do Niemiec od południa, jednocześnie ograniczając nasze własne możliwości regulacyjne. To m.in. z tego powodu kraje sąsiadujące z Niemcami wybudowały po swojej stronie przesuwniki fazowe, które pozwalają w sytuacji, gdy jest to potrzebne, “odepchnąć” niechcianą moc.
Ponieważ w Bawarii nie było już miejsca dla energii wiatrowej, monachijscy urzędnicy miejscy wpadli na pomysł by zamówić i kupić udziały w farmie wiatrowej w innym kraju.
Energia z Norwegii tylko na papierze będzie zasilała Monachium, ponieważ odległości te są tak duże a ograniczenia sieciowe już dziś tak znaczące że fizycznie trudno mówić o tym że jest to “prąd dla Monachium”. Norwegowie z kolei już dziś zasilają swój kraj prawie w 100 procentach energią odnawialną i niskoemisyjną, ponieważ posiadają wiele hydroelektrowni dlatego ta inwestycja jest od początku problematyczna.
Jaka byłaby sytuacja, gdyby nie plan odejścia Niemiec od atomu?
Można argumentować że byłaby diametralnie różna. W niemieckiej transformacji kluczowa jest energia “odnawialna”, gdyby plan obejmował przejście na 100 procent energii “zeroemisyjnej“, to można byłoby wykorzystać energetykę jądrową.
Problem polega na tym, że Monachium już dzisiaj można traktować jako miasto ze zdekarbonizowaną energetyką, gdyby spółka komunalna po prostu nabyła udziały w pobliskiej elektrowni jądrowej Isar. Elektrownia ta z jednego reaktora produkuje rocznie dwa razy więcej energii niż wynosi zapotrzebowanie całego Monachium.
Jednak na skutek błędnej polityki energetycznej Isar zostanie przedwcześnie i trwale wyłączona 15 kwietnia 2023. Urzędnicy monachijscy wiedzieli o tym oczywiście na długo wcześniej, stąd pomysł na energetyczną ekspansję którą Greta nazwała bezlitośnie energetycznym “kolonializmem”.
Na świecie wiele gmin posiada udziały w elektrowniach jądrowych, i zaspokaja w ten sposób swoje zapotrzebowanie energetyczne bez spalania gazu i węgla, co dodatkowo znacznie redukuje potencjalne emisje CO2. Rozbudowa odnawialnych źródeł energii jest nam potrzebna, ale zastępowanie czystego atomu źródłami które choć są również niskoemisyjne, ale charakteryzują się dużo większym oddziaływaniem na przyrodę to pomyłka.
W mojej opinii, jeśli już miałoby to być konieczne, to już lepszym efektem dla Monachium byłby zbudowanie farmy w Kazachstanie lub w Indiach gdzie w energetyce spalany jest węgiel na ogromną skalę. To oczywiście nadal nie rozwiązuje problemu strukturalnego niedoboru energii odnawialnej w Niemczech. Po odejściu od atomu zapotrzebowanie na spalanie węgla i gazu niewątpliwie wzrośnie.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Królikowska: Wojna światopoglądowa blokuje dialog o klimacie (ROZMOWA)