icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Bondaruk: Pojedyncze opinie bazą dla uzasadnienia tzw. ustawy antywiatrakowej

KOMENTARZ

Łukasz Bondaruk

Współpracownik BiznesAlert.pl

Niedawne doniesienia prasowe wskazują, że branża energetyki wiatrowej z pewnością nie może zyskać powodów do optymizmu. Decydenci lobbujący na rzecz wprowadzenia uregulowań wynikających z projektu ustawy o inwestycjach w zakresie farm wiatrowych (dalej jako „projekt ustawy”) zyskali stosunkowo silny argument za wprowadzeniem zmian ograniczających rozwój budowy lądowych farm wiatrowych w Polsce.

Narodowy Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny (NIZP – PZH) przygotował zalecenia (do czasu opracowania kompleksowej metodyki) odnoszące się do oceny skutków oddziaływania przemysłowych farm na ludzi. Wydaje się, że wskazane zalecenia mogą stanowić zasadniczy punkt odniesienia w dyskusji nad projektem ustawy dla popierających wprowadzenie norm określających minimalną odległość farm wiatrowych od najbliższych zabudowań na poziomie 1,5 – 2 km (poza bardzo często przywoływanym raportem Najwyższej Izby Kontroli o lokalizacji i budowie lądowych farm wiatrowych z 2014 r.).

Nie chcąc polemizować in merito z tezami opartymi na wskazanych danych jednostkowych, z punktu widzenia autora bardziej właściwe wydaje się odniesienie do ogólnego kontekstu, jaki towarzyszy wydaniu stanowiska przez NIZP – PZH.

Można mieć wrażenie, że podległy Ministerstwu Zdrowia Instytut celowo wydał zalecenia właśnie w momencie, gdy ścieranie się różnych opinii na temat ograniczenia terenów pod inwestycje w farmy wiatrowe staje się coraz bardziej spotęgowane. Zawarte w zalecaniu konkluzje trudno uznać za potwierdzone. Pomimo tego, że w przywołanym dokumencie znajdujemy odniesienie do źródeł, na których Instytut opiera swoje teorie, trudno aprobować, że powołanie się wyłącznie na „recenzowane czasopisma naukowe” czy rozwiązania prawne, które są „obecnie stosowane na świecie” pozwoli zyskać przyjętym tezom szerokie uznanie. Tak lakoniczne odwołania nie mogą być punktem odniesienia w merytorycznej dyskusji. Słuszne wydaje się sądzenie, że niedopracowanie i brak szczegółowości zalecenia spowodowane jest koniecznością szybkiego zajęcia stanowiska, które stanowiłoby poparcie jednego tylko punktu widzenia.

Zdaniem NIZP – PZH tymczasowym złotym środkiem, który rozwiązałby kwestie związane z zdrowiem ludzi i ich bezpieczeństwem w omawianym problemie jest przyjęcie minimalnej odległości turbin wiatrowych od zabudowań przeznaczonych na pobyt stały na poziomie 2 km. Należy zgodzić się ze stanowiskiem, że uregulowanie na poziomie ustawowym kwestii odległości turbin wiatrowych (czy też farmy wiatrowej, jako całość instalacji, na którą składa się szereg turbin wiatrowych) od zabudowań o funkcji mieszkalnej jest niezbędne. Jednak tak arbitralne i równie abstrakcyjne wartości, jak przyjęte w zaleceniu mogą sprzyjać wyłącznie jednostronnej argumentacji. Przypatrując się sporowi, jaki aktualnie towarzyszy pracom nad projektem ustawy, można mieć wrażenie, że sprawa lokowania lądowych farm wiatrowych w Polsce jest już przesądzona. Na nic zdają się apele organizacji zrzeszających podmioty z branży wiatrowej. Można też przyjąć, że czwartkowa pikieta zwolenników „zielonej energii” pod Sejmem również nie odniesie większego skutku, ponieważ decydenci opowiadający się za normami wynikającymi z projektu ustawy w obecnym kształcie wydają się nie dostrzegać innych, poza swoimi, racji.

Na rozpoczętym wczoraj posiedzeniu Sejmu posłowie mieli zająć się drugim czytaniem projektu ustawy. Jednak procedowanie nad jej zapisami zostało odłożone przynajmniej do kolejnego posiedzenia. Być może jest to spowodowane opublikowanymi w ostatni poniedziałek przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej dwiema wielostronicowymi opiniami prawnymi, które jednoznacznie wskazują, że wejście w życie norm wynikających z projektu ustawy w obecnym kształcie może naruszać akty prawa międzynarodowego, lecz przede wszystkim polską ustawę zasadniczą. Ale być może będzie to czas, w którym decydenci uzyskają kolejne przychylne dla nich argumenty wydane przez podległe poszczególnym resortom organy, by następnie wykorzystać je w dyskusji, która zapewne jest tylko niezbędnym elementem PR przy z góry określonym celu.

KOMENTARZ

Łukasz Bondaruk

Współpracownik BiznesAlert.pl

Niedawne doniesienia prasowe wskazują, że branża energetyki wiatrowej z pewnością nie może zyskać powodów do optymizmu. Decydenci lobbujący na rzecz wprowadzenia uregulowań wynikających z projektu ustawy o inwestycjach w zakresie farm wiatrowych (dalej jako „projekt ustawy”) zyskali stosunkowo silny argument za wprowadzeniem zmian ograniczających rozwój budowy lądowych farm wiatrowych w Polsce.

Narodowy Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny (NIZP – PZH) przygotował zalecenia (do czasu opracowania kompleksowej metodyki) odnoszące się do oceny skutków oddziaływania przemysłowych farm na ludzi. Wydaje się, że wskazane zalecenia mogą stanowić zasadniczy punkt odniesienia w dyskusji nad projektem ustawy dla popierających wprowadzenie norm określających minimalną odległość farm wiatrowych od najbliższych zabudowań na poziomie 1,5 – 2 km (poza bardzo często przywoływanym raportem Najwyższej Izby Kontroli o lokalizacji i budowie lądowych farm wiatrowych z 2014 r.).

Nie chcąc polemizować in merito z tezami opartymi na wskazanych danych jednostkowych, z punktu widzenia autora bardziej właściwe wydaje się odniesienie do ogólnego kontekstu, jaki towarzyszy wydaniu stanowiska przez NIZP – PZH.

Można mieć wrażenie, że podległy Ministerstwu Zdrowia Instytut celowo wydał zalecenia właśnie w momencie, gdy ścieranie się różnych opinii na temat ograniczenia terenów pod inwestycje w farmy wiatrowe staje się coraz bardziej spotęgowane. Zawarte w zalecaniu konkluzje trudno uznać za potwierdzone. Pomimo tego, że w przywołanym dokumencie znajdujemy odniesienie do źródeł, na których Instytut opiera swoje teorie, trudno aprobować, że powołanie się wyłącznie na „recenzowane czasopisma naukowe” czy rozwiązania prawne, które są „obecnie stosowane na świecie” pozwoli zyskać przyjętym tezom szerokie uznanie. Tak lakoniczne odwołania nie mogą być punktem odniesienia w merytorycznej dyskusji. Słuszne wydaje się sądzenie, że niedopracowanie i brak szczegółowości zalecenia spowodowane jest koniecznością szybkiego zajęcia stanowiska, które stanowiłoby poparcie jednego tylko punktu widzenia.

Zdaniem NIZP – PZH tymczasowym złotym środkiem, który rozwiązałby kwestie związane z zdrowiem ludzi i ich bezpieczeństwem w omawianym problemie jest przyjęcie minimalnej odległości turbin wiatrowych od zabudowań przeznaczonych na pobyt stały na poziomie 2 km. Należy zgodzić się ze stanowiskiem, że uregulowanie na poziomie ustawowym kwestii odległości turbin wiatrowych (czy też farmy wiatrowej, jako całość instalacji, na którą składa się szereg turbin wiatrowych) od zabudowań o funkcji mieszkalnej jest niezbędne. Jednak tak arbitralne i równie abstrakcyjne wartości, jak przyjęte w zaleceniu mogą sprzyjać wyłącznie jednostronnej argumentacji. Przypatrując się sporowi, jaki aktualnie towarzyszy pracom nad projektem ustawy, można mieć wrażenie, że sprawa lokowania lądowych farm wiatrowych w Polsce jest już przesądzona. Na nic zdają się apele organizacji zrzeszających podmioty z branży wiatrowej. Można też przyjąć, że czwartkowa pikieta zwolenników „zielonej energii” pod Sejmem również nie odniesie większego skutku, ponieważ decydenci opowiadający się za normami wynikającymi z projektu ustawy w obecnym kształcie wydają się nie dostrzegać innych, poza swoimi, racji.

Na rozpoczętym wczoraj posiedzeniu Sejmu posłowie mieli zająć się drugim czytaniem projektu ustawy. Jednak procedowanie nad jej zapisami zostało odłożone przynajmniej do kolejnego posiedzenia. Być może jest to spowodowane opublikowanymi w ostatni poniedziałek przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej dwiema wielostronicowymi opiniami prawnymi, które jednoznacznie wskazują, że wejście w życie norm wynikających z projektu ustawy w obecnym kształcie może naruszać akty prawa międzynarodowego, lecz przede wszystkim polską ustawę zasadniczą. Ale być może będzie to czas, w którym decydenci uzyskają kolejne przychylne dla nich argumenty wydane przez podległe poszczególnym resortom organy, by następnie wykorzystać je w dyskusji, która zapewne jest tylko niezbędnym elementem PR przy z góry określonym celu.

Najnowsze artykuły