KOMENTARZ
Łukasz Bondaruk
Współpracownik BiznesAlert.pl
Nie milkną komentarze po przedstawieniu przez grupę posłów projektu ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych („projekt”).
Pojawiają się głosy zarówno ze strony dużych spółek posiadających w swoim portfolio znaczące moce wytwórcze OZE w postaci farm wiatrowych (niedawny komentarz prezesa Eco-Wind Construction, spółki zależnej CEZ Polska dla „Rzeczpospolitej”), prawników specjalizujących się w zagadnieniach z zakresu energii (artykuł Radosława Wasiaka „Nowe przepisy mogą zahamować rozwój elektrowni wiatrowych w Polsce”), jak i wyliczeniach magazynu Bloomberg wskazujących na możliwe straty sektora liczone w milionach złotych rocznie, by na podpisanym przez blisko 300 sygnatariuszy liście otwartym do Prezesa Rady Ministrów i parlamentarzystów w sprawie poselskiego projektu ustawy „O inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych” zakończyć.
Wymienione przykłady nie wyczerpują ilości komentarzy czy pojedynczych głosów odnoszących się do oceny projektu. Przeważająca większość zawiera krytykę i nieprzychylne opinie, co nie powinno być zaskoczeniem. Projekt stanowi zagrożenie dla rozwoju nowych projektów farm wiatrowych, w znaczący sposób ograniczając tereny mogące służyć dla tego rodzaju inwestycji. Wskazana powyżej aktywność nie powinna zostać zmarginalizowana przy procedowaniu nad projektem ustawy. Wskazuje ona, że świadomość podmiotów, których w bezpośredni sposób dotyczyć ma projekt, jest doniosła i że normy, nad którymi prowadzone są prace, negatywnie uderzą w szeroko rozumianą branżę energetyki wiatrowej.
Odnosząc się do najistotniejszej kwestii w całej ustawie, tj. minimalnej odległości lokowania farm wiatrowych od zabudowań czy obszarów chronionych, warto wskazać na historię powyższego pomysłu. Chcąc najlepiej zobrazować wskazaną kwestię, posłużyć się można prozaicznym przykładem licytacji, tj. chcesz wygrać – licytuj wysoko. Istotne jest tu pierwsze otwarcie, kiedy oferując dany produkt pokazując się śmiałość i zdecydowanie wskazuje się, że negocjacje będą prowadzone odważnie, z niewielkim marginesem na zmianę oferty. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w drodze tak przeprowadzonych rokowań cena końcowa sprzedaży zbliży się do rynkowej. Ten sam mechanizm jest widoczny w odniesieniu do problematyki unormowania minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od zabudowań czy obszarów chronionych. W poprzedniej kadencji Sejmu, posłowie ówczesnej opozycji proponowali wprowadzenie kuriozalnych przepisów normujących minimalną odległość elektrowni wiatrowych o mocy powyżej 500 kW od zabudowań i obszarów chronionych wskazując, że sztywna odległość 3 km będzie najbardziej optymalna i korzystna dla tych, którzy mieszkają w pobliżu farm wiatrowych.
Projekt ten został odrzucony przez rządzącą wówczas koalicję. W grudniu ubiegłego roku propozycja ta ponownie ujrzała światło dzienne. W związku ze zmianą rządów i późniejszymi głosami decydentów faworyzującymi energetykę konwencjonalną, niegdyś odrzucony projekt mógł ponownie zaistnieć. Wydaje się, że poprawnym rozumowaniem jest, iż obecny projekt ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych jest pokłosiem proponowanych regulacji dotyczących minimalnej odległości farm wiatrowych od zabudowań na poziomie 3 km. Aktualnie procedowany w sejmie projekt zakłada łagodniejszą wersję ubiegłorocznej propozycji, wskazując minimalną odległość na poziomie ok. 1,5 – 2 km od najbliższych zabudowań czy obszarów chronionych (oczywiście, ustawa wskazuje na dziesięciokrotność wysokości wieży elektrowni wiatrowej wraz z łopatami w najwyższym punkcie, nie odnosi się do konkretnych wartości, jednak biorąc pod uwagę wysokości wykorzystywanych w Polsce turbin wskazany zakres faktycznie odpowiada proponowanym przepisom). Wartości te nie zmieniają jednak zasadniczego rezultatu. Zakładając, że normy wejdą w życie w obecnym kształcie, jak również wliczając rozproszenie zabudowy mieszkalnej na terenie całego kraju i dużej liczby obszarów wyłączonych spod inwestycji (np. obszary chronione ze względu na walory przyrodnicze) – inwestorzy nie znajdą optymalnej powierzchni by zrealizować jakikolwiek projekt nowej elektrowni wiatrowej.
Jeżeli większość sejmowa zdecyduje o uchwaleniu projektu w obecnym kształcie duża liczba spółek zajmujących się energetyką wiatrową może nie sprostać obowiązkom wynikającym z ustawy. Będą to: opłaty ponoszone w związku z uzyskaniem pozwolenia na budowę oraz opłaty na rzecz Urzędu Dozoru Technicznego wynikające z koniecznością uzyskania pozwolenia na użytkowanie elektrowni wiatrowych. W uzasadnieniu projektu czytamy, że szacunkowe roczne koszty dla wszystkich elektrowni wiatrowych w Polsce wyniosą około 27-150 mln zł przy zachowaniu obecnego poziomu mocy elektrowni wiatrowych (około 5300 MW). Wskazane koszty mogą spowodować, że funkcjonowanie instalacji przestanie opłacać się, co z kolei, w najgorszym scenariuszu, zwiększy ryzyko bankructwa wielu podmiotów.
Uzasadnienie do projektu jest w dużym stopniu niewystarczające, a momentami wręcz lakoniczne i rażąco jednostronne. Nie powinno to zaskakiwać, ponieważ cel ustawy został z góry określony, a w takim przypadku pozostaje jedynie wskazać potwierdzające, choćby najbardziej ogólne, przykłady zasadność zmian. Jednym z nich jest przywoływanie oderwania się łopaty śmigła w miejscowości Krosno Odrzańskie. Niewątpliwie, jest to sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Awaria ta stworzyła bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia okolicznych mieszkańców. Jednak co ważne, uzasadnienie nie odnosi się do faktu, że turbina, w której nastąpił defekt, miała blisko 30 lat i została sprowadzona do Polski po wcześniejszym wykorzystywaniu w innym kraju. W uzasadnieniu nie wskazuje się również, że większość awarii elektrowni wiatrowych dotyczy tych urządzeń, które eksploatowane są od kilkunastu lat. Należy tu podkreślić, że wliczanie awarii spowodowanych nadzwyczajnymi okolicznościami, zwłaszcza pogodowymi, nie jest stosowne, ponieważ obecnie produkowane urządzenia podlegają wielu próbom i testom, by mogły następnie bezawaryjnie pracować w warunkach, do których zostały przystosowane. Projekt nie wprowadza norm określających w jakim czasie od wyprodukowania mogą być dopuszczone do eksploatacji urządzenia wchodzące w skład instalacji do wytwarzania energii elektrycznej. Zwłaszcza, projekt ten nie odnosi się do tych urządzeń, które zostały sprowadzone z zagranicy i które były już używane przez inne podmioty. Gdyby zostały wskazane, normy te mogłyby usankcjonować instalowanie wyeksploatowanych urządzeń. Projektodawca nie posłużył się przykładem rozwiązań zawartych w ustawie o odnawialnych źródłach energii. W przywołanym akcie, legislator wskazuje, że energia elektryczna z odnawialnych źródeł energii może zostać sprzedana w drodze aukcji wyłącznie w przypadku, gdy urządzenia wchodzące w skład tych instalacji zamontowane w czasie budowy albo modernizacji, zostały wyprodukowane nie później niż we wskazanym terminie 48 miesięcy (albo 72 miesięcy w przypadku projektów off-shore). Wydaje się, że uregulowanie tej kwestii na poziomie ustawowym w znacznym stopniu przyczyniłoby się do poprawy bezpieczeństwa podczas korzystania z urządzeń składających się na całą farmę wiatrową, a przesłanka ta (wykorzystana w uzasadnieniu projektu) w pewnej części z pewnością straciłoby swoją moc.
Dodatkowo, w części uzasadniającej projekt wskazuje się na przykład odłamków lodu wyrzucanych na znaczne odległości od elektrowni wiatrowej. Podważanie tej teorii z pewnością byłoby nielogiczne. Siła odśrodkowa działająca przy pracy wirnika powoduje odrzucenie wszystkiego, co może znaleźć się na powierzchni łopat wirnika. Potwierdza to oczywiście praktyka. Wskazany powyżej przykład jest jednym z kluczowych, który motywował przedłożenie projektu. Nie jest w nim natomiast przywołane możliwe rozwiązanie tego problemu, które jest już powszechnie stosowane przez czołowych producentów turbin wiatrowych. Tzw. systemy anti-icing bądź de-icing systems są montowane w produktach przeznaczonych na te lokalizacje, gdzie warunki pogodowe (w tym klimatyczne) sprzyjają powstawaniu lodu na łopatach turbin wiatrowych. Proponowane przez producentów rozwiązania w znaczący sposób poprawiają zarówno efektywność wytwarzania energii, jak i bezpieczeństwo, eliminując zagrożenie odrzucenia kawałków nagromadzonego lodu na ruchomych elementach elektrowni wiatrowych.
W przypadku istnienia merytorycznej dyskusji, racjonalnego argumentowania poglądów, ale również otwartości na odmienność stanowisk poszczególnych stron, konsensus, a w rezultacie przemyślane i wyważone prawo jest możliwe do osiągnięcia. Z żalem należy jednak stwierdzić, że odporność decydentów na racje innych podczas sejmowych pracach nad projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, sprzyja jedynie formułowaniu norm korzystnych dla jednej opcji.