Kacprzyk: Francja i Wielka Brytania nie zastąpią USA w odstraszaniu nuklearnym Rosji, ale mogą je lepiej uzupełniać (ROZMOWA)

12 czerwca 2024, 07:30 Bezpieczeństwo

– Europejczycy nie są ani obecnie, ani w najbliższej przyszłości, zapewnić tak wiarygodnego odstraszania nuklearnego jak amerykanie. Arsenał USA jest o wiele większy od francuskiego czy brytyjskiego. Dysponują blisko czteroma tysiącami głowic nuklearnych. Stany Zjednoczone mają większą liczbę systemów do przenoszenia ładunków, środki, które mogą wykorzystać są bardziej zróżnicowane – mówi Artur Kacprzyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Bomba atomowa Mark VI w Narodowym Muzeum Sił Powietrznych USA. Źródło: Wikimedia Commons

  • Rosyjskie działania są sygnałem politycznym, mającym zakomunikować, że dalsze poparcie Zachodu dla Ukrainy i przekroczenie czerwonych linii, zakończy się użyciem rosyjskiej broni jądrowej. Bazując na komunikatach Kremla, wspomnianymi granicami jest użycie sił zbrojnych NATO w sposób bezpośredni na Ukrainie i umożliwienie obrońcom wykorzystanie zachodniej broni przeciwko celom na rosyjskim terytorium.
  • Mówiąc kolokwialnie, piłka jest w grze. To jak Rosjanie ocenią skuteczność swoich gróźb użycia broni jądrowej zależy od tego jak wojna się zakończy. Jeżeli wygrają, albo przynajmniej nie przegrają, mogą uznać je za skuteczne. Byłoby to niebezpieczne nie tylko dla Ukrainy, ale i dla NATO. Najprawdopodobniej zachęciłoby Rosjan do przeprowadzenia kolejnych agresji wspartych groźbami nuklearnymi.
  • W Stanach Zjednoczonych na sile przybiera wewnętrzna debata na temat przyszłości amerykańskiego arsenału nuklearnego. Eksperci popierający rozszerzenie zapasów broni jądrowej, oraz rozmieszczenie dodatkowej w Europie, są powiązani z republikanami. […] Co jest interesujące, to częstsze sygnały po stronie demokratów mówiące o poszerzeniu arsenału nuklearnego. Jest to frakcja, która podchodziła do tematu ostrożniej.
  • Wzmocnieniem roli Francji czy Wielkiej Brytanii byłoby poparcie deklaracji działaniem. Przykładowo pojawianie się francuskich samolotów zdolnych do przenoszenia broni jądrowej na wschodniej flance NATO lub wysłanie przez inne kraje Sojuszu swoich sił do wspólnych ćwiczeń z francuskim lotnictwem nuklearnym – mówi Artur Kacprzyk.

BiznesAlert.pl: Czy rosyjskie ćwiczenia dotyczące broni jądrowej to kwestia rutyny, próby zastraszenia Zachodu, a może przygotowania do jej użycia?

Artur Kacprzyk: Ćwiczenia przeprowadzane przez Rosję są rutynowe, w tym sensie, że jak każde inne państwo posiadające broń jądrową, ćwiczy co jakiś czas jej użycie. Wyjątkowość rosyjskich manewrów z końca maja polega natomiast na tym, że zostały zapowiedziane jako odpowiedź na „nieprzyjazne” wypowiedzi przedstawicieli państw NATO dotyczące wsparcia dla Ukrainy. Rosja nasila w ten sposób próby zastraszenia Zachodu. Polegają już nie tylko na słowach, ale i konkretnych demonstracjach. Zaczęły się w ubiegłym roku wraz z przygotowaniami Rosji do rozmieszczenia broni jądrowej na Białorusi.

Trzeba jednak podkreślić, że ćwiczenia nie są zapowiedzią rychłego ataku nuklearnego. Zresztą Putin mówił, kilka dni temu, że nie ma teraz takiej potrzeby. Sposób w jaki odbyły się ćwiczenia nie skraca czasu potrzebnego do potencjalnego użycia broni jądrowej. Służyłoby temu wyciągnięcie głowic nuklearnych z magazynów i pozostawienie ich na przenoszących je wyrzutniach i samolotach lub w ich pobliżu – a takich sygnałów nie ma.

Rosyjskie groźby i ostatnie ćwiczenia nuklearne to sygnały polityczne. Mają przekonać Zachód, że dalsze wspieranie Ukrainy może w końcu doprowadzić do użycia przez Rosję broni jądrowej. Zapowiadając ostatnie ćwiczenia Rosja najwyraźniej chciała przede wszystkim odstraszyć państwa NATO od wysłania wojsk na Ukrainę i zezwolenia jej na użycie zachodniego uzbrojenia do ataków na cele w Rosji. Rosyjskie władze odwoływały się bowiem do dotyczących takich możliwości wypowiedzi francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona i brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Camerona.

Czy rosyjskie groźby podziałały na Zachód?

Sytuacja nie jest jednoznaczna. Generalny trend jest taki, że zachodnie wsparcie wojskowe dla Ukrainy rośnie..  Myślę, że Rosjanie są zaskoczeni jego skalą, co odzwierciedlają chociażby wezwania do zaostrzenia nuklearnych gróźb, jakie płyną od związanych z Kremlem propagandystów i ekspertów.

Z drugiej strony, rosyjskie zastraszanie nuklearne nie jest całkiem nieskuteczne. Zachodnie obawy przed eskalacją nie tylko wpłynęły na opóźnienia w przekazywaniu Ukrainie kolejnych rodzajów uzbrojenia, ale wciąż skutkują pewnymi ograniczeniami. Amerykanie wreszcie zezwolili Ukrainie na użycie amerykańskiego uzbrojenia do kontrataków na cele wojskowe w Rosji, ale tylko w pobliżu granic z Obwodem Charkowskim. Takie samo jest stanowisko Niemiec, które zresztą dalej nie przekazują Ukrainie dalekosiężnych pocisków Taurus. Podobną broń dostarczają natomiast Francuzi i Brytyjczycy, z których pierwsi wprost powiedzieli, a drudzy zasugerowali, że nie powinno być ograniczeń geograficznych dla użycia zachodniej broni przez Ukrainę do samoobrony. To samo zakomunikowało kilka innych państw, w tym Polska. Jeśli chodzi o wysłanie żołnierzy, to Francja pracuje nad stworzeniem koalicji państw do szkolenia sił ukraińskich na Ukrainie. Jednak nikt nie zapowiada wysłania wojsk do obrony Ukrainy, a USA czy Niemcy wprost to wykluczają.

Mówiąc kolokwialnie, piłka jest w grze. To jak Rosjanie ocenią skuteczność swoich gróźb użycia broni jądrowej zależy od tego jak wojna się zakończy. Jeżeli wygrają, albo przynajmniej nie przegrają, mogą uznać je za skuteczne. Byłoby to niebezpieczne nie tylko dla Ukrainy, ale i dla NATO. Zwiększałoby ryzyko, że Rosja dokona kolejnych agresji wspartych groźbami nuklearnymi. W najbliższych miesiącach prawdopodobne jest zaś nasilanie rosyjskiego zastraszania w sprawie Ukrainy. Putin niedawno wspominał o możliwości zmian w doktrynie użycia sił nuklearnych, czy powrotu do prowadzenia próbnych eksplozji jądrowych. Kontynuowane mają być też dodatkowe ćwiczenia sił nuklearnych Rosji, w tym z udziałem Białorusi.

Z jednej strony istnieje rosyjskie zastraszanie nuklearne, z drugiej strony amerykańskie odstraszanie. Czy nadchodzące wybory mogą zmienić podejście USA do odstraszania, zaangażowania na wschodniej flance NATO i dalszego wspierania Ukrainy?

W Stanach Zjednoczonych na sile już przybiera debata na temat przyszłości amerykańskiego arsenału nuklearnego. Coraz więcej jest głosów za tym, by go rozbudować, a różnice coraz częściej sprowadzają się do tego, kiedy i jak to zrobić.

W ostatni piątek jeden z doradców prezydenta Joe Bidena ds. zapowiedział, że USA mogą zwiększyć arsenał nuklearny, jeśli Rosja i Chiny dalej będą rozbudowywać swoje siły nuklearne. To ważna zmiana, bo obejmując urząd administracja Bidena miała ambicje wynegocjowania nowego układu o ograniczeniu zbrojeń nuklearnych z Rosją i zapoczątkowaniu podobnych rozmów z Chinami. Niemniej, politycy Partii Republikańskiej i związani z nią eksperci wciąż prezentują ostrzejsze stanowisko. Niektórzy wzywają do tego, by już zacząć zwiększać amerykańskie siły nuklearne i rozbudować je do poziomu równego z połączonymi arsenałami Rosji i Chin lub przewyższającego je. Administracja Bidena nie widzi takiej potrzeby. W przeciwieństwie do rekomendacji części republikańskich ekspertów nie zapowiada też rozmieszczenia dodatkowej broni jądrowej w Europie czy Azji.

Z dyskusji w Kongresie i wśród ekspertów wydawałoby się, że USA będą gotowe na dalej idące wzmocnienie nuklearnego odstraszania w razie wygranej Donalda Trumpa jako kandydata Republikanów. Jednak w obliczu jego wielu krytycznych wypowiedzi pod adresem NATO, perspektywy dla dalszej adaptacji nuklearnego odstraszania USA w Sojuszu za ewentualnej drugiej kadencji Trumpa nie są jasne.

A co na to NATO? Sojusz chce zwiększenia arsenału nuklearnego?

Sojusz pozostawia w swoich deklaracjach otwartą furtkę do podjęcia dodatkowych działań, ale teraz koncentruje się na modernizacji i zwiększeniu efektywności już istniejących sił. USA wymieniają rozmieszczone w Europie bomby nuklearne na nowe, bardziej precyzyjne. Amerykanie i sojusznicy biorący udział w nuclear sharing wymieniają też samoloty do przenoszenia tych bomb na trudne do wykrycia myśliwce F-35. Jednak ewentualne rozmieszczenie w Europie dodatkowej broni jądrowej przez USA czy jej stacjonowanie na wschodniej flance to wciąż kontrowersyjne pomysły dla wielu sojuszników. Obawiają się reakcji Rosji i ich własnych społeczeństw.

Dlatego nie spodziewam się przełomowych decyzji ws. nuklearnego odstraszania na lipcowym szczycie w Waszyngtonie. Sądzę natomiast, że dyskusje w Sojuszu przyspieszą po wyborach w USA. Jeśli nie zmian w rozmieszczeniu broni nuklearnej, to mogą dotyczyć np. dostosowania większej liczby sojuszniczych samolotów do przenoszenia amerykańskich bomb jądrowych. Ostatnie wypowiedzi doradcy Bidena nt. polityki nuklearnej sugerują taką możliwość.

Przy okazji warto dodać, że trwająca rozbudowa infrastruktury do składowania bomb jądrowych w jednej z amerykańskich baz w Wielkiej Brytanii, wcale nie musi to oznaczać rozmieszczenia tam tych ładunków w czasie pokoju. Sądzę, że obecnie chodzi raczej o ułatwienie ich przerzutu w razie wojny.

Amerykański myśliwiec F-35, może zostać przystosowany do przenoszenia broni jądrowej. Źródło: Wikimedia Commons

Czy większe nasycenie bronią jądrową w Europie może zastąpić obecność konwencjonalnych amerykańskich sił? Czy to raczej odrębne kwestie?

Te kwestie są ze sobą powiązane, ale przede wszystkim politycznie. To nie czasy zimnej wojny, gdy amerykańska broń jądrowa w Europie miała być używana na polu walki. Miało to pozwolić na zatrzymanie przeważających liczebnie sił komunistycznych, ale i obarczało USA i Sojusz podjęciem decyzji o zainicjowaniu potencjalnej wojny jądrowej. Dziś NATO planuje odparcie potencjalnej inwazji Rosji siłami konwencjonalnymi. Co do zasady USA oczekują, że państwa europejskie wezmą na siebie główną odpowiedzialność za taką obronę. Priorytetem USA jest rywalizacja z Chinami, a wojna z nimi bardzo mocno ograniczyłaby możliwość dosłania dodatkowych amerykańskich wojsk do Europy.

Niektóry eksperci republikańscy proponują wręcz nowy transatlantycki podział pracy. USA odpowiadałyby głównie za odstraszanie ataków nuklearnych na sojuszników, a amerykańskie siły nuklearne w Europie zostałyby nawet wzmocnione. Z Europy wycofana miałaby natomiast zostać większość lub całość sił konwencjonalnych USA jako droższych do utrzymania od nuklearnych. Cała propozycja to oczywiście lepsze rozwiązanie dla sojuszników niż całkowite wycofanie się przez USA z NATO, ale nawet w wymiarze samego odstraszania nuklearnego dalekie od optymalnego. Obecność konwencjonalnych sił USA w Europie, a zwłaszcza na wschodniej flance, jest bowiem ważna dla zwiększania wiarygodności odstraszania nuklearnego. Atakując żołnierzy amerykańskich, Rosja musiałaby liczyć się ze zwiększonym ryzykiem włączenia się USA do wojny i jej eskalacji, także nuklearnej.

Zakładając najczarniejszy scenariusz i wycofanie sił USA z Europy, to czy amerykańskie odstraszanie może być skutecznie zastąpione przez francuskie i brytyjskie?

Z wojskowego punktu widzenia francuskie i brytyjskie siły nuklearne nie są w stanie zapewnić sojusznikom odstraszania o wiarygodności zbliżonej do amerykańskiego.  Są o wiele mniejsze i mniej zróżnicowane od arsenału USA. Mają przede wszystkim odstraszać agresję na posiadające je kraje poprzez groźbę dokonania zmasowanego odwetu. Nie byłby on zaś wiarygodną odpowiedzią na atak nuklearny na sojusznika, bo prawie na pewno spotkałby się z masowym kontratakiem nuklearnym Rosji na Francję lub Wielką Brytanie. Kluczowa do odstraszania uderzeń na sojuszników jest zdolność do selektywnego użycia broni jądrowej. Obie europejskie potęgi nuklearne NATO ją mają, ale ogranicza ją niewielki rozmiar ich arsenałów w połączeniu z potrzebą utrzymywania sił do ochrony ich własnego terytorium.

Rosjanie mają o wiele większe siły nuklearne i przez lata pracowali nad koncepcjami ich stopniowego, wielokrotnego użycia. Tymczasem Francuska doktryna nuklearna przewiduje możliwość dokonania pojedynczego „uderzenia ostrzegawczego”, zanim Francja sięgnęłaby po broń jądrową na dużą skalę. Brytyjczycy nie mają takich ograniczeń doktrynalnych, ale ich arsenał nuklearny jest jeszcze mniej adekwatny do selektywnego użycia. Posiadają wyłącznie wystrzeliwane z okrętów podwodnych pociski balistyczne, mające stanowić trudną do znalezienia i zniszczenia siłę odwetową. Francuzi posiadają natomiast dodatkowo wystrzeliwane z samolotów nuklearne pociski manewrujące.

Wiarygodność brytyjskich i francuskich arsenałów nuklearnych w ochronie sojuszników zwiększyłaby rozbudowa tych sił, ale wymagałaby ona wielu lat. Szybciej można zaś wzmocnić komunikację strategiczną w tym zakresie. W przeciwieństwie do USA i Wielkiej Brytanii Francja nie deklaruje wprost, że byłaby gotowa użyć broni jądrowej do obrony sojuszników. Uważa, że niejednoznaczność jej deklaracji komplikuje agresorowi ocenę tego, jakie działanie może spotkać się z nuklearną odpowiedzią. Obecnie nie należy spodziewać się, że całkiem zmieni tę retorykę. Ale mogłaby wysłać Rosji sygnał np. poprzez utrzymywanie regularnej obecności samolotów zdolnych do przenoszenia broni jądrowej na wschodniej flance NATO. Francuscy sojusznicy mogliby zaś ćwiczyć wspieranie tych maszyn przez ich lotnictwo. Takie kroki są zresztą wskazane już teraz, w uzupełnieniu do działań USA i NATO. Im więcej czynników ryzyka dla potencjalnego agresora, czyli Rosji, tym mocniejsze odstraszanie.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Wolski: Francuskie atomówki mogą ochronić Europę, jeżeli będzie problem z USA w NATO (ROZMOWA)