Prezes Obajtek poinformował w miniony piątek na Twitterze o złożeniu roboczego wniosku dotyczącego zgody na koncentrację, wynikającą z przejęcia Lotosu przez Orlen. Proces łączenia największych polskich rafinerii powoli nabiera tempa, ale czy na tym powinno się poprzestać? – pisze Mateusz Cabak, współpracownik BiznesAlert.pl
Historia łączenia Orlenu z Lotosem przypomina telenowelę trwającą z przerwami od 2002 roku. Ale były też inne koncepcje zagospodarowania potencjału polskiego sektora naftowo-gazowego, a nawet chemicznego. W 2008 r. spekulowano na temat inkorporacji Lotosu przez PGNiG. W 2013, na kanwie realizacji studium wykonalności tzw. kompleksu petrochemicznego, wróżono konsolidację Lotosu z Grupą Azoty. Były też pomysły na wyłączenie Anwilu spod skrzydeł Orlenu i przeniesienie go do Azotów czy przejęcia tych ostatnich przez PGNiG.
Niemniej jednak skoro kości zostały rzucone i prędzej czy później przejęcie Lotosu przez Orlen stanie się faktem, warto podjąć analizę dalszych możliwych scenariuszy konsolidacji krajowego sektora naftowo-gazowego. W mojej opinii Polska powinna w tym zakresie dążyć do budowy mocnego koncernu o zasięgu globalnym a brakującym ogniwem tego łańcucha jest spółka PGNiG.
Bezpieczeństwo w sektorze energii
Wszystkie trzy firmy realizują dziś na własną rękę strategie bezpieczeństwa sektora energii, których głównym zadaniem jest zapewnienie Polsce potencjału surowcowego dla dalszego wzrostu gospodarczego. Rola PGNiG w tym zakresie jest nie do przecenienia, bowiem to właśnie ta spółka posiada największe zasoby wydobywalne (2P) gazu ziemnego i ropy naftowej, wynoszące odpowiednio ponad 630 mln boe i ponad 160 mln boe. Dla porównania w przypadku połączonych sił Orlenu i Lotosu łączne zasoby gazu i ropy na koniec ub.r. to zaledwie 240 mln boe.
Główny obszar zainteresowania PGNiG w tzw. upstreamie, to nie licząc Polski, norweski szelf kontynentalny, co ma związek z planami budowy gazociągu Baltic Pipe. W tym obszarze naturalna wydaje się współpraca PGNiG z Lotosem. Obie spółki obecne są w Norwegii już od 11 lat i zdążyły przez ten czas zbudować portfel projektów wydobywczych. Po niedawnym zakupie przez PGNiG udziałów w złożu Tommeliten Alpha docelowy wolumen wydobycia przez tą spółkę gazu w Norwegii wzrośnie do 1 mld m3 rocznie. Dodając do tego złoża gazowe w fazie produkcyjnej, którymi dysponuje Lotos, można z grubsza założyć że potencjał obu spółek pokrywa już ok. 15% nominalnej przepustowości gazociągu Baltic Pipe, wynoszącej 10 mld m3. Zresztą podobnie rzecz ma się w Polsce, gdzie obie spółki są lub powinny być partnerami w projektach zagospodarowania złóż węglowodorów. Aktualna współpraca PGNiG i Lotosu obejmuje prace na licencjach lądowych – Kamień Pomorski i Górowo Iławeckie.
Jednak w perspektywie obie firmy mogłyby podjąć współprace związaną np. z uruchomianiem wydobycia gazu ze złóż B4 i B6, zlokalizowanych na Bałtyku, które do tej pory nie wyszło z fazy analiz i projektów. Jak widać, w segmencie wydobywczym, Lotosowi jest dalej do Orlenu i bliżej do PGNiG a konsolidacja obu rafinerii z tą spółką byłaby rozsądna zarówno z punktu widzenia rozwoju potencjału surowcowego Polski, jak i wzrostu wartości powstałego w wyniku połączenia koncernu z uwagi m.in. na wycenę aktywów wydobywczych należących do PGNiG.
Dywersyfikacja dostaw
Drugi niemniej istotny aspekt bezpieczeństwa w sektorze energii to dywersyfikacja dostaw surowców. W tym zakresie również PGNiG wysuwa się na pierwszy plan, biorąc pod uwagę wspomnianą budowę Baltic Pipe oraz zawarcie szeregu umów na dostawy amerykańskiego LNG. Jednak pamiętajmy, że nawet bez nich krajowa gospodarka jest dziś „tylko” w ok. 60% zależna od dostaw rosyjskiego gazu i aż w ok. 80% od dostaw rosyjskiej ropy. Fakt, że o ile krajowa konsumpcja produktów ropopochodnych jest i będzie na stabilnym poziomie, o tyle zapotrzebowanie na gaz z roku na rok w Polsce rośnie. Niemniej jednak polskie firmy powinny z jednakowym pietyzmem traktować zarówno dywersyfikację dostaw gazu, jak i ropy. W tym kontekście Orlen, Lotos i PGNiG, stanowiące jeden podmiot, mogłyby z większym powodzeniem optymalizować koszty zakupów węglowodorów za oceanem, których warunki każda z nich negocjuje dziś indywidualnie.
Czempion w regionie, godny konkurent na świecie
Sumując wyniki finansowe obu rafinerii, wychodzi że z przejęcia Lotosu przez Orlen powstanie koncern z rocznymi przychodami ze sprzedaży rzędu niecałych 120 mld zł. Jego zysk netto wyniesie blisko 9 mld zł a kapitalizacja giełdowa jakieś 62 mld zł. Każdy z tych parametrów przekracza wyniki uzyskane przez węgierski MOL czy austriacki OMV. Również w przypadku mocy przerobowych czy wielkości sieci stacji paliw połączone siły polskich rafinerii znacznie przewyższają regionalną konkurencję. W tym zakresie sam Orlen przebił zarówno MOLa, jak i OMV a przejęcie Lotosu to dodatkowe 10,5 mln t/r nominalnych zdolności przerobowych oraz blisko 490 stacji. Jedyny istotny wskaźnik, w którym polskie rafinerie nadal będą ustępowały ww. konkurentom, to poziom rezerw i wydobycie węglowodorów. I tu, zgodnie z powyższym opisem, z pomocą może przyjść PGNiG, którego potencjał pozwoli przeskoczyć w rankingu MOLa. Natomiast bezkonkurencyjny na tym polu wciąż pozostanie OMV z rezerwami 2P na poziomie ponad 1,140 mln boe i wydobyciem rzędu 350 tys. boe/d (dane na koniec 2017 r.).
Warto jednak podkreślić, że włączenie pod wspólny szyld PGNiG pozwoli zwiększyć również dystans przed konkurentami z Europy Środkowo-Wschodniej, biorąc pod uwagę np. wskaźniki finansowe. Wkład PGNiG to dodatkowe 36 mld zł przychodów, blisko 3 mld zł zysku netto oraz 38,5 mld zł z kapitalizacji. Z takim zawodnikiem zespół PGNiG, Orlenu i Lotosu awansowałyby z naftowo-gazowej ekstraklasy do ligi mistrzów, depcząc po piętach hiszpańskiemu Repsolowi, który w ub.r. zanotował w przeliczeniu na złotówki ponad 170 mld przychodów i 9 mld zysku netto i goniąc takiego tuza rynku, jak Equinor (dawny Statoil), który wypracował w 2017 r. ponad 220 mld zł przychodów ze sprzedaży i ok. 17 mld zł zysku netto.