Wycinanie na cele energetyczne całych drzew powoduje znacznie wyższe emisje dwutlenku węgla netto niż uwolnienie tej samej ilości energii z paliw kopalnych – wynika z raportu opublikowanego przez brytyjski instytut Chatham House.
Raport „Woody Biomas for Power and Heat” Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Chatham House w Londynie, opublikowany 23 lutego 2017, dowodzi, że jedynym rodzajem drewna, który można spalać bez szkody dla klimatu, są odpady przemysłu drzewnego, i to wyłącznie te, które nie mogą zostać wykorzystane do produkcji wyrobów drewnopochodnych. Wycinanie na opał całych drzew powoduje natomiast znacznie wyższą emisję dwutlenku węgla netto niż wyprodukowanie tej samej ilości energii z gazu, a nawet z węgla.
Autorzy opracowania przyznają, że na pierwszy rzut oka wydaje się to sprzeczne z potocznym pojęciem o emisjach dwutlenku węgla, bo przecież cały CO2 emitowany podczas spalania drewna został wcześniej zaabsorbowany z atmosfery i po prostu do niej wraca. Duncan Brack z instytutu Chatham House wskazuje jednak, że ten prosty model pomija dwie istotne kwestie: przede wszystkim czas, jakiego potrzeba na ponowne usunięcie CO2 z atmosfery, a także sposób rozliczania się krajów z emisji gazów cieplarnianych.
Czas jest ważny, bo na zapobieżenie zmianom klimatu zostało go nam bardzo niewiele – globalny poziom emisji musi zacząć spadać jak najszybciej. Tymczasem na ponowne zaabsorbowanie dwutlenku węgla wyemitowanego do atmosfery przy okazji spalania biomasy drzewnej nowo posadzone drzewa potrzebują w najlepszym wypadku 20 lat, a często dłużej. Wycięcie drzewa na cele energetyczne oznacza nie tylko błyskawiczne wypuszczenie przez komin określonej ilości CO2, ale też umniejszenie zdolności lasu do pochłaniania tego gazu z atmosfery. Gdybyśmy na zahamowanie wzrostu stężenia CO2 w atmosferze mieli dowolnie dużo czasu, biomasę można byłoby traktować w długim terminie jako rzeczywiście niemal neutralną z punktu widzenia emisji, oczywiście przy założeniu, że za wycięte drzewa posadzi się co najmniej tyle samo nowych, utrzymując stałą powierzchnię i strukturę wiekową lasów. Problem w tym, że czasu nie mamy, a w krótkim terminie spalanie drewna skutkuje wzrostem emisji netto.
Drugi powód, dla którego emisje z biomasy drzewnej nie zerują się, dotyczy sposobu ich zliczania. W ramach Protokołu z Kioto (ONZ) poszczególne kraje muszą raportować, ile wyemitowały CO2 i czy zmieniła się, na plus lub na minus, ich zdolność do absorbowania tego gazu w związku z tzw. zmianą użytkowania gruntów. W tym systemie zmniejszenie powierzchni lasu liczy się jako dodatkowa emisja, powiększenie zaś – jako redukcja emisji. Produkcję biomasy drzewnej uwzględnia się tylko w tej drugiej kategorii, tzn. wycięte na cele energetyczne drzewa ujmuje się w raportach jako zmianę użytkowania gruntów, natomiast nie wykazuje się w raportach emisji fizycznie wyemitowanych podczas jej spalania.
Jak zauważa Izabela Zygmunt z CEE Bankwatch i Polskiej Zielonej Sieci dzięki takiej metodyce inwentaryzacji emisji gazów cieplarnianych, w przypadku biomasy drzewnej importowanej z krajów, które nie rozliczają się ze zmian użytkowania gruntu, takich jak Rosja, USA czy Kanada, emisje dwutlenku węgla nie są nigdzie odnotowywane, mimo że gaz fizycznie trafia do atmosfery.
Środowiska ekologiczne podkreślają, że wnioski płynące z raportu Chatham House podważają sensowność obranego przez rząd kierunku rozwoju energetyki odnawialnej, w którym biopaliwa stałe, a więc przede wszystkim biomasa drzewna, stają się najważniejszym odnawialnym źródłem energii, a ponieważ udział OZE w polskim miksie energetycznym musi wzrosnąć, będziemy spalać ich więcej.
CIRE.PL