Władze Unii Europejskiej zwiększyły wykonanie planu dotacji dotyczących zmian klimatycznych z 25 procent do 30 procent planowanego budżetu [1]. Polska otrzyma ponad 160 mld euro wsparcia, które mają być przeznaczone m.in. na odbudowę gospodarki po pandemii koronawirusa, lecz także na reformę energetyki [2][3] – pisze Filip Chodoła ze Studenckiego Koła Naukowego Energetyki SGH, partnera BiznesAlert.pl.
Poważniejsze problemy i narzucone formy
Choć Polska może pochwalić się satysfakcjonującymi dotacjami z ostatnich dni, to stoją przed nią równie poważne zobowiązania m.in. wykonanie planu UE zakładającego redukcję emisji gazów cieplarnianych w sektorze energetycznym o 40 procent do 2030 roku i 100 procent w 2050 roku. Wymagania te są szczególnie dotkliwe dla naszego kraju, ponieważ polska energetyka nadal opiera się na węglu, który jest najbardziej emisyjnym źródłem. Wiemy już że pierwszy cel – 15 procent udziału OZE do 2020 nie został osiągnięty. Nasz wynik w tym roku szacuje się na około 12 procent i może skutkować problemem w uzyskaniu kolejnych dofinansowań, a tym samym jeszcze poważniejszym problemom w wyrobieniu narzuconych norm. Dotacje na „sprawiedliwą transformację” na Śląsku zostały już okrojone z 37,5 na 17,5 mld euro, z czego tylko połowa dostępna jest od razu[4]. Na resztę, musimy udowodnić, że poczyniliśmy kroki w kierunku reformacji, a więc należy kontynuować negocjowanie możliwie korzystnych warunków.
Choć wszyscy rządzący zdają się podzielać opinię o wychodzeniu z emisyjnej polityki energetycznej, to sposób jej realizacji nie jest już tak oczywisty. Aktualne inwestycje opierają się przede wszystkim na instalowaniu nowych paneli fotowoltaicznych, których łączna moc może w ciągu najbliższych sześciu miesięcy wzrosnąć nawet o połowę[8]. Wskaźniki udziału OZE wzrosły tym bardziej, że pandemia koronawirusa spowodowała spadek zapotrzebowania na energię i tym samym spadek jej produkcji z węgla. Jednak te wszystkie czynniki wciąż nie wystarczają, by w pełni wypełniać unijne normy. Władze państwa wydają się odkładać politykę OZE na drugi plan, debatując z Unią przede wszystkim na tematy polityczne m.in praworządności kraju. Inwestycje w transformację energetyczną, wymagające jednych z największych nakładów finansowych znajdują się między sprawami takimi jak reforma rolnictwa czy wypłata świadczeń w ramach tarczy antykryzysowej. Możemy więc spodziewać się opóźnień w wypełnianiu norm przewidzianych na kolejne lata, które choć nie załamią naszej gospodarki, to z pewnością będą argumentem do naliczania kar i blokowania dalszych dotacji.
Węgiel brunatny pozostanie stabilnym źródłem energii przez najbliższą dekadę za sprawą wciąż dużych złóż na terenie kraju, oraz wysokiego popytu na ten surowiec. Jednak jak przewidują eksperci, w okolicach roku 2035 nastąpi przełom wynikający z nieopłacalności wydobycia węgla w porównaniu do malejącego popytu. [5]. Do tej pory Polska musi być przygotowana na alternatywne źródła energii, które zastąpią słabnący w siłę węgiel. Elektrownie takie jak wiatrowe, geotermalne czy wodne to bardzo długoterminowe inwestycje. Dla przykładu jedna turbina wiatrowa może kosztować nawet 300 tys złotych [6], a sam jej koszt zwraca się po prawie dziesięciu latach. Krajowi takiemu jak Polska, który dopiero rozpoczyna swoją transformację, przysłużyć się mogą paliwa przejściowe takie jak gaz ziemny czy paliwo jądrowe, łączące efektywną produkcję, ze względnie niskim kosztem inwestycji, a ich wady będą dostrzegalne dopiero w dłuższym okresie. Wspomniany gaz ziemny czekać będzie ten sam los co węgiel, jednak jego pokłady wystarczą na dłuższy okres. Problemem elektrowni jądrowej jest natomiast skomplikowana i kosztowna procedura jej zamykania, wymagająca skrupulatnego zabezpieczenia pozostałego materiału radioaktywnego przed wszelkim kontaktem ze środowiskiem. Wspomniana energia solarna posiada również podobne problemy. Panele fotowoltaiczne cechują się wciąż krótką żywotnością wynoszącą 30 lat [7]. Składają się one z odmiennych składników wymagających specjalnego sposobu recyklingu. Generują zatem koszty zarówno na początku jak i na końcu istnienia, czyniąc je w ogólnym rozrachunku aktualnie najdroższym sposobem pozyskiwania energii.
Instytut Jagielloński szacuje koszt transformacji na 250-400 mld zł [5]. Ponadto w wyniku ograniczonych dofinansowań w tym dziale, będziemy musieli zdobyć na ten cel środki kosztem pozostałych gałęzi gospodarki, które czekać będą cięcia budżetowe. Będzie to więc jedna z najtrudniejszych rewolucji naszej gospodarki. Musimy być przygotowani na coraz liczniejsze strajki m.in górników i kryzys energetyczny, który będzie mieć znaczący wpływ również na inne gałęzie ekonomii.
Studenckie Koło Naukowe Energetyków – SGH