KOMENTARZ
Bartłomiej Derski
WysokieNapiecie.pl
W 2015 roku wykorzystanie „zielonej” energii wzrosło o 7%. Dzięki temu Polska ponownie znalazła się powyżej rządowej ścieżki do osiągnięcia celu na 2020 rok. Jednak Ministerstwo Energii ma tyle samo powodów do zadowolenia, co do zmartwień.
Udział pozyskanej energii ze źródeł odnawialnych w całkowitej produkcji energii w Polsce wyniósł w 2015 roku 12,61%, w stosunku do 11,86% rok wcześniej ─ wynika z opublikowanych we wtorek danych Głównego Urzędu Statystycznego.
Dane GUS obejmują łącznie wszystkie trzy sektory: energii elektrycznej, ciepła i chłodu oraz transportu. Różnią się jednak od danych wykorzystywanych przez rząd i Komisję Europejską do kontrolowania realizacji celu na 2020 rok. Zgodnie z nim zużycie energii z OZE powinno wynieść przynajmniej 15% w końcowym zużyciu brutto.
Uwzględniając różnice między metodologią GUS (opartą na danych o produkcji) oraz Komisji Europejskiej (opartą na zużyciu), można szacować, że ubiegłoroczny udział energii z OZE wyniósł ok. 12,2%, wobec planowanego przez rząd na 2015 rok udziału 11,9%. Rok wcześniej rzeczywisty udział „zielonej” energii w wysokości 11,45% pokrył się dokładnie z rządowymi planami.
Teoretycznie Ministerstwo Energii powinno być zadowolone, bo nowe dane oznaczają ponowne przyśpieszenie w rozwoju OZE i zmniejszają ryzyko niedochowania zobowiązań. Problem w tym, że za blisko połowę ubiegłorocznego przyrostu w udziale „zielonej” energii odpowiadał skokowy rozwój farm wiatrowych. Wiatraki powstawały w 2015 roku naprędce, bo inwestorzy chcieli je uruchomić przed niekorzystnymi zmianami prawa. Dopisała także wyjątkowo duża wietrzność, która z nawiązką zniwelowała bardzo małą produkcję w elektrowniach wodnych. Bez wzrostu w energetyce wiatrowej Polska znalazłaby się poniżej ścieżki dojścia do celu pierwszy raz od jej przyjęcia przez rząd w 2010 roku.
W tym i kolejnych latach tego wzrostu nie można się już spodziewać. Rząd mocno ograniczył możliwości powstawania nowych turbin. Zastąpić ma je bardziej zbilansowany miks technologii ─ oparty przede wszystkim na biogazie i biomasie, z mniejszą domieszką paneli słonecznych i wiatraków. Jednak aukcje na podstawie których powstać miałaby pierwsza większa liczba nowych OZE zostaną przeprowadzone dopiero w drugiej połowie 2017 roku. To oznacza, że większość z nich będzie uruchamiana dopiero w latach 2019-2020. Do tego czasu wzrost udziału OZE w produkcji energii elektrycznej nie tylko się zatrzyma, ale zacznie topnieć. Coraz mniejsze wsparcie zielonymi certyfikatami, których ceny na rynku znacznie spadły, wypycha współspalanie biomasy z węglem.
Nie lepiej jest w sektorze transportu. Komisja Europejska w tegorocznym przeglądzie sytuacji w poszczególnych krajach zwróciła uwagę, że udział „zielonej” energii w sektorze transportu w ciągu dziesięciu lat wzrósł do 5,7%, a zgodnie z planami i zobowiązaniami rządu powinien był już przekraczać 7,4%, a w ciągu kolejnych pięciu lat wzrosnąć do planowanych 10%. To o tyle istotne, że sektor transportu zużywa znacznie więcej energii, niż sektor elektroenergetyczny, przez co jego znaczenie jest większe.
Wciąż nie jest jasne, jak na tym tle wypadnie najważniejszy sektor ─ ciepła i chłodu. Zgodnie z rządowymi planami ma on dostarczyć 60% „zielonej” energii, przede wszystkim w formie prostego spalania drewna w kominkach. GUS na pierwszy kwartał przyszłego roku przesunął publikację wyników ankiety, która miała dać odpowiedź na pytanie, ile Polacy spalają drewna. Od jej niepewnych wyników w dużej mierze zależeć będzie realizacja przez Polskę unijnych zobowiązań. W dodatku plany ograniczania niskiej emisji zanieczyszczeń, jak choćby całkowity zakaz palenia drewnem w Krakowie od 1 września 2019 roku, mogą utrudnić realizację tych planów.
Dlatego w lutym Bruksela zwróciła polskiemu rządowi uwagę, co trzeba zrobić aby osiągnąć założony plan? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl