Tauron szykuje się do rozruchu nowego bloku o mocy 910 MW w Jaworznie za 6,4 mld zł, do którego dokłada się PFR. Za kilka – kilkanaście dni przyjedzie pierwszy pociąg z paliwem – pisze Karolina Baca-Pogorzelska w korespondencji z Jaworzna.
Wesołe Miasteczko
180 m – taką wysokość od ziemi, nie wliczając 20 – metrowych fundamentów pod nią ma chłodnia kominowa nowego bloku w Jaworznie. To prawie tyle co Pałac Kultury i Nauki do wysokości dachu. Na jej szczycie zamontowanych jest 8 żarówek, które w ciemności ostrzegają lotnictwo (ich producent zapewnił, że wymiana nie będzie konieczna przez cały czas pracy bloku planowany na ok. 30 lat), pod nimi znajduje się kilka rzędów biało-czerwonych kwadratów o wymiarach 3×3 m, obowiązkowych do malowania najwyższych obiektów w okolicy. Na szczyt chłodni prowadzi drabina. Patrycja Hamera, rzeczniczka Taurona Wytwarzanie mówi, że najwytrawniejsi pracownicy wchodzą tam w… 2,5 godziny. Wcześniej podczas budowy na chłodnię kominową wjeżdżała winda. Przypominała trochę kolejkę górską. Nomen omen nowy blok powstaje w miejscu, gdzie kiedyś mieściło się osiedle Wesołe Miasteczko.
Jak pracuje Jaworzno?
Jak wygląda rozruch jednego z największych bloków energetycznych w Polsce (obok 1075 MW Enei w Kozienicach i dwóch bloków o po 900 MW PGE w Opolu)? Pracujący na budowie robotnicy, których obecnie jest na dobę ok. 2100 (w szczycie było to nawet ok. 3000 osób) mówią, że z dnia na dzień miejsce pracy im się zmienia. I mają rację. Gdy podchodziliśmy do chłodni okazało się, że jedną drogą przejścia nie ma, bo właśnie położono tam tymczasowy rurociąg, który będzie niezbędny to tzw. wytrawienia i przedmuchania kotła. Ważący 7 tys. ton kocioł węglowy mieszczący w sobie ok. 800 km (tak, dokładnie – kilometrów) rur i rurek musi być bowiem idealnie przygotowany. Czystość kotła do podawania pary na turbinę jest bowiem niezbędna dla jej prawidłowej pracy. Jak bowiem w takiej elektrowni powstaje prąd?
Najpierw nim w ogóle „dorzucimy węgiel do pieca” kocioł musi zostać uruchomiony za pomocą oleju opałowego tak, by temperatura pozwoliła na spalanie węgla. Takie uruchomienie i doprowadzenie komory spalania do 1400 st. C trwa od 6-8 godzin (podobnie zresztą jak będzie wyglądało wyłączanie bloku w przypadku potencjalnej awarii czy planowanego remontu lub przeglądu). Węgiel, który przyjeżdża do Jaworzna koleją (w elektrowni tej po sąsiedzku działa od lat sześć starszych bloków o mocy ok. 1300 MW) będzie wjeżdżał do niewielkiego budynku, w którym znajduje się wywrotnica wagonowa. Maszyna ta odwraca wagon do góry nogami, a surowiec trafia na podziemny taśmociąg, którym pojedzie do kotła. Niektórych zapewne zdziwi fakt, że wydobyty spod ziemi węgiel znowu pod tę ziemię trafi, ale tak zbudowany ciąg technologiczny zapobiega też pyleniu się paliwa na powierzchni, choć oczywiście jego niezbędne zapasy i tak trafią na pobliskie składowisko (nowy blok potrzebuje 342 ton węgla na godzinę, co oznacza 8,2 tys. ton na dobę, czyli 2,4 mln ton rocznie).
Surowiec w końcu trafi do kotła, w którym pod wpływem wysokiej temperatur powstanie para wodna. Ta z kolei zostanie podana do turbiny (2450 ton pary na godzinę to odpowiednik odparowania basenu olimpijskiego), która dzięki niej napędzi generator. I wreszcie powstanie prąd, który – jak widać – nie pochodzi jednak z gniazdka. Prąd ten zostanie wyprowadzony przygotowaną już siecią wysokiego napięcia, potem trafi do sieci średniego napięcia i wreszcie do niskiego – a więc do odbiorców.
Turbinę i generator dostarczył Siemens. Ważący 500 ton generator był największym elementem, który w jednej części przyjechał do Jaworzna. Była to skomplikowana operacja logistyczna. Najpierw z niemieckiej fabryki został spławiony Odrą, w Opolu przepakowano go na specjalny wagon kolejowy, by na koniec do Jaworzna przyjechał na specjalnej wieloosiowej naczepie. Na szczęście naszym energetykom udało się uniknąć wypadku jaki miła np. miejsce na Białorusi podczas budowy elektrowni atomowej w Ostrowcu (korpus reaktora podczas przeładunku po prostu spadł i trzeba go było wymieniać).
Praca komercyjna do końca roku
– Komercyjna eksploatacja bloku 910 MW jest planowana przed końcem 2019 r. Ale pierwsza energia do sieci popłynie z niego kilka miesięcy wcześniej, bo niezbędna będzie jego synchronizacja z krajowym systemem elektroenergetycznym (KSE) – mówi prezes spółki Nowe Jaworzno Adam Kampa. Zegar tyka, bo ze względu na konkluzje BAT do dyrektywy o emisjach przemysłowych spółka będzie musiała wyłączać swoje najstarsze instalacje. Chodzi m.in. o bloki o mocy 120 MW w elektrowniach Łaziska i Łagisza. Nowy blok będzie produkował 10 razy mniej zanieczyszczeń niż stare jednostki, co będzie też wynikać z jego planowanej sprawności netto na poziomie 46 proc. (stare bloki węglowe w Polsce mają ją na poziomie 30-33 proc.).
Nie obyło się jednak bez problemów, bo Tauron, który z „wielkiej czwórki” energetycznej spółek Skarbu Państwa jest w najtrudniejszej sytuacji finansowej i miał ogromne problemy z montowaniem finansowania na tę gigantyczną inwestycję. W efekcie wszedł w nią Polski Fundusz Rozwoju, który docelowo obejmie do 14 proc. udziałów w spółce Nowe Jaworzno, co oznacza dokapitalizowanie projektu na poziomie niemal 0,9 mld zł. Jak mówi prezes Kampa pierwsze pieniądze z PFR wpłynęły na początku 2019 r.