Pędziwol: 22 tysiące lat budowy atomu na Słowacji

28 sierpnia 2019, 07:30 Atom

Nie, to nie żart. Na stronie inwestora, spółki Slovenské elektrarne a.s. (SE), kalendarium budowy trzeciego i czwartego bloku elektrowni atomowej Mochovce zaczyna się datą… 20.000 BC (przed Chrystusem) – pisze Marek Aureliusz Pędziwol, współpracownik BiznesAlert.pl.

Elektrownia Mochovce na Słowacji. Źródło: Wikipedia
Elektrownia Mochovce na Słowacji. Źródło: Wikipedia

Właśnie wtedy teren dzisiejszej elektrowni został osiedlony przez człowieka, o czym świadczy znalezisko kamiennej siekiery, pokazanej na stronie SE. Początkowo budowa szła bardzo niemrawo, bo kolejny etap to dopiero rok 1259 AD, z którego pochodzi pierwsza pisemna wzmianka o osadzie Mohi. Wreszcie trzecia data zbliża nas do właściwego tematu: 1981, „początek budowy elektrowni atomowej Mochowce – prace ziemne”. Rok później zaczyna się budowa bloków 1 i 2, po kolejnych pięciu – 3 i 4.

Mijają jeszcze dwa lata i wali się komunizm, następne trzy – zaczyna rozpadać się Czechosłowacja. W 1991 roku budowa staje.

Rusza ponownie po pięciu latach. W 1998 roku rozpoczyna pracę pierwszy reaktor, dwa lata później drugi. Jest rok 2000, mija dokładnie 22.000 lat od dnia zero według kalendarium na stronie SE. Na rozpoczęcie budowy bloków 3 i 4 trzeba będzie jeszcze poczekać osiem lat.

Dwa lata wcześniej 66 procent udziałów w SE i kontrolę nad spółką przejmie włoski koncern Enel. W 2016 roku podzieli się nimi po połowie z czeskim Energetickým i prumyslovým holdingem EPH (Holdingiem Energetyczno-Przemysłowym), należącym do czeskiego miliardera Daniela Krzetinskiego, piątego na czeskiej liście Forbesa. Tego samego, który wraz innym czeskim milionerem, Patrykiem Tkaczem, przymierza się do przejęcia niemieckiego koncernu handlowego Metro AG.

Jedenaste przesunięcie terminu…

Od tego momentu wpisy do kalendarza stają się częstsze, co można prześledzić na stronie spółki. Brakuje tam jedynie informacji, że budowa bloków 3 i 4 miała zostać zakończona w latach 2012 i 2013. Natomiast pojawiają się dane o jej zaawansowaniu wyrażone w procentach: na koniec roku 2017 – 96,1 (blok 3) i 84,5 (blok 4), na koniec 2018 – 98,23 i 86,6. Wykres przedstawiający stan na 31 marca 2019 roku nie umożliwia tak dokładnego odczytu, ale według informacji zamieszczonej 9 lipca na słowackim Energie-Portalu „trzeci blok jest już dokończony na niemal 99 procent, a zaawansowanie budowy czwartego zbliża się do 87 procent”.

Trzy tygodnie wcześniej w bloku 3 „uruchomiono pompy obiegowe, napełniono wieżę chłodniczą i uruchomiono turbinę parową, która już czeka tylko na parę”. To już ostatnia faza przed uruchomieniem reaktora.

Jeszcze w maju uruchomienie bloku nr 3 było zapowiadane na tę jesień. Jednak już 2 lipca słowackie media poinformowały, że trzeci blok będzie oddany do użytku najwcześniej w lutym 2020 roku, a sama budowa podrożeje o kolejnych 270 milionów euro. Do takich wniosków doszli posłowie parlamentarnej komisji do spraw gospodarczych. Przewodnicząca Jana Kiszszová z liberalnej partii Wolność i Solidarność (SaS) zauważyła jednak, że również te najnowsze terminy i liczby nie muszą być ostateczne. Inny członek tej samej komisji Karol Galek (również za SaS) zauważył, że jest to już jedenaste przesunięcie terminu dokończenia trzeciego bloku. Jego zdaniem przesuwa ono także termin dokończenia bloku nr 4, „a bez czwartego bloku elektrownia nie będzie opłacalna”.

Szefowa Urzędu Nadzoru Jądrowego (ÚJD) Marta Żiaková uważa, że lutowy termin jest realny, „dla nas jednak ważniejsze niż termin jest bezpieczeństwo Mochovców”. Do przeprowadzenia są jeszcze dwie gorące próby wodne, zanim urząd wyrazi zgodę na umieszczenie paliwa w reaktorach.

…i galopujący wzrost kosztów

Z kolei dyrektor generalny SE Branislav Strýczek obiecał, że zapowiadana podwyżka kosztów będzie ostateczna. Zarząd już w kwietniu domagał się dodatkowych 390 milionów euro, ale akcjonariusze zgodzili się na 270 milionów. „Pracujemy nad tym, chociaż istnieje pewne ryzyko, że ta kwota nie musi wystarczyć. Zrobimy wszystko, żeby zmieścić się w tej liczbie”, zapewnił Strýczek.

Jeśli to się uda, rachunek za bloki 3 i 4 zamknie się kwotą 5,7 miliardów euro, czyli 2,2 razy wyższą niż prognozowano tuż przed rozpoczęciem ich budowy, kiedy oceniano je na 2,6 miliardów euro. A jeszcze wcześniej, „kiedy w ogóle po raz pierwszy zaczęto mówić o dobudowaniu dwóch bloków elektrowni jądrowej Mochovce, cena za jej dokończenie miała wynieść nieco więcej niż jeden miliard euro”, twierdzi słowacki dziennik SME.

Przyczyn tak znaczącego wzrostu kosztów jest kilka. SME na pierwszym miejscu wymienia wymogi bezpieczeństwa wprowadzone po katastrofie w elektrowni Fukushima w 2011 roku. Nowe bloki w Mochovcach zostały zbudowane tak, by nie zagroziło im nawet najsilniejsze trzęsienie ziemi, które może zdarzyć się tylko na Słowacji.

Poprawa sejsmicznej odporności reaktorów to niejedyny powód podrożenia inwestycji. Kolejne, według SME, to brak doświadczenia włoskiego inwestora. Enel nie wybrał jednego generalnego dostawcy, lecz wielu mniejszych. Zabrakło koordynacji prac budowlanych, inwestycja przedłużyła się o wiele lat, te same czynności (na przykład wykonywanie powłok ochronnych) były wielokrotne powtarzane.

W 2015 roku Najwyższy Urząd Kontroli (NKÚ), czyli słowacki NIK, wziął budowę pod lupę. Po zakończeniu pracy kontrolerzy uznali wyniki swych za tak poważne, że nie opublikowali raportu, lecz przekazali go Prokuraturze Generalnej. Ta śledztwo wszczęła, ale odmawia informacji o jego wynikach. W połowie kwietnia policja zatrzymała natychmiast po przylocie z Mediolanu Paolo Ruzziniego – dyrektora SE w latach 2006-12.

Kontrowersyjna nowelizacja ustawy atomowej

Aby umożliwić jak najszybsze dokończenie rozbudowy elektrowni Mochovce dwaj posłowie rządzącej partii Smer, Róbert Puci i Marosz Kondrót, zgłosili poselski projekt „ustawy antyobstrukcyjnej”, nowelizującej tak zwaną ustawę atomową. Celem jest uproszczenie procesu wydawania zezwoleń na budowę nowych reaktorów, a jednym z ważniejszych postanowień – nadanie specjalnej ochrony prawnej informacjom związanym z tego rodzaju inwestycjami: wrażliwym i niejawnym, a także tajemnicom bankowym, podatkowym, handlowym, telekomunikacyjnym i pocztowym, jak też wynikającym z ustaw lub uznanym zobowiązaniom do zachowania poufności.

Za projektem opowiedzieli się nie tylko posłowie koalicji rządzącej, ale i znakomita większość parlamentarzystów opozycyjnych. Kondrót podkreślał, że nowa ustawa w pełni respektuje wszystkie międzynarodowe porozumienia i zobowiązania.

Do przeciwnego wniosku doszła prezydent Zuzana Czaputová, zdaniem której zastosowanie nowelizacji stałoby w sprzeczności z Konwencją z Aarhus z 1998 roku, bezzasadnie ograniczając prawa publiczne odnoszące się do dostępu do informacji, udziału społeczeństwa w procesie decyzyjnym oraz dostępu do wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczących środowiska, „w tym wypadku na tak newralgicznym obszarze jak uruchamianie i eksploatacja instalacji nuklearnych”.

Szefowa państwa zawetowała ustawę, czyli odesłała ją posłom do ponownego rozpatrzenia. Dołączyła swoje propozycje poprawek, polegające na wykreśleniu z tekstu ustawy informacji niejawnych, tajemnic bankowych, podatkowych, telekomunikacyjnych i pocztowych. Pod szczególną ochroną mogłyby pozostać jedynie tajemnice handlowe i zobowiązania do zachowania poufności.

Czaputová podkreśliła jednocześnie, że nowelizacja była zgłoszona jako projekt poselski i choć podlegała procedurze konsultacji międzyresortowych, „nie odbyła się szersza profesjonalna dyskusja na temat proponowanych przepisów, co może być jedną z przyczyn niedociągnięć w zatwierdzonym prawie”.

Raczej reguła, niż wyjątek

Historia przeciągającej się i wciąż drożejącej rozbudowy Mochovców nie jest czymś wyjątkowym. Znacznie bardziej, bo 3,3 razy zdążyły już podrożeć znajdujące się w budowie elektrownie Hinkley Point na zachodzie Anglii i Flamanville we Francji, a 2,8 razy fińska Olkiluoto.

Do budowy nowych reaktorów przymierzają się Czesi. Niedawno czeski rząd podjął decyzję, że inwestorem stanie się należący doń w niemal 70 procentach koncern energetyczny CEZ, który nowe bloki postawi w obu swoich elektrowniach: najpierw w Dukovanach, potem w Temelinie. Aby jednak przełamać opór zarządu i rady nadzorczej, a przede wszystkim mniejszościowych udziałowców, gabinet premiera Andreja Babisza postanowił zagwarantować spółce wyrównanie strat, a nawet przejęcie inwestycji, gdyby miała się ona okazać nieopłacalna.