Ewolucyjne zmiany, transformacja czy po prostu nowy etap rozwoju polskiej energetyki – o tym dyskutowali uczestnicy konferencji Energy Future, która odbyła się w Warszawie – pisze Agnieszka Łakoma z Centrum Idei Gospodarczo-Ekonomicznych.
Punktem wyjścia do dyskusji o koniecznych zmianach w sektorze stała się zapowiedź przyjęcia wkrótce przez rząd Polityki Energetycznej Polski. Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski zapowiedział podczas konferencji, że w perspektywie lat 2040-2050 mniej więcej połowa produkcji energii elektrycznej w Polsce będzie pochodziła z węgla. (Obecnie to ponad trzy czwarte.) Zaś uzupełnieniem będą źródła odnawialne – głównie morskie farmy wiatrowe (czyli offshore), a także energetyka nuklearna oraz źródła gazowe. Jednocześnie minister liczy, że koszty budowy farm wiatrowych będą się obniżać. – Tendencja jest obiecująca i zakładamy, że te koszty będą spadać do tego momentu, gdy nie będzie się to wiązało ze wsparciem ze strony budżetu. Zakładamy, że będą one budowane bez wsparcia i będzie dla nich miejsce, gdyż cenowo okażą się konkurencyjne wobec tradycyjnych źródeł, w tym węglowych – mówił.
Swoje miejsce w miksie energetycznym będzie miał także gaz jako paliwo w produkcji energii. W opinii ekspertów uczestniczących w sesji inauguracyjnej energetyka gazowa może pełnić funkcję regulacyjną systemu. Choć do budowy wielu bloków o dużej mocy, jak to wstępnie planowano 10 lat temu, jeszcze nie doszło, to ruszyły już duże inwestycje takie jak na Żeraniu i w Stalowej Woli, rozważana jest także budowa bloków gazowych w ramach Zespołu Elektrowni Dolna Odra. Zarząd Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (głównego sprzedawcy gazu w kraju) przewiduje w kolejnych latach wzrost popytu na błękitne paliwo. Wiceprezes PGNiG Maciej Woźniak wskazał, że od 2-3 lat zużycie gazu rośnie dramatycznie i wynika nie tylko z uruchomienia nowych elektrociepłowni na gaz jak choćby we Włocławku, ale też dzięki wzrostowi gospodarki, przykładem są huty szkła i przemysł ceramiczny często podwajające swe moce produkcyjne. Wskazał także, iż z planowanych projektów zgłoszonych do aukcji w ramach rynku mocy, są instalacje (źródła) gazowe o mocy ponad 4,5 GW. – Dla nas to oznacza dodatkowy popyt na gaz na poziomie około 4,5 mld metrów sześc. po 2023 roku – dodał wiceprezes Woźniak. – I chętnie zapewnimy ten gaz naszym klientom.
Trzeba policzyć koszty zmian
Eksperci uczestniczący w sesji inauguracyjnej przyznali zgodnie, że zmiany w miksie energetycznym, nowe inwestycje i przestawienie energetyki na nowe źródła – mniej emisyjne wymagają dużych nakładów, a w tym kontekście wiążą się z kosztami dla wszystkich odbiorców energii. I to nie w dalekiej perspektywie ale już w najbliższych latach. Zwłaszcza, że od wiosny konsekwentnie rosną ceny na Towarowej Giełdzie Energii. Na przykład w czerwcu ceny na trzeci kwartał przekroczyły 300 zł za 1 MWh, zaś we wrześniu kontrakty na 2019 rok wyceniano na 286 zł za 1 MWh. (Dla porównania w lutym na TGE te kontrakty oscylowały wokół 180 zł.)
Ceny hurtowe w Polsce rosną wraz z rosnącymi kosztami zakupu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla, które muszą ponosić polskie elektrownie węglowe. (Za uprawnienia trzeba zapłacić ponad 20 euro za tonę, a jeszcze na początku roku było to kilka euro.)
Zdaniem profesora Janusza Lewandowskiego z Politechniki Warszawskiej Komisja Europejska stawiała sobie już dawno za cel cenę uprawnień na poziomie 20-30 euro, dlatego należy się spodziewać dalszych podwyżek i osiągnięcie maksymalnego poziomu cen już za dwa lata. A w tej sytuacji energetyka węglowa nie będzie konkurencyjna.
Także ekspert Dolnośląskiego Instytutu Studiów Energetycznych Remigiusz Nowakowski zauważył, że wzrost cen uprawnień nie jest niespodzianką. – Taki był w ogóle cel tworzenia systemu handlu emisjami w Unii Europejskiej w 2005 roku. Już wówczas trzeba było myśleć o przyszłości i przygotować się na wysokie ceny – dodał.
W tym kontekście Daria Kulczycka z Konfederacji Lewiatan ostrzegała, że wysokie ceny energii dla odbiorców, szczególnie dla przemysłu spowodują spadek jego konkurencyjności i okaże się, że w Polsce jest drożej niż u sąsiadów.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando wskazał z kolei na małe i średnie zakłady, które każdorazowo odczuwają najbardziej wzrosty cen energii. – Duży przemysł ma siłę oddziaływania i silną reprezentację, ale drobne przedsiębiorstwa mają słabszy głos i dlatego często są pokrzywdzone – dodał. I zaapelował o jak najszybszą debatę o finansowaniu zmian w sektorze i realizacji nowej Polityki Energetycznej Polski.
– Trzeba odpowiedzieć na pytanie, kto będzie finansował transformację energetyczną. Nie da się w dłuższej perspektywie utrzymać udziału paliw kopalnych na obecnym poziomie. To był bardzo dobry moment, aby po akceptacji polityki energetycznej stworzyć dokument, określający program działań wykonawczych – mówił prezes URE. – W najbliższych miesiącach trzeba porozmawiać o tym, co jest ważniejsze: budowanie miejsc pracy i potęga gospodarki Polski, czy to aby naród się bogacił – dodał.
Minister Piotr Naimski w kontekście kosztów zmian w energetyce, większej produkcji energii z odnawialnych źródeł mówił jednak, że „Polski i Polaków nie stać na to, by dopłacać do przekształcenia energetycznego, jak stało się to np. w Niemczech i kilku innych krajach”. I dodał, że w Niemczech do sektora OZE wpływa konsumentów 25 mld euro. – To obciążenie jest niemożliwe w sytuacji, gdy wielu Polaków jest na granicy ubóstwa energetycznego. Musimy szukać innych sposobów – dodał.
Zdaniem ministra Naimskiego, gospodarka potrzebuje nowych źródeł energii, ale też cena energii musi był konkurencyjna wobec tej, jaką płacą firmy za granicą, bo polski przemysł musi móc konkurować na światowych i europejskich rynkach.- Wszyscy będą partycypować w kosztach tych ogólnonarodowych inwestycji, bo trzeba będzie za nie zapłacić, a koszty powinny być społecznie akceptowalne – dodał Piotr Naimski. – To jedno z najtrudniejszych zadań i dla Państwa i dla energetyki. Wolę jednak mówić o rozwoju sektora niż o transformacji.
Bezpieczeństwo gazowe zapewnione
Uczestnicy konferencji przyznali, że wraz z rozbudową terminalu LNG w Świnoujściu i dzięki projektowi Baltic Pipe zniknie długoletni problem, jakim było zagrożenie dla bezpieczeństwa gazowego kraju w związku z uzależnieniem od importu tylko z jednego – rosyjskiego kierunku.
Już oddanie do użytku terminalu 3 lata temu poprawiło pozycję negocjacyjna Polski wobec rosyjskiego koncernu Gazprom, zaś planowana w ciągu czterech lat rozbudowa gazoportu (z 5 mld m sześc. do 7,5 mld m sześc. rocznie) oraz powstanie połączenie gazociągiem przez Danię z norweskimi złożami (projekt Baltic Pipe) pozwoli Polsce zrezygnować z dostaw z Rosji.
Minister Piotr Naimski zapewniał na konferencji, że inwestycja Batlic Pipe jest prowadzona zgodnie z założonym harmonogramem. – W żadnym wypadku nie widzimy problemów z jej realizacją – stwierdził. – Pierwszego października 2022 r. gazociąg będzie do wykorzystania, podobnie jak terminal LNG w Świnoujściu, który ma zostać rozbudowany do 7,5 mld mocy regazyfikacyjnej – dodał.
Jego zdaniem bardzo dobrze układa się współpraca polsko – duńska w tym zakresie – zarówno na poziomie rządowym jak i między operatorami (Energinet i Gaz System) i wkrótce czyli „do grudnia” obie firmy mają podpisać umowę o budowie. – To jest kolejny etap – równoznaczny z ostateczną decyzją inwestycyjną i tu nie widać żadnych zagrożeń. Sama budowa ruszy wiosną 2020 roku i potrwa dwa lata – powiedział na sesji inaugurującej konferencję minister Naimski
Gaz dla Polski po rynkowych cenach
Rozbudowa gazoportu i budowa połączenia z Danią zgodnie z harmonogramem jest o tyle istotna, że z końcem 2022 roku wygasa (upływa termin) kontrakt jamalski, na podstawie którego Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo jest zobligowane do odbioru znaczących (do 10 mld m sześc. rocznie) ilości gazu z Rosji. – Zależy nam na bezpiecznych dostawach gazu od wiarygodnych dostawców po akceptowalnej cenie – powiedział wiceprezes Woźniak.
Zapewniał, że PGNiG chce, aby po wygaśnięciu kontraktu jamalskiego gaz był dostępny w Polsce zgodnie z potrzebami gospodarki i pochodził z bezpiecznych źródeł. – Dlatego zamierzamy kupować dużo więcej LNG i zmienimy głównego dostawcę gazu rurociągami na producentów z kierunku zachodnioeuropejskiego tzn. z Norwegii. Spokojnie patrzymy w przyszłość. Zmiany na rynku gazu w Polsce po 2022 roku nie powinny nas niczym zaskoczyć – dodał Maciej Woźniak.
Planowana przez polski rząd i PGNiG miana kierunku importu surowca dzięki nowej infrastrukturze powinna umożliwić „powrót do normalności” czyli transakcje i zakupy po rynkowej cenie. (Gazprom mając monopolistyczną pozycję w dostawach dla Polski dyktował cenę, która w rezultacie była znacząco wyższa niż dla zachodnioeuropejskich odbiorców na przykład Niemiec, a PGNiG wystąpił do międzynarodowego arbitrażu w tej sprawie, żądając zmiany ceny i dostosowania jej do warunków rynkowych i po 3 latach częściowo odniósł sukces, jednak Rosjanie zakwestionowali decyzję trybunału arbitrażowego.)
W tym kontekście wiceprezes PGNiG zapewniał, że kontrakty zakupowe na LNG jak i przyszłe kontrakty importowe na dostawy gazu rurociągami są ustalane tak, aby formuła cenowa odzwierciedlała warunki na rynku europejskim. – Nasze portfolio importowe będzie maksymalnie związane z trendami cenowymi na rynku europejskim, liczy się bezpieczny import na rynkowych warunkach – zapewniał.
Natomiast w kuluarach konferencji zapowiedział podpisanie jeszcze w tym roku „przynajmniej” dwóch nowych umów długoterminowych za import gazu skroplonego (LNG). Zapewnił, iż od początku 2016 r. każdy kontrakt na dostawy LNG był zawierany na warunkach lepszych niż oferta Gazpromu, a kolejne kontrakty także będą bardziej atrakcyjne niż gaz rosyjski oferowany w Polsce. Wiceprezes Woźniak dodał też, że LNG jest „po prostu konkurencyjny względem oferty cenowej gazu rosyjskiego w Polsce”.
PGNiG zawarł kilka miesięcy temu porozumienia z dwoma producentami gazu skroplonego w Stanach Zjednoczonych i to te umowy zostaną zamienione na kontrakty w tym roku. Zakupy LNG – chodzi łącznie o 5,5 mld m sześc. – rozpoczną się pod koniec 2022 roku lub od 2023 roku.
Jak skutecznie zadbać o czyste powietrze
Skuteczna walka ze smogiem była także jednym z tematów konferencji Energy Future, gdyż zalicza się obecnie do kluczowych wyzwań cywilizacyjnych i samej branży. A szczególna rola przypada sektorowi gazowniczemu i ciepłownictwu.
W ramach rządowych planów poprawy jakości powietrza mieści się zarówno rozwój sieci gazociągowych i ciepłowniczych tam gdzie to możliwe jak i rozwój ekologicznego transportu publicznego zwłaszcza w dużych miastach, gdzie głównym źródłem smogu są samochody spalinowe.
Dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa te plany są szczególnie ważne. Z jednej strony zaczyna rozwijać współpracę ze spółkami transportu publicznego w wielu miastach, zainteresowanymi zakupem autobusów na gaz, a z drugiej stara się zagospodarowywać tzw. białe plamy na mapie Polski, czyli miejsca, do których dotąd nie dotarła sieć gazownicza.
Mówił o tym wiceprezes spółki PGNiG Obrót Detaliczny Marcin Szczudło. Podał przykład gminy Skórcz, której władze podjęły decyzję o zasilaniu kogeneracyjnym dzięki tzw. instalacji wyspowej LNG. Stacje regazyfikacji LNG mogą powstać bardzo szybko i stąd zainteresowanie wielu gmin takim rozwiązaniem – mówił podczas konferencji. – Dostrzegamy potencjał zwłaszcza w małych gminach, do których trudno doprowadzić sieć dystrybucyjną. Gazyfikacja wyspowa jest też o wiele mniej skomplikowanym przedsięwzięciem, w porównaniu do budowy sieci gazociągowej.
Wiceprezes Szczudło przypomniał też, że mimo konsekwentnego rozwoju sieci gazowniczej nadal ok. 40 procent powierzchni kraju nie ma dostępu do gazu sieciowego. Na przykład Podlasie jest zgazyfikowane tylko w 18 procentach, mimo, iż przez te tereny biegnie jeden z kluczowych w Polsce gazociągów – jamalski.
Biorąc pod uwagę rządowe plany w zakresie czystego transportu publicznego w kolejnych latach będzie dynamicznie rosła sprzedaż autobusów elektrycznych i zasilanych gazem. – Będzie ich przybywać także dzięki funduszowi niskoemisyjnego transportu miejskiego i coraz lepszym rozwiązaniom technologicznym – mówił podczas konferencji Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych. – W przypadku autobusów na CNG technologia już została zweryfikowana i sprawdza się w polskich miastach, w których obecnie jeździ około 500 takich autobusów.
Wiceprezes PGNiG Obrót Detaliczny zapowiedział podczas konferencji, że firma ma w planach uruchamianie kolejnych stacji tankowania CNG w polskich miastach, w najbliższym czasie będą to Warszawa i Sanok. – Do popularyzacji tego transportu przyczyni się z pewnością planowane zniesienie akcyzy na gaz CNG do celów napędowych, które w tym momencie czeka na potwierdzenie ze strony Komisji Europejskiej – mówił Marcin Szczudło. – Zakładamy szybkie tempo rozwoju tego rynku, już w 2019 roku na ulice polskich miast wyjedzie 200 nowych autobusów, a kolejne samorządy są zainteresowane zakupem tych ekologicznych pojazdów.