Trzej obiecujący kandydaci szykują się do wyborów na prezesa niemieckiej CDU, które odbędą się 16 stycznia, pierwszy raz w historii w trybie zdalnym. Nowy przewodniczący CDU zostanie wybrany przez ponad 1000 delegatów, którzy pełnią tę funkcję z ramienia landowych organizacji partyjnych. Liczba przedstawicieli rozkłada się nierówno, co jest związane z dysproporcją pojedynczych struktur landowych. Prawdopodobnie trzy największe regiony – Nadrenia Północna-Westfalia, Badenia-Wirtembergia i Dolna Saksonia – zdecydują o wyniku wyborów, gdyż ich głosy łącznie przeważają całą resztę – pisze Aleksandra Fedorska, współpracownik BiznesAlert.pl.
Kandydaci i etapy
Gazeta „Süddeutsche Zeitung” (SZ) niedawno trafnie podsumowała charakterystykę wszystkich trzech kandydatów. To starsi mężczyźni wyznania rzymsko-katolickiego z Nadrenii Północnej-Westfalii. Faktyczne ten opis się zgadza i w skrócie pokazuje, że ostatecznie kończy się czas kobiety i protestantki ze wschodnich landów na fotelu szefa niemieckiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej.
W pierwszym etapie poza Friedrichem Merzem, Norbertem Röttgenem i Arminem Laschetem startował także Jens Spahn, który obecnie piastuje urząd ministra zdrowia w rządzie Angeli Merkel. Spahn zadeklarował później wsparcie dla kandydatury Armina Lascheta. Niewykluczone, że przed młodym, 40-letnim Spahnem leży w przyszłości świetlana kariera, bo jest lubianym politykiem, który w obliczu kryzysu związanego z koronawirusem dobrze sobie poradził z wyzwaniami, którym jego ministerstwo musiało sprostać.
Nad styczniowymi wyborami przewodniczącego CDU krąży na dodatek odium znacznie ważniejszej decyzji w obliczu zbliżających się wyborów do Bundestagu jesienią 2021 roku – decyzji o kandydacie na kanclerza Niemiec. W grę wchodzi tu Bawarczyk Markus Söder – premier Bawarii i przewodniczący partii siostrzanej względem CDU – CSU. Struktury CSU ograniczają się jednak wyłącznie do landu Bayern. CDU i CSU tworzą unię partyjną, która razem startuje w wyborach ogólnokrajowych. W Bawarii nie ma struktur partyjnych CDU, co oznacza, że Bawaria nie będzie miała wpływu na wybory przewodniczącego CDU, jako że nie jest tam reprezentowana przez swoich delegatów. Możliwa jest natomiast kandydatura Bawarczyka na miejsce kanclerza.
W sondażach widoczne jest poparcie większości wyborców CDU/CSU na poziomie federalnym dla premiera Bawarii. Szczęścia jednak Bawarczycy dotychczas nie mieli. Jak widać, z Monachium do Berlina droga nie jest prosta. Wcześniej Franz Josef Strauß walczył z Helmutem Schmidtem i mimo że partie unijne dostały najwięcej głosów, Schmidt stworzył wspólny rząd z liberałami i kolejny raz został kanclerzem. Bawarczykiem z CSU był także Edmund Stoiber, który przegrał z Gerhardem Schröderem w 2002 roku.
Dotychczas Söder udowadniał, że potrafi swoje władcze zapędy odpowiednio i stosownie do sytuacji kontrolować.
– Moje miejsce to Bawaria – powtarza na przekór zniecierpliwionym dziennikarzom, którzy od wielu miesięcy starają się wyciągnąć od niego choć strzępek deklaracji o zbliżającym się podboju Berlina.
Gotowy na wszystko i to od wielu lat jest natomiast Friedrich Merz. Chyba żaden z wymienionych polityków nie jest tak zdesperowany jak on. Jedni mówią, że to dobrze, drugim wydaje się to coraz bardziej natrętne i uporczywe. Czego nie można mu jednak odmówić, to przyznania, że jest śmiałym i kompetentnym zawodowcem. Merz jest z wykształcenia prawnikiem i był ściśle związany ze światem wielkich funduszy inwestycyjnych, co miało wpływ na jego niebywale pokaźny majątek.
Jako polityka Merza charakteryzuje konserwatywny światopogląd i kompetencje w dziedzinie gospodarki. Jego największy sukces polityczny sięga jednak lat 2000–2002, kiedy był przewodniczącym klubu poselskiego w Bundestagu. To wtedy przegrał po raz pierwszy – i to sromotnie – z Angelą Merkel. Obecna kanclerz domagała się wtedy tej pozycji dla siebie i w końcu ją dostała. Merz wycofał się obrażony i sfrustrowany porażką.
Nie brakuje komentatorów niemieckiej polityki, którzy uważają, że Merz nigdy nie zdobył się na prawdziwą refleksję wydarzeń z tamtych lat. Zakładają, że woli się widzieć w roli ostatniego wojownika konserwatyzmu, niż krytycznie stwierdzić, że jego szorstki i mało sympatyczny sposób bycia nie przysparza mu ani wielbicieli, ani towarzyszy broni w świecie niemieckiej polityki.
Friedrich Merz się jednak nie poddał i gdy tylko Angela Merkel ogłosiła, że się wycofuje jako przewodnicząca CDU, Merz natychmiast uruchomił wszystkie możliwe kanały, by po prawie 20 latach wreszcie stanąć na czele partii, do której należy od najmłodszych lat. Na drodze znów stanęła mu Merkel, wyznaczając Annegret Kramp-Karrenbauer na swoją faworytkę i następczynię.
Kramp-Karrenbauer i Merz mierzyli się na argumenty na niezliczonych konferencjach w walce o każdego delegata. W przeddzień głównego głosowania Merz był przekonany o swoim zwycięstwie. I wtedy znów wbito mu nóż w plecy. Tym razem grupa wokół szefa młodzieżówki partyjnej i polityka polskiego pochodzenia Paula Ziemniaka zmieniła front i poparła Kramp-Karrenbauer. Merz przegrał, a Ziemniak został sekretarzem partii pod przywództwem Kramp-Karrenbauer.
Merz nie byłby jednak sobą, gdyby nie kandydował kolejny raz. Tylko znów pojawił się Merkelowski cień na jego plecach. Tym razem jest nim Armin Laschet, który uchodzi za człowieka Merkel wśród obecnych kandydatów. Merz oskarża Lascheta o celowe opóźnianie terminu głosowania, co rzekomo ma działać na niekorzyść Merza.
Agenda Friedricha Merza
Tak jak osobowość Merza jest barwna i trudna, tak jego agenda polityczna ma interesujące i dla Polski ważne elementy. Polityk słynie bowiem z dobrej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. W dyskusji na temat budowy rurociągu Nord Stream 2 Merz proponuje dwuletnią przerwę w pracach nad tym projektem, aby Wladimir Putin zrozumiał, gdzie jego miejsce.
Nie dość, że Merz jest bardzo aktywny w kontaktach z niemiecką prasą, to ostatnio wydał nawet książkę pod tytułem “Neue Zeit. Neue Verantwortung” (Nowe czasy. Nowa odpowiedzialność). Może to szczegół, ale jednak istotny – na łamach swojej książki Merz potrafi przyznać, że Merkel należy do największych kanclerzy w powojennej historii Niemiec. Polityk zalicza ją do panteonu przywódców pokroju Adenauera i Kohla. Inne rozdziały poświęcone są społeczeństwu niemieckiemu i przemianom, które mają w nim miejsce.
W rozmowie z państwowym radiem „Deutschlandfunk” Merz przyznaje, że przez ostatnie dziesięciolecia pojęcie konserwatyzmu, a szczególnie związane z nim pojęcie rodziny diametralnie się w Niemczech zmieniło. Ojciec trzech dorosłych dzieci mówił z wyrazem uznania i szacunku dla młodej generacji, że znalazła ona nową formę wrażliwości i bliskości rodzinnej, która jego pokoleniu nie była znana. Jak na Merza przystało, nie zabrakło w jego najnowszych myślach polaryzacji. Taki jest po prostu jego styl, który jest zupełnym kontrastem do spokojnego i nastawionego na kompromis rządzenia Angeli Merkel.
Merz zapowiada więcej dyskusji i kontrowersji nie tylko w polityce, ale także w nauce. W tej kwestii nie jest osamotniony, bo szczególnie na uczelniach pojawiły się głosy, które zwracają uwagę na fakt, że przesadzona poprawność polityczna i wsparcie finansowe dla z góry ukierunkowanych badań zniekształca naukę jako taką, co jest bardziej wyrazem chęci potwierdzenia własnego światopoglądu niż faktycznym wynikiem badań czy omówieniem rzeczywistości.
Röttgen prowadzi na ostatnich metrach
Krytycznie o zakończeniu projektu Nord Stream 2 wypowiedział się także Norbert Röttgen. Polityk pełni obowiązki przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych w Bundestagu. Jest ekspertem w dziedzinie polityki zagranicznej. Tym, co może także odegrać rolę w jego karierze jako przyszłego przewodniczącego CDU lub nawet kanclerza, jest fakt, że jest przystojnym mężczyzną, czego nie można powiedzieć ani o Merzu, ani o Laschecie, ani o Söderze.
Niegdyś Röttgen uchodził za możliwego następcę Merkel. W latach 2009–2012 był ministrem ds. ochrony środowiska w rządzie tej kanclerz. Wtedy zdecydował się kandydować na premiera Nadrenii Północnej-Westfalii. W wyborach w 2012 roku przegrał jednak z socjaldemokratką Hannelore Kraft. Po tej przegranej musiał odejść z rządu, co z pewnością do dziś wspomina z rozczarowaniem. Nie roztrząsał jednak tego tematu w mediach ani publicznie nie obciążał odpowiedzialnością za to Merkel, co – trzeba zaznaczyć – świadczy o jego wysokiej kulturze osobistej.
Długo wyglądało na to, że to Merz i Laschet rozstrzygną między sobą, kto zostanie szefem partii. Komentatorzy z Westdeutscher Rundfunk szli o zakład, że Röttgen zgłosił swoją kandydaturę tylko dlatego, że chce zostać ministrem ds. zagranicznych. Zakładano, że w pewnym momencie się podda i poprze najlepiej rokującego kandydata, umawiając się z nim co do wymarzonej posady z gwarancją teki ministerskiej.
Tymczasem im bliżej do głosowania, tym lepsze notowania ma Röttgen. Sondaż z 18–20 grudnia, opublikowany w „Der Spiegel”, wskazuje na jego przewagę nad konkurencją. Spokojny i rzeczowy sposób prowadzenia dyskusji politycznych przez Röttgena jest miłym kontrastem dla zarzutów, którymi częstuje media Merz. Natomiast cichy Laschet wydaje się w ogóle nie podejmować żadnych kroków. Jest zajęty rządzeniem w Nadrenii Północnej-Westfalii w dobie kryzysu koronawirusowego, co niestety przynosi mierne skutki.
W połowie grudnia Röttgen przedstawił, dotychczas mało znaną, Ellen Demuth, która będzie wraz z nim pracować nad strategią polityczną CDU. Ta młoda i zdolna kobieta, która sama wychowuje swoją córkę jedynaczkę, pochodzi z Nadrenii-Palatynatu i dała się już poznać jako nowoczesna i ambitna polityczka w landowym parlamencie. Nadrenia-Palatynat to ważny dla CDU kraj związkowy. Najwięksi kanclerze, jak Adenauer i Kohl, związani byli właśnie z tym terenem, który jeszcze przed połączeniem z Niemcami Wschodnimi był centrum administracyjno-kulturowym RFN.
Armin Laschet, wierny merkelista
Armin Laschet ma natomiast pewien atut, którym nie dysponuje żaden inny kandydat. Jest premierem niebywale ważnego kraju związkowego, co na przykład Röttgenowi się nie udało. Nadrenia Północna-Westfalia, której premierem jest Laschet, jest najbardziej zaludnionym landem, co przekłada się na jej znaczenie polityczne w niemieckim systemie politycznym. Land ten dysponuje nie tylko największą liczbą delegatów, lecz także sześcioma głosami w Radzie Federalnej. Nie bez znaczenia jest też przemysł i ekonomia regionu, w którym mieszka co piąty Niemiec. Premierowi landu jest blisko do liberalnego i postępowego światopoglądu pani kanclerz. Polityk nie lubi się wychylać z krzykliwymi hasłami ani głośnymi akcjami. Rządzi cicho. Eksperci uważają ponadto, że jest w dobrych kontaktach z większością ważnych funkcjonariuszy partyjnych i te relacje na pewno się opłacą.
Jednocześnie ostatnie miesiące zaszkodziły Laschetowi. Jego polityka antycovidowa bywała niekonsekwentna i nawet czasem nieudaczna. Skandal wokół zakładów mięsnych, gdzie w karygodnych warunkach pracowali pracownicy z Europy Wschodniej, którzy rozchorowali się na koronawirusa, miał miejsce właśnie pod rządami Lascheta. Na premierze Nadrenii Północnej-Westfalii ciąży także afera maseczkowa i zarzut nepotyzmu. Zakup maseczek i kombinezonów wiosną 2020 roku odbył się bowiem częściowo bez przetargu. Zlecenie trafiło do firmy Van Laack; tymczasem syn polityka Johannes „Joe” Laschet, który jest znawcą i komentatorem mody męskiej w sieciach społecznościowych, ściśle współpracuje z szefem Van Laack – Christianem von Danielsem. Nawet jeśli afera nie ma konsekwencji prawnych, gdyż w obliczu pandemii land nie miał obowiązku rozpisania przetargu na dostawy maseczek i kombinezonów, to niesmak pozostaje i przypada na niekorzystny czas, kiedy to Laschet miałby szansę zamienić swój gabinet w Düsseldorfie na architektonicznie sensacyjną nową lokalizację w berlińskim Konrad-Adenauer-Haus.
Gdyby Merz stanął na szczycie władzy, należy się liczyć z ostrymi kontrowersjami. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że będzie chciał zawrócić niejedną tendencję w Niemczech z lewicowo-progresywnego szlaku na kierunek bardziej konserwatywny. Znane także z Polski związane z tym kontrowersyjne tematy wrócą więc prawdopodobnie na niemiecką agendę polityczną i to z podobnym skutkiem w postaci polaryzacji społeczeństwa.
Niewykluczone, że jest to nieuchronne i konieczne dla społeczeństwa, szczególnie Niemiec Zachodnich, które w zawrotnym tempie zmieniło swoje oblicze w kwestiach obyczajowych, migracyjnych i związanych z uczestnictwem kobiet w życiu zawodowych oraz publicznym. W 2018 roku trzy czwarte kobiet w Niemczech było czynne zawodowo, podczas gdy jeszcze 38 lat temu, w 1980 roku, więcej niż połowa nie pracowała zarobkowo. Model rodziny, w której mąż i ojciec zarabia na utrzymanie, a żona i matka zajmuje się domem i dziećmi, był przodującym modelem życia w zachodnich Niemczech.
Norbert Röttgen zaskoczył natomiast nie tylko swoją kandydaturą, którą zgłosił jako pierwszy z wymienionych tu kandydatów, ale wspaniałą wręcz kampanią. Nikogo nie uraził, nikogo nie oskarżał i z niczym się nie wychylał. Co prawda, jak na polityka spraw zagranicznych przystało, wyraził swój sprzeciw co do kontynuacji budowy Nord Stream 2, ale dobrze wiedział, kiedy należy ten temat uciąć. Jego biuro szybko odpowiadało na pytania dziennikarzy, zasłaniając się brakiem czasu zapracowanego polityka.
Röttgen wydaje się dobrze przygotowany nie tylko na przewodniczącego partii CDU, ale też do jeszcze ważniejszych zadań. Jeśli CDU i CSU miałoby wybierać swojego kandydata na kanclerza między Röttgenem a Söderem, z łatwością mogłoby paść na sympatycznego i przystojnego Röttgena. Jego kontrkandydatem z ramienia socjaldemokratów będzie Olaf Scholz, który jest teraz ministrem ds. finansów. Unia CDU/CSU może w sondażach liczyć na 36 procent głosów. To jednak za mało, aby rządzić samodzielnie. Bez koalicji się więc nie obejdzie. Söder już od dłuższego czasu puszcza oczko do Zielonych. Röttgenowi jako byłemu ministrowi ds. ochrony środowiska kwestie ekologii też nie są obce, a dogadać będzie się mógł z każdym. Co do zdolności do kompromisu Merz wypada ze wszystkich najgorzej. Laschet już pokazał, że potrafi stworzyć rząd z Liberałami (FDP).
Niemieckie organizacje ekologiczne odmawiają współpracy z fundacją obrony Nord Stream 2