Firmy wydobywcze nie wiedzą komu w Libii mają płacić podatek

5 listopada 2015, 12:26 Alert

(AP/Bloomberg/Teresa Wójcik)

Pożar rafinerii w Libii widziany z kosmosu.

Nowe władze Libii, które kontrolują już większość pól naftowych zagroziły, że uniemożliwią eksport jeśli zagraniczne firmy nie zaczną wpłacać należności za ropę uznanym przez społeczność międzynarodową tym władzom na wschodzie kraju.

Dotychczas nabywcy ropy libijskiej należność transferowali na konto banku centralnego zlokalizowanego w Trypolisie, mieście kontrolowanym przez islamistów. Obecnie legalne władze Libii, z siedzibą w Tobruku na wschodzie kraju powołały własny bank centralny i własny państwowy koncern naftowy.

Rzecznik sił dozorujących pola ropy, Ali el-Hasi oświadczył wczoraj, że zagraniczne firmy muszą transferować należności do nowej siedziby władz Libii.

Chaos w Libii rozpoczął się po obaleniu władzy Muammara Kadafiego w 2011 r. Wydobycie ropy spadło do poziomu 25 proc. normalnej produkcji do 350 tys. baryłek dziennie, jak wynika z danych wspomnianego nowego koncernu naftowego.

ONZ poinformowała wczoraj (4.11), że mianowały swojego przedstawiciela w Libii, niemieckiego dyplomatę, Martina Koblera, który będzie formalnie negocjował z nowymi, już legalnymi władzami Libii.  W oświadczeniu ONZ bez szczegółów podano, że Kobler kontynuuje misję w Libii hiszpańskiego dyplomaty Bernardina Leona. W ubiegłym tygodniu ONZ wyraziły pełne zaufanie do Hiszpana i zaprzeczyły prasowym doniesieniom o jego odwołaniu. W ubiegłym miesiącu władze w Tobruky odrzuciły możliwość porozumienia z innymi libijskimi ośrodkami władzy w tym kraju – co proponował Leon. Potem także nowy rząd w Tobruku krytykował pośrednictwo Hiszpana w negocjacjach, które doprowadziły do powstania legalnego (uznanego) rządu w Libii.