Jeszcze w 2021 roku ok. 1/4 wykorzystywanej w UE ropy naftowej o wartości 48 mld euro pochodziła z Rosji. Inwazja na Ukrainę skłoniła państwa UE do wprowadzenia sankcji na ten surowiec. Sankcje zawierają jednak luki, które sprawiły, że Polska stała się największym importerem rosyjskiej ropy w UE. Uszczelnienie sankcji jest jednak możliwe, z kolei elektryfikacja transportu w dłuższej perspektywie zabezpieczy od ryzyka zastąpienia zależności od Rosji uzależnieniem od innych państw petrodolarowych – pisze Maciej Zaniewicz, analityk Forum Energii.
Zależność od ropy się opłacała
W 2021 roku co czwarta przerobiona w Unii Europejskiej baryłka ropy naftowej pochodziła z Rosji. Do największych jej importerów w UE należały Niemcy, Niderlandy, Polska i Włochy. Większość rosyjskiej ropy (ok. 90 procent) sprowadzanej do UE trafiało na rynki zachodnioeuropejskie drogą morską. W związku z tym państwa te stosunkowo łatwo mogły zaprzestać importu surowca z Rosji. Nie podejmowały się tego ze względu na opłacalność importu i przerobu rosyjskiej ropy, która jest tańsza od ropy gatunku Brent – referencyjnej dla Europy (Patrz: Aneks).
W gorszym położeniu znajdowały się państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Ich poziom zależności od importu rosyjskiej ropy często sięgał 100 procent, co było to skutkiem uwarunkowań historycznych i geograficznych. Rafinerie w tych państwach powstawały w czasach istnienia Bloku Wschodniego, na trasie ropociągów biegnących z ZSRR. Z tego względu zostały przystosowane do przerobu rosyjskiego, zasiarczonego i ciężkiego surowca.
W rezultacie państwa te, mimo upadku ZSRR i zakończenia Zimnej Wojny, pozostawały ekonomicznie zależne od dostaw ropy z Rosji. Utrzymywanie tego stanu było rezultatem świadomej decyzji ekonomicznej. Przerób nierosyjskiego surowca był możliwy, jednak skutkowałby gorszymi wynikami finansowymi koncernów naftowych. W niektórych przypadkach dywersyfikacja dostaw wymagałaby też inwestycji w infrastrukturę.
Jeszcze w 2021 roku 60 procent ropy przerabianej w polskich rafineriach pochodziło z Rosji. Polska sukcesywnie zmniejszała jej udział, jednak konkurencyjna cena oraz obowiązujące kontrakty długoterminowe przemawiały za utrzymaniem importu z tego kierunku. Rosyjska ropa stanowiła ok. 80 procent surowca przerabianego na Litwie i 40 procent w Czechach (rafinerie kontrolowane przez PKN Orlen). Również zakłady kontrolowane przez węgierski MOL, zwłaszcza słowacka rafineria, korzystały w znacznej mierze z rosyjskiego surowca.
Sankcje – dziurawe z założenia
Zyski z eksportu ropy naftowej są najważniejszą składową rosyjskiego budżetu. W 2020 roku odpowiadały za niespełna 30 procent przychodów rosyjskiego budżetu federalnego. Ok. 45 procent ropy Rosja sprzedawała w 2020 r. do UE. Same zyski ze sprzedaży ropy naftowej są mniej więcej równe całym wydatkom na obronność (na wojnę) Federacji Rosyjskiej.
Z uwagi na kluczowe znaczenie przychodów ze sprzedaży ropy naftowej na funkcjonowanie rosyjskiego budżetu i jej machiny wojennej, w czerwcu 2022 r. w UE wprowadzono sankcje obejmujące rosyjską ropę i produkty ropopochodne (w tym paliwa, za wyjątkiem LPG). Było to najbardziej dotkliwym uderzeniem w gospodarkę rosyjską.
Sankcje na ropę weszły w życie w listopadzie i grudniu 2022 roku, a na produkty ropopochodne w lutym 2023 roku. W odniesieniu do ropy zakazano jedynie importu drogą morską. Wyłączenie z sankcji uzyskały de facto Czechy, Niemcy, Polska, Słowacja i Węgry, które mogą sprowadzać ropę rurociągiem Przyjaźń. W praktyce ma to wpływ głównie na dwie spółki: węgierski MOL (posiada rafinerie na Węgrzech i Słowacji, gdzie kontroluje spółkę Slovnaft) oraz PKN Orlen (posiada w Czechach dwie rafinerie Unipetrol). Oprócz tego Chorwacja i Bułgaria uzyskały zgodę na import rosyjskiej ropy drogą morską do odpowiednio 2023 i 2024 r.
Państwa G7 (w tym UE) w grudniu 2022 roku dodatkowo uzgodniły wprowadzenie restrykcji dotyczących usług transportowych. Spółki z Unii i państw G7 będą mogły świadczyć usługi transportu morskiego, brokerskie lub finansowe związane z eksportem drogą morską ropy naftowej lub produktów naftowych pochodzących z Rosji wyłącznie jeśli cena zakupu surowca będzie równa lub niższa od 60 USD/bbl. Poziom price cap ma być aktualizowany co dwa miesiące, aby był niższy o 5 procent od cen rynkowych na rosyjską ropę.
Celem takiego rozwiązania jest ograniczenie zysków Rosji z przekierowania eksportu ropy poza UE. Około 2/3 rosyjskiej ropy transportowanej drogą morską jest obsługiwana przez unijne firmy. Pierwsze tygodnie działania mechanizmu wykazały jego skuteczność – średnia cena ropy Urals w grudniu spadła poniżej 60 USD/bbl i jest o około 30 USD/bbl niższa od ceny ropy Brent.
Czy sankcje można uszczelnić?
W trakcie dyskusji na temat sankcji kluczowym zagadnieniem było wprowadzenie rozwiązań, które uderzając w Rosję, nie powodowałyby większych szkód dla gospodarek krajów UE. Największe obiekcje zgłaszały kraje uzależnione od dostaw z Rosji i pozbawione dostępu do morza – Węgry, Słowacja i Czechy – które poniosłyby największe koszty sankcji, a być może nie utrzymałyby płynności na rynku paliw. Związane byłyby one z koniecznością zakupu droższego surowca, zastosowaniem ropy innego gatunku, uzyskaniem innych produktów ropopochodnych, dodatkowymi kosztami transportu morskiego i tranzytu, koniecznością ograniczenia przerobu w związku z brakiem przepustowości alternatywnych szlaków – w dłuższym czasie może to być możliwe, ale w krótkim trudne.
Rafinerie na Węgrzech i Słowacji są połączone z terminalem naftowym w Chorwacji ropociągiem Adria. Jego przepustowość wymusiłaby jednak ograniczenie przerobu przez te rafinerie do ok. 75 procent. Polska rafineria w Płocku może być w całości zaopatrzona przez Naftoport Gdańsk. Z polskiego terminala naftowego ropa może również trafić do niemieckiej rafinerii Schwedt. Z kolei rafineria w Leuna może być zaopatrzona przez port w Rostock. Rafinerie w Czechach mogłyby zastąpić dostawy z Rosji importem przez ropociąg TAL, jednak również musiałaby ograniczyć przerób, lub uzupełnić dostawy np. transportem kolejowym, co negatywnie wpłynęłoby na wyniki finansowe.
Polska największym importerem rosyjskiej ropy w UE
Polskie władze po dokonaniu przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę zadeklarowały, że porzucą import rosyjskiej ropy naftowej do końca 2022 r. Tej deklaracji nie udało się dotrzymać, choć import rosyjskiej ropy istotnie spadł. W styczniu 2023 roku, zgodnie z deklaracjami PKN Orlen, udział rosyjskiego surowca w portfolio firmy wynosił ok. 10 procent (wobec ok. 60 procent rok wcześniej).
W skali całej UE sytuacja jest jednak bardzo niekorzystna. Największy dotąd importer rosyjskiej ropy – Niemcy – od stycznia br. porzuciły ten kierunek dostaw. Tym samym Polska nie tylko nie dotrzymała deklaracji, ale w dodatku awansowała na pierwsze miejsce pod względem importu rosyjskiej ropy w całej Unii Europejskiej.
Ten stan może utrzymywać się nawet do grudnia 2024 roku, kiedy wygasa ostatni kontrakt długoterminowy jaki polski koncern ma z rosyjską spółką Tatnieft. Jego zerwanie groziłoby karą umowną, wobec czego jest ono możliwe wyłącznie w przypadku objęcia unijnymi sankcjami importu ropy rurociągami (a nie tylko drogą morską jak obecnie). Z uwagi na trudną sytuację i opór polityczny Węgier, Słowacji i Czech, objęcie sankcjami importu rosyjskiej ropy rurociągami jest mało prawdopodobne. Rozwiązaniem kompromisowym mogłoby być objęcie sankcjami ropy dostarczanej rurociągiem Przyjaźń Północna, który biegnie wyłącznie do Polski i Niemiec.
Saudowie lepsi niż Rosjanie?
Do 2022 roku Polska sprowadzała ok. 60 procent ropy naftowej z Rosji, płacąc za eksport średnio 46,6 mld złotych rocznie. Na przestrzeni ostatnich lat realizowano strategię powolnego odchodzenia od rosyjskiego surowca, głównie na rzecz ropy z Arabii Saudyjskiej i w drugiej kolejności z Nigerii.
Obawy może budzić rosnąca ekspozycja polskiej gospodarki na surowiec saudyjski, która jeszcze bardziej wzrośnie po przejęciu przez Saudi Aramco rafinerii w Gdańsku. Zastąpienie zależności od rosyjskiego surowca zależnością od Arabii Saudyjskiej w krótkiej perspektywie zwiększa bezpieczeństwo energetyczne Polski i redukuje koszty zmiany dostawcy. Różnorodność dostawców, a co za tym idzie gatunków surowca, zwiększa koszty transportu i przerobu, ograniczając rentowność rafinerii. Długoterminowo taka polityka rodzi jednak ryzyko polityczne względem Arabii Saudyjskiej, będącej – podobnie jak Rosja – państwem autorytarnym.
Elektryfikacja transportu = bezpieczeństwo energetyczne
Choć ropa naftowa przykuwa najwięcej uwagi, to jednak ostatecznie zależność od paliw płynnych (benzyny silnikowe, olej napędowy, LPG) jest podstawowym problemem dla Polski. Oczywiście te zjawiska są powiązane – w Polsce paliwa wytwarzano głównie z ropy rosyjskiej, którą zastąpi przede wszystkim ropa saudyjska.
Polskie rafinerie nie są jednak w stanie pokryć krajowego zapotrzebowania na paliwa, co jeszcze bardziej pogłębia naszą zależność od czynników, na które nie mamy wpływu. Około 1/3 zapotrzebowania na olej napędowy i ponad 80 procent na LPG zaspokajana jest importem. Dotychczas głównym kierunkiem była Rosja. Po wprowadzeniu embarga unijnego ten kierunek został zamknięty. Paliwo wyprodukowane z rosyjskiej ropy wciąż będzie jednak trafiać do Polski, np. z Czech czy Indii.
Z perspektywy bezpieczeństwa energetycznego Polski kluczowe jest ograniczenie powyższych zależności – od dostaw paliw i ropy z zagranicy. Zwiększenie mocy przerobowych rodzimych rafinerii nie jest rozwiązaniem. Wysokie nakłady inwestycyjne – zmniejszając zależność od importu paliw, zwiększyłyby uzależnienie od importu ropy.
Rozwiązaniem tego problemu jest elektryfikacja transportu, która przełoży się na redukcję zużycia paliw i większą produkcję w krajowych źródłach. Oprócz elektryfikacji lekkich pojazdów osobowych, istotne jest również uwzględnienie przewozów towarowych. Z uwagi na trudności w elektryfikacji ciężarowego oraz dalekobieżnego pasażerskiego transportu kołowego, większy nacisk powinien zostać położony na rozwój kolei.
Często realizowane, zwłaszcza w transporcie osobowym, zastępowanie oleju napędowego benzyną, LPG lub gazem ziemnym (CNG, LNG) nie wpływa na poprawę bezpieczeństwa energetycznego kraju. Redukcja zależności od importu oleju napędowego i ropy odbywa się kosztem zwiększonej zależności od importu innych paliw płynnych.
Obecny kryzys jest szansą na zerwanie przez Polskę nie tylko zależności od importu rosyjskiej ropy i paliw płynnych. Intensyfikując działania na rzecz elektryfikacji transportu możliwe jest znaczące zwiększenie odporności polskiej gospodarki na czynniki zewnętrzne, wynikające ze zmienności cen ropy i paliw, jednocześnie realizując cele klimatyczne. Zaniechanie tego obszaru wystawi Polskę na ryzyko kolejnych kryzysów i manipulacji ze strony państw autorytarnych.
Forum Energii