Dolna Saksonia dała zielone światło budowie pływającego gazoportu w niemieckim Wilhelmshaven. Ruszyły już przygotowania do budowy gazociągu łączącego go z siecią przesyłową. Ma być gotowy do końca roku i pomóc Niemcom, ale także Polakom, w dobie kryzysu energetycznego podsycanego przez Gazprom.
FSRU w Wilhelmshavemn ma osiągnąć przepustowość 10 mld m sześc. z opcją powiększenia jej do 28 mld m sześc. rocznie. Będzie to kolejne źródło dostaw gazu spoza Rosji, która ogranicza dostawy i może je całkowicie zatrzymać przed sezonem grzewczym, skazując gospodarkę niemiecką zależną od tego paliwa na recesję w razie niedoboru.
Niemcy chcą mieć do dwóch FSRU do końca 2022 roku. Drugie ma stanąć za miedzą spornego projektu Nord Stream 2 w Lubminie w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Można sobie wyobrazić, że kiedyś posłużą do dostaw gazu do Polski, która kontraktuje jak najwięcej gazu skroplonego po tym jak Rosjanie zatrzymali dostawy w maju pomimo kontraktu jamalskiego, w sprawie którego PGNiG chce iść z Gazpromem do sądu.
Polskie PGNiG zakontraktowało LNG o wolumenie przekraczającym obecne zdolności terminalu w Świnoujsciu. Portfel tej firmy to ponad 8 mld m sześc. rocznie, a moc polskiego gazoportu to póki co 6,1 mld m sześc., choć operator Gaz-System programuje odbiory dostaw z tankowców tak, aby przekroczyć tę liczbę w 2022 roku. Tymczasem polski FSRU ma stanąć dopiero po 2025 roku w Zatoce Gdańskiej. Oznacza to, że w okresie przejściowym może się przydać dostęp do terminali w Niemczech.
Frankfurter Allgemeine Zeitung/Wojciech Jakóbik