Niemiecki rząd szacuje, że do transformacji energetyki do połowy wieku potrzebnych będzie około 550 miliardów euro. Pomóc może w tym fundusz inwestycyjny Blackrock.
Czy Blackrock zainwestuje w Energiewende?
Jednym z najbardziej kosztownych części Energiewende będzie transformacja olbrzymiego niemieckiego przemysłu. To bardzo duże wyzwanie, bo przemysł ciężki jest szczególnie energochłonny. Największa obecnie huta stali w Europie, należąca do koncernu Thyssen-Krupp Steel, zużywa rocznie 4,3 TWh, a zasilanie w energię gwarantuje węgiel. W przyszłości węgiel zastąpią źródła odnawialne. Jeszcze nie wiadomo dokładnie, jak to zrobić, ani kto ma za to zapłacić. Thyssen-Krupp przewiduje, że transformacja pojedynczego pieca hutniczego, który jest sercem każdej huty, kosztować będzie miliard euro.
W teorii węgiel ma zostać zastąpiony energią elektryczną oraz zielonym wodorem, które będą musiały być kupowane przez producentów stali. Znaczna część wodoru będzie pochodzić z importu. Aby zabezpieczyć dostawy energii elektrycznej, nawet na najbardziej podstawowym poziomie, niemieckie koncerny przemysłowe chcą budować własne farmy wiatrowe na morzu w pobliżu wybrzeży Niemiec oraz towarzyszące im elektrolizery do produkcji wodoru. Jeszcze nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jak prąd i wodór mają być przesyłane w głąb Niemiec, tam, gdzie mieszczą się huty stali.
Niemieccy eksperci oceniają, że przemysł szklarski, papierniczy i ceramiczny raczej nie będą w stanie udźwignąć ciężaru finansowego związanego z Energiewende.
Swoje zainteresowanie finansowaniem niemieckiej transformacji energetycznej wyraził ostatnio Larry Fink, szef jednego z największych funduszy inwestycyjnych na świecie – Blackrock, który zarządza aktywami wartymi 10 bilionów dolarów. To właśnie dla tego funduszu pracował Friedrich Merz, obecny prezes CDU, zanim wielokrotnie stawał do konkurencji o to stanowisko. Już wtedy Merz, krytykowany za powiązania z tą firmą, tłumaczył, broniąc się, że Blackrock zależy na zrównoważonym rozwoju gospodarki.
W swoich oficjalnych zapowiedziach Fink wskazał na potencjał, który jego zdaniem tkwi w transformacji energetycznej. „Następnym Facebookiem i Google” będą według niego firmy, które proponują rozwiązania polegające na rezygnacji z paliw kopalnych w sposób przystępny cenowo dla wszystkich. – Musimy otwarcie powiedzieć, że produkty ekologiczne często wiążą się z wyższymi kosztami. Obniżenie tej tzw. zielonej nadwyżki jest warunkiem koniecznym, aby umożliwić uporządkowane i sprawiedliwe przejście do neutralności klimatycznej – powiedział Fink w rozmowie z niemiecką gazetą Handelsblatt.
Czy plany inwestycyjne Blackrock w Niemczech są związane z dbałością o stan naszej planety, czy też są zwykłym zabiegiem marketingowym na ważnym dla Amerykanów rynku – trudno na razie odgadnąć. Na pewno Blackrock stara się, podobnie jak wszystkie inne globalne firmy, akcentować troskę o klimat. Tym bardziej, że fundusz w przeszłości był krytykowany za to, że kierował swoje inwestycje także w wysokoemisyjne gałęzie gospodarki.
Niewykluczone jest także, że dla Blackrock inwestycje w Energiewende mogą się po prostu opłacać. Można się bowiem spodziewać, że będą one w dużym zakresie wspierane przez niemieckie państwo. I nie chodzi tu tylko o konkretne dofinansowanie, które też ma miejsce, ale także o stworzenie ram prawnych i regulacji, które zagwarantują początkowo kosztownym przedsięwzięciom długofalowy zysk. Strona niemiecka ma nadzieję, że Blackrock to tylko pierwszy krok. Za jego przykładem mogą pójść w Niemczech kolejni wielcy inwestorzy, którzy będą chcieli włączyć się w działania na rzecz bezemisyjnej i bezatomowej przyszłości.
Handelsblatt/Aleksandra Fedorska