Greenpeace Rosja: Nikt nie dba o środowisko w Rosji. Katastrofa pod Norylskiem jest tego przykładem

16 lipca 2020, 07:30 PAP

27 czerwca podczas kontroli na norylskim lotnisku skonfiskowane zostały próbki wody pobrane z jeziora Pjasino od Sergieja Mitrochina, deputowanego miasta Moskwa. Zabezpieczone zostały również wymazy od pracownika Greenpeace, który miał lecieć tym samym rejsem.

Norylsk
Zakład Nadzieżdża w Norylsku fot Thomas Nilsen

Gdzie trafiło zanieczyszczenie?

Próbki z jeziora Pjasino zostały pobrane przez działacza Greenpeace Jurija Koziriewa oraz korespondentkę Nowej Gaziety Elene Kostiuczenko. W ten sposób chcieliśmy odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: Czy zanieczyszczenie olejem napędowym trafiło do jeziora Pjasino, które jest połączone z Oceanem Arktycznym? Odpowiedź na to pytanie najwyraźniej chcą ukryć władze Norylskiego Niklu i lokalne.

Mitrochin przyleciał do Norylska na prośbę Nowiej Gaziety, aby spotkać się z Kostiuczenko i Koziriewem, którzy mieli przekazać mu próbki wody i gleby pobranych z rzeki i jeziora Pjasino. Próbki te miały być przebadane w laboratorium w celu ocenienia szkód wyrządzonych środowisku naturalnemu przez katastrofę. Pracownik Greenpeace, który miał wracać tym samym lotem co Mitrochin, odwołał swoją podróż i wrócił do Norylska.

Według źródeł Nowiej Gaziety, funkcjonariusze ochrony lotniska zbadali próbki spektrometrem, jednak nie wykryli w nich żadnych substancji niebezpiecznych. Mimo to, szef zmiany ochrony lotniska poinformował, że otrzymał anonimowy donos, iż rejsem tym będzie odbywała się próba przewiezienia paliwa i smarów. W związku z tym, próbki zostały przejęte i przekazane policji do zbadania. Pracownik ochrony poinformował, że lotnisko jest spółką zależną koncernu Norylski Nikiel.

Dostęp do skażonego obszaru jest ograniczony. Uzyskanie niezależnych i wiarygodnych danych o stopniu zanieczyszczenia jest praktycznie niemożliwe. Co prawda, dziennikarze są wpuszczani na teren, który został skażony, jednak miejscowe służby bezpieczeństwa skutecznie uniemożliwiają wykonywanie działań śledczych.

Spółka Norylski Nikiel poinformowała, że zebrała 90 procent oleju napędowego, który wyciekł ze zbiornika, nie jest zatem jasne co próbuje się ukryć – powiedział dyrektor projektu Greenpeace Rosja Władimir Czuprow. – Z naszego doświadczenia związanego z katastrofami o takiej skali, w tak krótkim czasie z reguły udaje się zebrać jedynie 10 procent produktów naftowych. Obiektywne i rzetelne dane pomogłyby całemu regionowi skutecznie poradzić sobie ze skutkami katastrofy. Milczenie powoduje całkowitą nieufność wobec władz.

Greenpeace Rosja uważa, że informacje muszą być przejrzyste, w przeciwnym razie takie wypadki będą się powtarzać w przyszłości. W pierwszych dniach katastrofy, maksymalne dopuszczalne stężenia oleju napędowego w wodzie w pobliżu miejsca wypadku zostały przekroczone dziesiątki tysięcy razy, żadne organizmy żywe na tym obszarze nie przeżyją.

28 czerwca pracownicy Greenpeacu i dziennikarze Nowiej Gaziety wraz z byłym pracownikiem Federalnej Agencji Nadzoru nad Gospodarką i Zasobami Naturalnymi (Rosprironadzor) odkryli fakt zrzucania nieczystości ze zbiornika poopadowego Talnahowskiej Zakładu Wzbogacania do tundry w bezpośredniej bliskości jeziora Pjasino.

Ekolodzy i dziennikarze na własne oczy zobaczyli, jak woda po procesach koncentracji, która ma wysoką zawartość metali ciężkich i innych szkodliwych substancji, odprowadzana jest do tundry, gdzie trafia następnie do rzek zasilających jezioro Pjasino. To samo, które prawdopodobnie zostało zanieczyszczone olejem napędowym z majowego wypadku.

Pracownicy Greenpeace i dziennikarze natychmiast poinformowali o tym fakcie policję i ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych. Pracownicy spółki Norylski Nikiel, którzy również przybyli na miejsce, nie udzielili żadnych komentarzy, jednak przystąpili do usuwania dowodów w postaci pomp oraz rurociągu.

Władimir Żenikow, starszy dyżurny służby ratowniczej w Norylsku, który przybył na miejsce powiedział, że nie posiada informacji o składzie substancji pompowanej do tundry wskazując, że konieczne jest przeprowadzenie badań laboratoryjnych.

W wywiadzie udzielonym 26 czerwca dziennikowi RBC przez przedstawiciela zakładu Talnah, możemy przeczytać – W obwodzie otwartym składu wcześniej niejednokrotnie został odnotowany przepływ wód roztopowych, które według badan przeprowadzonych w czerwcu i lipcu 2019 roku nie miały wpływu na środowisko naturalne.

Silna woń substancji oraz obumarłe drzewa w miejscu zrzutu nieczystości wskazują jednak, że nie jest to prawda. Pracownicy Greenpeace pobrali próbki tej wody, która zostanie przesłana do laboratorium. Dodatkowo zgłosiliśmy sprawę do prokuratury, aby zbadała czy nie doszło do naruszenia ustawy o ochronie środowiska.

Wypadek z końca maja odkrył, że Norylski Nikiel ma znacznie więcej problemów związanych z naruszeniami zasad ochrony środowiska niż przypuszczaliśmy wcześniej – mówi Czuprow. – Sądząc jak szybko pracownicy Norylskiego Niklu przybyli demontować sprzęt, którym zrzucali zanieczyszczenia do tundry, jeszcze zanim przyjechała policja, co samym w sobie jest naruszeniem prawa, pokazuję, że ten proceder trwał znacznie dłużej niż początkowo sądziliśmy. Potwierdzają to również archiwalne zdjęcia satelitarne. Mamy nadzieje, że policja, służby ochrony środowiska i władze lokalne rzetelnie podejdą do problemu i wymuszą na kombinacie przegląd działań pod kątem większej dbałości o środowisko – dodał Czuprow.

Ósmego lipca Roprironadzor ogłosił, że straty środowiskowe spowodowane katastrofą w elektrowni TEC-3 pod Norylskiem wyniosą ponad 148 mld rubli, tj. ponad dwa miliardy dolarów. Dymitrij Kobylki, szef ministerstwa zasobów naturalnych określił skalę szkód jako bezprecedensową.

Pomimo zaostrzenia kar za działalność na szkodę środowiska, łączna suma grzywien nie przekroczyła miliarda rubli. Dokładnie 975 mln rubli. Jest to ponad 100 razy mniej niż roczne kary za wykroczenia drogowe. W tym samym czasie odnotowywane są rekordowe wysokie wyniki skażeń wody oraz powietrza.

Rząd nie walczy z przypadkami zanieczyszczania środowiska, ponieważ przyjął strategię, że wszystkie bariery związane z ochroną środowiska, z przeciwdziałaniem zagrożeniom katastrof ekologicznych spowodują, że gospodarka będzie rozwijała się wolniej. Jednak doświadczenie ostatnich 20 lat takiej polityki pokazało, że ona się nie sprawdza. Ograniczenia środowiskowe zostały zniesione, a problemy gospodarcze pozostały nadal takie same.

W ostatnich dziesięcioleciach powstało nieme porozumienie między państwem a biznesem: państwo przymyka oko na naruszenia środowiska naturalnego przez dużych podatników, a w zamian ma w nich lojalnych podatników.

Dobrze ilustruje to przykład przemysłu naftowego. W celu utrzymania rentowności na poziomie 12-14 procent i przyciągnięcia inwestorów, do działu gospodarki który zapewnia około połowy budżetu federalnego, państwo w rzeczywistości przymyka oko na wycieki ropy. W rezultacie firmy oszczędzają ogromne pieniądze poprzez niedoinwestowanie awaryjnych ropociągów czy też konserwację i modernizację. Można oszacować, że są to sumy na poziomie 200 mld rubli rocznie.

Teraz słyszymy pomysły dotyczące zwiększenia kar finansowych. Jest to może i przyjemne dla ucha, ale nie zmieni podejścia systemowego. Mówiąc o grzywnach, z reguły dotyczą one niepoinformowania i zatajenia faktu dojścia do katastrofy ekologicznej. Za to przewinienie grozi od 20 do 80 tys rubli. Załóżmy, że kary zostaną zwiększone do nawet miliona rubli. Czym jest milion rubli grzywny dla Norylskiego Niklu, który w 2019 roku wypracował zysk w wysokości 400 mld rubli?

Dlatego zwiększenie kar finansowych nie powinno być jedynym krokiem. Powinno zwiększyć się opłaty za koncesje oraz obliczać i nakładać na firmy wyrządzające szkody środowisku kary związane z rekultywacją zanieczyszczonego obszaru (dokładnie tak, jak zrobił to Roprironadzor w przypadku wypadku pod Norylskiem).

W przypadku Norylskiego Niklu decyzja o nakazie opłacenia szkód zarządzona przez Rozprironadzor jest ruchem, który cieszy jednak nie powinno to być wyjątkiem potwierdzającym regułę. Jeżeli podejdzie się do problemu systemowo, skorzysta na tym cała gospodarka rosyjska.

11 lipca wydarzył się kolejny wypadek. Na półwyspie Taymir, w wiosce Tuhard, wprowadzony został stan nadzwyczajny związany z rozhermetyzowaniem się rurociągu transportującego paliwo lotnicze. Doszło do wycieku 45 ton paliwa, które częściowo trafiło do jeziora wpływającego do rzeki Wielka Heta. Obecnie trwa akcja ratunkowa. Jeżeli przyjmiemy podstawę obliczeniową szkód zastosowaną przez Rosprironadzor w stosunku do majowego wycieku, koszty środowiskowe wycieku 45 ton paliwa powinny wynieść ponad 100 mln rubli. Zapłaci za to oczywiście Norylski Nikiel – powiedział Władimir Czuprow.

Norylski Nikiel znów zatruwa Arktykę