Przybyszewski: Hezbollah zamierza upokorzyć USA

3 listopada 2023, 10:30 Bezpieczeństwo

– Czy dzisiejsza wizyta Blinkena to spotkanie ostatniej szansy przed ultimatum Hezbollahu? Czy jednak Hasan Nasr Allah każe podnieść sztandary i rozpocząć wojnę? Nie dowiemy się tego przed godz. 14, gdy Nasr Allah rozpocznie swoje przemówienie. Jednak niezależnie od wszystkiego, nadrzędnym celem Osi Oporu, czyli regionalnej sieci organizacji cywilnych i militarnych wspieranych przez Iran, jest upokorzenie USA. Przelewana krew i niemoc Waszyngtonu i Zachodu ma wesprzeć Rosję, dać więcej czasu Chinom i spolaryzować opinię publiczną. – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.

Flaga Hezbollahu. Fot. Wikimedia Commons.
Flaga Hezbollahu. Fot. Wikimedia Commons.

Każdy obserwator i analityk Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki czeka na dzisiejsze przemówienie przywódcy Hezbollahu, Hasana Nasr Allaha. Wygłosi je dziś o godz. 14 naszego czasu. Pogłosek o tym, co przedstawi, jest wiele, a aparat propagandowy Hezbollahu i Osi Oporu – regionalnej sieci szyickich (ale nie tylko) bojówek wspieranych przez Iran – pracował pełną parą. Z jednej strony, niektórzy twierdzą, że Hezbollah nie zaatakuje, a jedynie przedstawi czerwone linie, żeby wygłosić kolejne groźby i poprawić swój wizerunek. Z drugiej jednak, mamy równie dużo sygnałów, które wskazują na to, iż Hezbollah zamierza wydać ultimatum z bardzo krótkim terminem ważności. Owszem, nikt nie wie wciąż, co właściwie Hasan Nasr Allah zamierza powiedzieć. Czy zaatakują od razu? Jeśli nie to, czy zrobią to po niedługim czasie? A może wygłosi tyradę skierowaną jedynie do własnych odbiorców, podkręci nieco eskalację na granicy z Izraelem i na tym na razie to się skończy? Takich i podobnych pytań rodzi się bardzo wiele, ale trzeba na to wszystko spojrzeć z nieco szerszej perspektywy, ale… z punktu widzenia Osi Oporu.

Krew na rękach i niemoc – upokorzyć USA

Wielu dziennikarzy i analityków oceniało niedawno, że zwlekanie Iranu i proirańskich bojówek w regionie bierze się ze strachu przed konfrontacją z USA. Wskazywali, że Hezbollah nie ma ochoty przystępować do wojny. To tylko część prawdy, a resztę jak zwykle zakryła zachodnia perspektywa. Nie dochodzi konfrontacji z USA nie tylko bowiem jedynie ze strachu, a także z chłodnej kalkulacji. Ataki na amerykańskie bazy jak widać ustały, jak tylko było już na 100 procent pewne, że Nasr Allah wypowie się dzisiaj. To klarowny sygnał: głównym problemem teraz dla Osi Oporu nie jest USA, ale Izrael. Oś Oporu daje USA czas na akcję ostatniej szansy, czyli drugą wizytę Blinkena w Tel Awiwie. Jednak pamiętajmy, że w trakcie kilkudziesięciu drobnych ataków na amerykańskie bazy w Syrii i Iraku, proirańskie bojówki przesuwały kolejne siły i sprzęt bliżej granicy z Izraelem. Oś Oporu nie próżnowała.

Wszystkiemu temu przyświeca cel, który jakoś znika nam w zachodnich mediach z oczu zbyt łatwo. Oś Oporu zamierza upokorzyć USA. Chce pokazać, że aparat dyplomatyczny Waszyngtonu jest bezsilny, a jedyne narzędzia kontroli i wpływu na Izrael jakie im pozostały, to środki militarne. Czyli te same, których USA używają do trzymania w szachu krajów wrogich. Chce spolaryzować społeczeństwo amerykańskie oraz ich europejskich sojuszników. Chce zmusić USA do zrewidowania obozu rządzącego Izraelem, do znalezienia kozłów ofiarnych (Binjamin?) i większego skłócenia izraelskich elit. Chce zawstydzić USA, sprowadzić je do roli “kapo”, który będzie przyglądał się mordom. Chce udowodnić, że dominacja USA nad Bliskim Wschodem musi się skończyć raz i na zawsze, a podział wielobiegunowy jest jedyną odpowiedzią na przetaczające się przez region konflikty. Wiemy, że nie jest. Wiemy, że to zrodzi kolejne konflikty, ale w zmienionych warunkach niektórym państwom – m.in. Iranowi – powodziłoby się lepiej. Krótko mówiąc, Oś Oporu chce, aby na gruncie konfliktu Izraela z Hamasem podziały na świecie pogłębiły się, wzmacniając obozy przeciwne Zachodowi i NATO.

Wnioski

Oś Oporu oraz Hezbollah mogą, ale nie muszą, przystąpić do wojny w pełnej skali. Oba warianty determinuje bowiem realizacja celu politycznego – podzielenia i spolaryzowania regionu w celu wydarcia go spod amerykańskiej dominacji. Jak dobrze – z perspektywy Osi Oporu – pójdzie, to i podzielenia społeczeństw europejskich (widzimy tu spory sukces). Jeśli przedłużenie walk spowoduje większe straty wśród izraelskich żołnierzy, a Hamas będzie dalej skutecznie się bronił, to wciąż będzie to dalej “upokarzało” USA w regionie. Pokaże też, że Izrael nie jest niepokonany i wspomoże rekrutację do Osi Oporu, pozyskanie środków dla niej oraz uzbrojenia. 

Chłodna kalkulacja ma jednak swoje granice. W pewnym momencie i wyczekiwanie na bardziej odpowiedni moment sprawia wrażenie makiawelizmu i dwulicowości, a tego Oś Oporu musi uniknąć. W mojej ocenie, Oś Oporu nie będzie mogła sobie pozwolić na zbyt długi brak czy ograniczenie działań. Idealnego momentu do rozpoczęcia wojny jednak nie ma. Wielu analityków nie zgodziłoby się z tym, ale uważam, że tym razem naprawdę wszystko będzie zależeć od indywidualnej decyzji jednej osoby: Hasana Nasr Allaha. Jeśli zdecyduje się uderzyć i zechce dalej podążać według logiki upokarzania USA, to będzie chciał zbroczyć ręce Waszyngtonu we krwi nie tylko Palestyńczyków, ale i Izraelczyków: czyli skupi cały atak jedynie na Izraelu. Pokazanie, że imperium takie jak USA nie umie powstrzymać mordu ani “wroga” ani “sojusznika”, byłoby dla Osi Oporu – oraz Rosji i Chin – największym trofeum tej dekady. Imperium bezsilne to bowiem imperium martwe. Jak widać, Moskwa też nie próżnuje i ma podobno dostarczyć Hezbollahowi zestaw obrony przeciwlotniczej z Syrii.

Wiemy jednak, że w Waszyngtonie władze są tego świadome, więc na pewno możemy spodziewać się nieoczekiwanych zwrotów, działań i zabiegów. To kolejny a zarazem największy od dwóch dekad punkt zwrotny dla regionu.

Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.: https://abhaseed.org/oferta-szkolen/

Przybyszewski: Święta wojna, czyli trzy imperia na bliskowschodnich rozstajach