Przybyszewski: Święta wojna, czyli trzy imperia na bliskowschodnich rozstajach

25 października 2023, 07:25 Bezpieczeństwo

– Waszyngton przesuwa jeszcze więcej sił na Bliski Wschód, spodziewając się eskalacji ze strony proirańskich bojówek. Amerykańscy decydenci i wojskowi biorą pod uwagę nawet najczarniejszy scenariusz: ewakuację ok. 600 tys. obywateli, głównie z Izraela i Libanu oraz bezpośrednie zaangażowanie w obronę swego sojusznika. Rosja istotnie zaś wsparła Iran na froncie syryjskim. Chiny z kolei obserwują konflikt mając sześć okrętów wojennych w Zatoce Perskiej oraz Adeńskiej. Z perspektywy ideologicznej i opinii ulicy obecna wojna to wojna święta. Dlatego o tym, jak przebiegnie walka i o tym, kto wygra, bardziej zdecyduje ofiara, która zostanie złożona na ołtarzu wojny – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Demonstracja zwolenników Hamasu. Fot. Wikimedia Commons.
Demonstracja zwolenników Hamasu. Fot. Wikimedia Commons.

Perspektywy są niestety raczej złe. Władze USA zdecydowały o wysłaniu na Bliski Wschód systemów THAAD oraz Patriot i innego sprzętu a także dodatkowych sił w celu obrony amerykańskich baz w regionie. Na miejscu w Izraelu są już doradcy wojskowi i kolejni przywódcy świata zachodniego odbywają ostatnie wizyty w Tel Avivie przed izraelską inwazją lądową na Gazę. W drodze jest także druga amerykańska grupa lotniskowa. USS Dwight D. Eisenhower jest jednak dopiero – choć płynie pełną parą – w połowie Atlantyku. O przygotowaniach w samej Zatoce Perskiej mówi się mniej, ale są i pewnie nie o wszystkich tak od razu dowiemy.

W międzyczasie Iran najwyraźniej nie tylko milcząco aprobuje kolejne ataki proirańskich bojówek na amerykańskie bazy, ale i przygotowuje się do szerokiej eskalacji. Świadczą o tym przygotowania, o których w otwartych źródłach jest niewiele, ale także i kolejne i kolejne ataki na amerykańskie obiekty. Wczoraj zaatakowano znów bazy USA w Syrii i na pograniczu syryjsko-jordańsko-irackim. Szczególnie niepokojąca okazała się konieczność przechwycenia przez niszczyciel USS Carney pocisków i dronów, które kilka dni temu wystrzelili Houthi, choć amerykańskie wojsko odmówiło spekulacji nt. celu, do którego one zmierzały. Nieoficjalnie mówi się o tym, że wystrzelono je w kierunku Izraela. CNN doniosło też wczoraj, że jeden z amerykańskich oficjeli przyznał, iż region zaroił się od czerwonych lampek. Duży niepokój na social mediach wzbudziło też nagłe opuszczenie przez Bidena jednej z konferencji prasowych, gdy w Europie była już późnowieczorna pora, bo, jak sam powiedział, został nagle wezwany do centrum operacyjnego. Nie wiemy o co dokładnie chodziło, ani jaka jest prawda, ale po dłuższej chwili ogłoszono, że spotkanie w centrum operacyjnym wymagało jego uwagi, ponieważ dotyczyło konfliktu Izraela z Hamasem. Władze w Waszyngtonie zaakceptowały też najwyraźniej upublicznienie informacji o braniu pod uwagę najczarniejszego scenariusza – pełnej, choć nieznanej w rozmiarze eskalacji i konieczności ewakuacji aż 600 tys. osób posiadających amerykańskie obywatelstwo, głównie z Izraela, ale także i z Libanu oraz innych okolicznych państw.

Czy to jedynie rozstaje, czy to ziemia rozstępuje się?

Choć Izrael w miniony weekend już trzeci raz zbombardował syryjskie lotniska (Damaszek, Aleppo), to Rosja – niejako z braku wyboru, bo polega na Iranie w swej wojnie z Ukrainą – udostępniła Teheranowi swoje lotnisko w Humajmim, niedaleko Latakii. A tego Izrael nie odważy się zbombardować. Kreml zaangażował się więc bardziej w coraz silniej gorejący konflikt na Bliskim Wschodzie. To ma ogromne znaczenie z logistycznego punktu widzenia i utrzymania Baszara Asada u władzy. Od tygodnia nie obowiązują też już sankcje ONZ na irański program pocisków oraz bezzałogowców. Rosja może więc swobodnie wspierać Iran w tym zakresie nie tylko know-how, ale i robiąc zakupy. Tajemnicą poliszynela zaś jest to, że Chiny też będą równoważyć siły w regionie, wspierając to Arabię Saudyjską, to Iran. Co ciekawe, akurat jak rozgorzała wojna Hamasu z Izraelem, Chiny mają sześć okrętów wojennych w Zatoce Perskiej i Adeńskiej. To zaplanowane i rutynowe rozmieszczenie, ale pokazuje ono, że Chiny nie przepuszczą żadnej okazji, aby nie tylko bronić swoich interesów w Zatoce, ale i wykorzystać każdą słabość i błąd USA. To ważne, bo chińskie okręty wykonują misje eskortowe w większej skali w tym obszarze dopiero od kilku lat.

Z punktu widzenia imperiów światowych (różnej jakości), czyli USA, Rosji i Chin, znalazły się one właśnie na rozstajach Bliskiego Wschodu. Póki co nie widzą powodu, aby zderzać się ze sobą, co tłumaczy wizytę Wanga Yi, Dyrektora Centralnej Komisji Spraw Zagranicznych Komunistycznej Partii Chin (KPCh) i ministra spraw zagranicznych ChRL, która będzie miała miejsce między 26 a 28 października 2023 roku. Jednak państwa regionu raczej uważają, że to ziemia zaczęła się rozstępować.

Przyszłość okupiona życiem

Czym więcej ludzi zginie w Izraelu, Palestynie i w południowym Libanie, tym głośniejsze będą wezwania do odwetu. To mechanizm samonapędzający się. Nawet w wypadku porażki, ogrom ofiary będzie uzasadniał przyszłe działania. Wojna nie jest zupełnie irracjonalna, jeśli weźmiemy takie podejście pod uwagę. Hamas, Hezbollah wraz z odnogami irackimi i syryjskimi nie mają więc wyboru. Houthi też go nie mają. Muszą odpowiedzieć na zbrodnie swego przeciwnika, tj. Izrael i USA. Iran nie może pokazać się jako bierny i bezsilny, więc – mając dość atutów w ręku w tym konflikcie – kontynuuje popieranie odwetu, ale zarazem wzywa do pokoju. Teheran również chce pokazać, że to nie oni chcieli tej wojny. Oczywiście, wojna sprawiedliwa to taka, którą toczy się z przymusu, bo to wojna narzucona. To idealnie rezonuje z opinią publiczną w regionie. Arabia Saudyjska pozostaje niejako bardziej bezsilna, bo nie chce się angażować w zdalne starcia z Izraelem. Nie ma ku temu powodów. Poza tym, Rijadowi odpowiada bycie “wzywającym do pokoju skrzydłowym-mediatorem”.

Region jest straumatyzowany wieloletnimi wojnami. Choć próbuje się lepszą przyszłość okupić życiem, to zbyt często wynika to z przeszłych doznanych krzywd, aby mogło wnieść jakąś realną zmianę sytuacji. Wojna niemal beznadziejna, to z reguły wojna mająca cechy świętej. Dlatego z perspektywy ideologicznej i opinii ulicy obecna wojna właśnie taką jest: wojną świętą. Nie chodzi w niej o to, kto wygra, tylko kto będzie miał później moralne prawo do dalszych planów i działań. To niecodzienna dla nas optyka, ale taka ona właśnie jest – państwa w tym rejonie świata są przyzwyczajone do walki beznadziejnej. Do przegrywania w polu, ale wygrywania w sercach.

Zatem o tym, jak przebiegnie walka i kto suma sumarum wygra bardziej zdecyduje ofiara, która zostanie złożona na ołtarzu wojny, a nie łopocąca zwycięsko flaga w telewizorze, salutujący żołnierze na pokładzie okrętu lub placu czy pokrzepiające uściski polityków na pierwszych stronach gazet.

Dalsza eskalacja jest więc nie tylko nieuchronna, ale i potrzebna. Rozsądek i kalkulacje mogą próbować wieść prym, ale wkroczenie do Gazy jednoznacznie sprowokuje proirańskie organizacje w regionie do natychmiastowego odwetu. Żądza zemsty weźmie górę, a Iran – cóż – będzie musiał się temu przychylić, bo uznaje atak Hamasu za uprawniony cios przeciwko opresji. Obie strony są gotowe złożyć odpowiednią ofiarę, a zyska na tym tylko jedno z trzech imperiów – Chiny. Tylko one jeszcze nie zbrukały swych rąk we krwi w tym regionie, więc oczywistym będzie, że Pekin będzie jawił się jako najlepszy przyszły mediator.

Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.

Sierakowska: Embargo naftowe krajów arabskich jest mało prawdopodobne