Budzisz: Spiritus movens Nord Stream 2 w Holandii może zostać szefem NATO (ROZMOWA)

13 marca 2024, 07:30 Energetyka

– Swego czasu w Polsce dużo pisało się i mówiło o gazociągach Nord Stream 1 i 2. Właśnie premier Mark Rutte był jednym z spiritus movens (dusza przedsięwzięcia – przyp. red.) takiego rodzaju współpracy z Rosją – mówi Marek Budzisz z think-tanku Strategy&Future, ekspert ds. Rosji i obszaru postradzieckiego, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Flaga Holandii. Źródło: max pixel
Flaga Holandii. Źródło: max pixel

  • Trudno mówić o interesie wspólnym państw na flance wschodniej NATO. Mamy przynajmniej trzy główne sfery odpowiedzialności.
  • Gdyby państwa Europy Środkowo-Wschodniej na poważnie chciały zagrać o stanowisko sekretarza generalnego NATO, to powinny uzgodnić między sobą np. w ramach Bukaresztańskiej Dziewiątki wspólną kandydaturę.
  • Skala zapóźnień obronnych jest duża, a do tego konkurujemy między sobą o dość ograniczone zasoby.

BiznesAlert.pl: 12 marca 2024 roku obchodzimy 25-lecie członkostwa Polski w NATO. Jak Pan ocenia bilans polskiej obecności w Sojuszu Północnoatlantyckim?

Marek Budzisz: Bilans członkostwa Rzeczpospolitej w NATO jest pozytywny. Od wstąpienia Polski do Sojuszu nasz kraj nie stał się obiektem zewnętrznej agresji czy narastającego zagrożenia. System kolektywnej obronny i odstraszania NATO spełnił swoją rolę. Co nie zmienia faktu, że wiele kwestii zostało niezrealizowanych.

W tym sensie można mówić o pewnym niedosycie. Nowa sytuacja geopolityczna wymaga odejścia od zasady sformułowanej w Akcie Stanowiącym Rosja-NATO, który miał zapis o tym, że Sojusz nie będzie dyslokował w stałym komponencie znaczących sił zbrojnych do państw flanki wschodniej takich jak Polska wstępujących do Paktu Północnoatlantyckiego. W 1997 roku ta zasada była zrozumiała i akceptowalna, ale już po 2014 roku należało dążyć do jej rewizji. Do dziś to postanowienie nie zostało zrewidowane, a samo porozumienie nadal obowiązuje mimo dwuletniej intensywnej wojny wywołanej rosyjską agresją.

Obecnie trwa też m.in. dyskusja o nowym przywództwie w Pakcie Północnoatlantyckim. Jakie według Pana szanse na objęcie stanowiska sekretarza generalnego NATO ma wymieniany najczęściej przez media premier Holandii Mark Rutte?

Na ten moment Węgry nie poprą tej kandydatury, a sekretarz generalny NATO musi być wyłoniony w trybie konsensualnym. To znaczy, że wszystkie państwa członkowskie muszą zgodzić się na jego wybór. Nie oznacza to, że Węgry nie zmienią jeszcze swojego stanowiska w tej sprawie. To może być dla Budapesztu element przetargu politycznego. Brak porozumienia pokazuje, że kandydatura Marka Rutte jest kontrowersyjna.

A z czego wynikają kontrowersje?

Przez lata Holandia na czele z premierem Rutte opowiadała się za linią współpracy i pogłębiania relacji z Federacją Rosyjską. Swego czasu w Polsce dużo pisało się i mówiło o gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Właśnie premier Mark Rutte był jednym z spiritus movens takiego rodzaju współpracy z Rosją. Szczególnie na wschodniej flance NATO otwiera to pole do postawienia pytania, czy wybór premiera Rutte nie oznacza pewnej ustępliwości wobec Federacji Rosyjskiej?

Mimo, że państwa na szczycie NATO w Wilnie w lipcu 2023 roku umówiły się wydawać 2 procent PKB na bezpieczeństwo, to Holandia pod rządami Marka Rutte nie realizowała tych założeń. Państwa członkowskie wypełniające swoje deklaracje mogą odbierać tę kandydaturę jako promowanie kandydatów z krajów nie wywiązujących się z zobowiązań sojuszniczych. Być może nadszedł czas, by nowy sekretarz NATO pochodził z Europy Środkowo-Wschodniej. Warto pamiętać, że sam Mark Rutte do tej pory niespecjalnie zabiegał o poparcie państw naszego regionu. Ograniczył się do rozmów z głównymi siłami w NATO, czyli Brytyjczykami, Niemcami, Francuzami i Stanami Zjednoczonymi. Co wzmacnia podział na państwa starego i nowego NATO, gdzie te pierwsze mają więcej do powiedzenia.

Grozi nam brak przywództwa w NATO?

Sojusznicy w NATO nie byli w stanie wybrać nowego sekretarza generalnego w czasie ostatniego szczytu w lipcu 2023 roku w Wilnie. Dlatego poproszono Jensa Stoltenberga o przedłużenie swojej kadencji, która i tak była wydłużona z powodu pandemii Covid-19. Gdyby nie udało się na następnym szczycie wybrać sekretarza generalnego NATO groziłby nam pat personalny. A to sytuacja poważniejsza, niż akceptacja kandydatury, która nie budzi entuzjazmu w Europie Środkowo-Wschodniej.

Co powinni zrobić przywódcy państw Europy Środkowo-Wschodniej, aby mieć większy wpływ na obsadę kluczowych stanowisk w NATO?

Gdyby państwa Europy Środkowo-Wschodniej na poważnie chciały zagrać o stanowisko sekretarza generalnego NATO, to powinny uzgodnić między sobą np. w ramach Bukaresztańskiej Dziewiątki wspólną kandydaturę. Do tej pory mamy kilku kandydatów z Europy Środkowo-Wschodniej. Są nimi premier Estonii Kaja Kallas, prezydent Rumunii Klaus Iohannis i minister obrony Łotwy Andris Spruds. Jeśli państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie będą miały jednego kandydata, to skutek będzie taki, że sprawniejsze dyplomatycznie i możniejsze państwa członkowskie będą decydowały o obsadzie najważniejszych stanowisk. A to będzie premiowało takie państwa jak Holandia, która nie jest dużym graczem, ale dzięki temu jej kandydat może być opcją kompromisową godzącą różne interesy.

A czy interesy samej flanki wschodniej NATO są tożsame?

Nie, trudno mówić o interesie wspólnym państw na flance wschodniej NATO. Mamy przynajmniej trzy główne sfery odpowiedzialności. Obszar skandynawsko-arktyczny, który obejmuje państwa nordyckie, daleką północ i państwa bałtyckie. Centralny, gdzie kluczowym krajem jest Polska. Czarnomorsko-bałkański m.in. z Rumunią, Bułgarią, Grecją czy Turcją. Według krajów czarnomorsko-bałkańskich w NATO kładziono do tej pory głównie akcent na obronę wschodniej flanki rozumiejąc przez to Przesmyk Suwalski i obronę państw bałtyckich, co powodowało pewną asymetrię wysiłków.

Rumunii i Bułgarzy podnoszą, że państwa bałtyckie otrzymywały więcej środków finansowych od NATO ze wspólnego systemu obronny niż państwa bałkańskie. Zresztą potwierdza to chociażby fakt utworzenia wielonarodowych związków w ramach Wysuniętej Obecności NATO najpierw w państwach bałtyckich. Stosunkowo niedawno zostały one uformowane również w Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech, czyli państwach, które w pewnym uproszczeniu można zaklasyfikować do południa Europy. Państwa bałkańskie postulują także wzmocnienie obecności NATO na Morzu Czarnym.

Dodatkowo wraz z wejściem Finlandii do Paktu Północnoatlantyckiego granica NATO z Rosją uległa znacznemu wydłużeniu. A to jeszcze komplikuje cały obraz wschodniej flanki. Skala zapóźnień obronnych jest duża, a do tego konkurujemy między sobą o dość ograniczone zasoby. Stąd trudno uzgodnić wspólny interes państw wschodniej flanki Paktu, chociażby w kwestii przywództwa w NATO.

Rozmawiał Patryk Lubryczyński

Schroeder w spódnicy mógł rozwiązać fundację obrony Nord Stream 2, ale nie chce