Macie dość polskich realiów, bo kierowcy jeżdżą jak wariaci, zimą nie da się oddychać, czy tak jak w moim przypadku, internauci obrażali was za napisanie prawdy o hulajnogach elektrycznych? El Dorado w oczach Polaka, na przykład wyspy na Pacyfiku czy Stany Zjednoczone, mają dużo poważniejsze problemy. Huragany. Ledwo minął huragan Dorian, a już nadchodzi Humberto. Chociaż huragany istniały zawsze, to globalne ocieplenie sprawi, że będą one osiągać niespotykaną dotąd siłę. Lepiej się do tego przygotować – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Jakie wybrać imię?
O huraganach najlepiej się pisze i czyta z miejsca, z perspektywy którego nie stanowią one żadnego zagrożenia, a potrafią być one naprawdę ciekawe. Zaczynając chociażby od kwestii imion – nadawane są one, by ułatwić mediom i meteorologom przekazywanie informacji o nich. Któż by bowiem zląkł się nic niemówiących danych i nudnych parametrów, skoro można przykładowo mówić o śmiercionośnym Huraganie Katrina – łatwiej wytłumaczyć ludziom, że mają zabezpieczyć dobytek i brać nogi za pas.
Przez długi czas imiona nadawane były losowo, potem stosowano imiona damskie, co poniekąd słusznie oprotestowały ruchy feministyczne w latach 70., kiedy w Stanach Zjednoczonych opracowany został system nadawania imion, który funkcjonuje aż do dziś. Teraz huraganom nadaje się imiona alfabetycznie – jest sześć zestawów imion od A do Z, i gdy zabraknie imion do huraganów, wraca się do początku. Chyba, że któryś z huraganów jest wyjątkowo niszczycielski, jak wyżej wymieniona Katrina – wtedy wykreśla się imię z katalogu i zastępuje innym.
Grzeczni chłopcy, niegrzeczna dziewczynka
Huragan Dorian uformował się na Atlantyku w okolicach równika, po czym przeczłapał się na północny wschód aż na Karaiby, spustoszył Bahamy, przemaszerował wzdłuż wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych i Kanady, po czym czmychnął na północ, gdzie rozpierzchnął się w okolicach Grenlandii. Taką okazałą trasę pokonał w niespełna trzy tygodnie. Skutki: 60 ofiar śmiertelnych, 2,5 tysiąca (!) zaginionych, wyspiarski raj zrównany z ziemią; straty materialne szacuje się na około 7 miliardów dolarów. Humberto okazuje się bardziej litościwy – „tylko” zerwał linie energetyczne, odcinając 30 tysięcy osób na Bermudach od dostaw energii, na szczęście nie zabiwszy ani jednej. Teraz wlecze się w kierunku Europy, ale z czasem wytraca swoją destrukcyjną moc.
Warto podkreślić, że Dorian i Humberto to grzeczni chłopcy w porównaniu ze słynną Katriną. Imię tej występnej pani do dziś mrozi krew w żyłach mieszkańców południowych Stanów Zjednoczonych. 14 lat temu spustoszyła ona Bahamy, Florydę, Georgię, Mississippi, Luizjanę, Kentucky i Ohio, zabijając 1836 osób i powodując straty szacowane na 87 miliardów dolarów. Symbolem tego kataklizmu był Nowy Orlean; to piękne, wielokulturowe miasto, stolica jazzu i bluesa, zostało zniszczone i zalane przez rozszalałe wichry Katriny. Była to pierwsza obowiązkowa ewakuacja miasta i największa katastrofa naturalna w historii USA, a sam armagedon trwał ledwie godzinę.
Pięć w skali Saffira-Simpsona
Tak samo jak siłę sztormów na morzu określamy w 12-stopniowej skali (Klenczon zdawał sobie sprawę, że „dziesięć” brzmi w piosence lepiej niż „dwanaście”), tak huragany klasyfikujemy w 5-stopniowej skali Saffira-Simpsona. Nie liczy się powierzchnia burzy (chociaż porządny huragan może mieć powierzchnię kraju średniej wielkości, jak Polska), tylko szybkość wiatru, ciśnienie i wysokość fali powodziowej. Im wyższy stopień, tym większe potencjalne zniszczenia, i oczywiście większe środki zapobiegawcze. Huragan pierwszego stopnia pourywa gałęzie drzew, zmiażdży samochód, przewróci łódkę – wystarczy do tego powiew wiatru o szybkości 150 kilometrów na godzinę.
Z kolei huragan piątego stopnia, jak Katrina, jest zagrożeniem dla całego regionu – rozniesie budynki, wyrwie drzewo z korzeniami, wyrzuci łódź z portu na wzgórza w głębi lądu. Dla porównania Dorian w porywach dochodził do czwartego stopnia, w chwili gdy piszę ten tekst, Humberto uspokoił się do drugiego stopnia w skali Saffira-Simpsona. Dokładne pomiary dokonywane są za pomocą satelitów, ale nie tylko; w ostatnich tygodniach świat obiegły filmiki z lotu w samo oko Doriana. To nie szaleńcy, tylko amerykańscy piloci wojskowi robili rekonesans, by wywęszyć z jaką prędkością i w którą stronę wędrować miał huragan.
Skąd się biorą cyklony?
Co się musi stać, żeby powstał huragan, zanim zacznie szerzyć harmider i pożogę? Musi zostać spełnione kilka warunków. Po pierwsze, potrzebna jest dosyć głęboka woda na oceanie lub morzu, która musi osiągnąć wysoką temperaturę. Temperatura powietrza i jego wilgotność muszą sprzyjać tworzeniu chmur burzowych. Dla nowego cyklonu istotna jest też siła Coriolisa – nie może być ona zbyt wielka, dlatego też większość z nich powstaje w okolicach równika, gdzie siła ta jest najmniejsza. Do tego jeszcze obszar niższego ciśnienia i (choć to spore uproszczenie) voilà, mamy huragan.
Przełom lata i jesieni to okres huraganowy z prostego powodu – oceany są wtedy najbardziej nagrzane. A że lata są coraz cieplejsze, to oceany parują coraz bardziej, rośnie wilgotność powietrza nad wodami, wiatry i ciśnienie są mniej stabilne, to są to szklarniowe warunki dla powstawania cyklonów. Chociaż naukowcy nie dowiedli, że globalne ocieplenie przyczynia się do ich większej częstotliwości, to wiemy na pewno, że w jego skutek coraz większa będzie ich moc, być może do tego stopnia, że będzie trzeba dodawać kolejne stopnie do skali Saffira-Simpsona.
Co z tym zrobić?
Być może najpierw łatwiej powiedzieć czego nie robić: na pewno nie wrzucać bomby jądrowej w oko cyklonu, co proponował prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump. Jest to chyba najgorsze, co można zrobić z huraganem – wybuch bomby wiąże się z kolosalnym skażeniem środowiska, a dudniące wiatry rozniosłyby je tylko na gigantyczny obszar. Oraz mały szczegół – zabrania tego prawo międzynarodowe.
Huragany, cyklony i tajfuny były i będą. W regionach, w których występują można myśleć o zabezpieczeniach, które wytrzymają uderzenie najcięższych uderzeń – wzmocnić wały przeciwpowodziowe, kable energetyczne kłaść pod ziemią, a domy i wszelkie budynki użyteczności publicznej i obiekty strategiczne budować tak, żeby groziło im co najwyżej zerwanie dachówek czy wybicie okna. Można też zrobić coś, żeby ograniczyć to, co je wzmacnia, czyli efekt cieplarniany, w czym pomoże po prostu konsekwentne obniżanie emisji dwutlenku węgla.