W czwartek rano czasu lokalnego Boeing 787 Dreamliner linii Air India rozbił się tuż po starcie z lotniska w Ahmedabadzie. Samolot miał lecieć z Indii do Londynu, ale już pięć minut po oderwaniu się od pasa runął na teren zabudowany w pobliżu portu lotniczego. Na pokładzie znajdowało się 242 pasażerów i członków załogi. Według indyjskich służb nikt nie ocalał.
To kolejny dramat w historii amerykańskiego giganta lotniczego i momentalnie odbił się on na nastrojach rynkowych. W handlu przedsesyjnym akcje Boeinga tracą ponad 8 procent.
Inwestorzy znów zaczynają zadawać pytania o jakość, procedury i bezpieczeństwo.
Boeing w centrum kryzysu
Katastrofa nastąpiła zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem Paris Air Show – kluczowego wydarzenia dla branży. Zamiast ofensywy marketingowej, Boeing będzie musiał tłumaczyć się opinii publicznej, klientom i regulatorom. I to w chwili, gdy wydawało się, że firma zaczyna wracać na właściwe tory.
W maju Boeing informował o serii dużych zamówień z Bliskiego Wschodu. Od początku roku akcje spółki zyskały niemal 25 procent, co było odbierane jako sygnał powrotu zaufania do marki.
Dzisiejszy wypadek całkowicie ten obraz zmienia.
Cień przeszłości wraca
Branża wciąż pamięta dramaty z lat 2018 i 2019 – dwa wypadki samolotów Boeing 737 Max 8 pochłonęły łącznie 346 ofiar. Od tamtego czasu koncern wdrażał kosztowne reformy, próbując odbudować swoją reputację. Dzisiejszy Dreamliner miał być symbolem nowego rozdziału. Zamiast tego stał się kolejną plamą na wizerunku firmy.
Rynki reagują nerwowo
W czwartek rano amerykańskie indeksy otwierają się na minusie. Kontrakty terminowe na S&P 500 i Nasdaq tracą około 0,5 procent, Dow Jones spada o 0,7 procent. Rynek obawia się długofalowych konsekwencji – zarówno dla Boeinga, jak i dla całej branży lotniczej.
Na Wall Street wracają pytania, na które Boeing nie może sobie pozwolić, by pozostały bez odpowiedzi.
