W ostatnich miesiącach temat inflacji powoli znika z nagłówków. Coraz rzadziej słyszymy o szalejących cenach, a coraz częściej o „odwilży” gospodarczej. Najnowszy Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), opracowany przez Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych, zdaje się potwierdzać te nastroje – choć z pewnymi zastrzeżeniami.
Wskaźnik, który wyprzedza ruchy inflacyjne o kilka miesięcy, spada piąty miesiąc z rzędu. To wyraźny sygnał, że presja inflacyjna w gospodarce słabnie. Oznacza to, że konsumenci mogą wreszcie odetchnąć, a przedsiębiorcy zyskać nieco więcej przewidywalności. Jednocześnie eksperci studzą nadmierny optymizm – tempo zmian jest niewielkie, a gospodarka wciąż pozostaje w stanie podwyższonej niepewności.
Na słabnięcie inflacji wpływa m.in. ograniczenie dynamiki cen producentów oraz spowolnienie tempa wzrostu kosztów zatrudnienia. Jednocześnie widać, że konsumpcja prywatna nie rośnie już w takim tempie, jak jeszcze rok temu. Polacy kupują mniej, liczą każdą złotówkę, a ostrożność konsumentów przekłada się na chłodniejszy klimat w handlu i usługach.
Osłabła aktywność kredytowa
Dodatkowym czynnikiem hamującym inflację jest słabnąca aktywność kredytowa. Po fali euforii związanej z Bezpiecznym Kredytem 2 procent, rynek nieruchomości wyraźnie wyhamował, a wraz z nim – popyt na droższe dobra i usługi. Przedsiębiorcy coraz mocniej odczuwają skutki tej zmiany w zachowaniach zakupowych.
Czy to już koniec problemów z inflacją? Niekoniecznie. Choć dane wyglądają lepiej niż jeszcze pół roku temu, zagrożenie może powrócić. Zwłaszcza jeśli wzrosną ceny energii, pojawią się napięcia geopolityczne lub gospodarka zareaguje z opóźnieniem na decyzje polityczne.
Business Insider / Mateusz Gibała