Energetyka jądrowa jest potrzebna Polsce do zapewnienia rozwoju gospodarczego, bezpieczeństwa dostaw energii i polityki klimatycznej. Potrzebuje zwolenników, aby po trzydziestu latach w końcu się rozwinęła, ale wyznawcy mogą jej wręcz zaszkodzić – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl, w recenzji książki Urszuli Kuczyńskiej pt. Atom dla klimatu.
Atom w natarciu
Autorka pracowała przez prawie dekadę w spółce PGE EJ1, która zamieniła się obecnie w Polskie Elektrownie Jądrowe. To firma mająca zostać operatorem polskich atomówek, które mogą być dwie lub trzy do 2043 roku jeżeli uda się zrealizować Program Polskiej Energetyki Jądrowej. Nie kryje się z poparciem atomu, o którym pisze między innymi na łamach BiznesAlert.pl. Również autor niniejszej recenzji może zostać uznany za zwolennika budowy reaktorów nad Wisłą.
Dzieło Kuczyńskiej składa się z 200 stron wywiadów z ekspertami i aktywistami na temat roli atomu w polityce klimatycznej. Kolejne 20 stron zajmują spis literatury oraz przypisy zasygnalizowane w tekście modnym QR kodem. Książka jest wydana w przystępnej formie i świeci z oddali żółtą okładką. Kolor żółty jest kojarzony z energetyką jądrową. Patron wydania to Polski Atom, portal ministerstwa klimatu i środowiska poświęcony informacjom na temat energetyki jądrowej. Poleca je także organizacja FOTA4CLIMATE. To aktywiści opowiadający się za energetyką jądrową jako najlepszym narzędziem polityki klimatycznej, bez którego transformacja sektora ku Odnawialnym Źródłom Energii może wręcz szkodzić klimatowi przez rosnącą emisję CO2. Należy zatem patrzeć na opisywaną książkę jako na przekaz zwolenników energetyki jądrowej. A może wyznawców? O tym zaraz.
Atom dla klimatu to cenne źródło informacji o energetyce jądrowej. Może być inspiracją do dziesiątek kolejnych tekstów, na przykład o tym dlaczego naprawdę Polska nie zbudowała pierwszej elektrowni jądrowej w Żarnowcu w latach dziewięćdziesiątych XX wieku: czy chodziło faktycznie o trudy transformacji gospodarczej, a może interesy lobby węglowego, które do dziś nie toleruje atomu jako konkurenta większego niż OZE. Gdyby plany komunistów zostały dokończone przez obóz solidarnościowy, w Polsce stałaby nie jedna, a trzy elektrownie jądrowe: w Żarnowcu, na Kujawach i jeszcze w jednej lokalizacji. Kuczyńska zdołała ustalić, że koszty anulowania projektu sięgały 440 mln złotych, czyli 35 procent jego realizacji, ale mimo to Polacy zdecydowali się oddać prawie gotowy reaktor do Finlandii, gdzie teraz służy testom i badaniom naukowym. Gdyby nie tamta wolta, polityka energetyczna Polski w 2022 roku byłaby w zupełnie innym miejscu. Tymczasem wciąż polega w 70 procentach na węglu i w oczekiwaniu na atom zaplanowany na 2033 rok będzie polegać coraz bardziej na gazie, który jest paliwem problematycznym politycznie, czego w Polsce nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Kościół Świętego Jądra
Dość jednak chwalenia atomu. Książka jest utrzymana w tonie pochwalnym wobec tego źródła energii pomimo problemów, z którymi się ono boryka. W moim przekonaniu nieuzasadnione jest bagatelizowanie obaw o odpady jądrowej w Unii Europejskiej. Tak, Polska potrzebuje atomu i dobrze, że ma wielu zwolenników. Nie potrzebuje jednak wyznawców, którzy będą opowiadać, że energetyka jądrowa jest ekologiczna. Nie jest, podobnie jak energetyka wiatrowa wykorzystująca metale ciężkie i mająca problemy z recyklingiem, podobnie jak panele słoneczne. To nie jest chyba właściwe słowo do opisu sytuacji. Odpady jądrowe to wyzwanie, którym da się zarządzać, ale nie można go wciąż zniwelować.
Książka Kuczyńskiej pokazuje, że póki co odpady będą trafiać do wiecznych cmentarzysk jak podziemny skład w fińskim Onkalo, a w przyszłości będzie możliwy nawet stuprocentowy recykling. Życzę tego energetyce jądrowej, ale nawet wówczas będzie ona produkować wysoce niebezpieczne odpady, tymczasem głodne kawałki o Onkalo mającemu trwać dziesiątki tysięcy lat niczym piramidy w zestawieniu z wieloma racjonalnymi spostrzeżeniami autorki oraz jej rozmówców odbiera nieco powagi całemu wywodowi, bo już widzę analogie przeciwników z niezatapialnym Titaniciem. Dla dobra atomu warto mówić o wyzwaniach związanych z odpadami i z nimi się zmierzyć, bo to temat możliwy do zarządzenia. Będą prawdopodobnie kluczowym argumentem przeciwników atomu, którzy zdają się póki co przegrywać walkę o przyszłość energetyki w Europie, ale nie powiedzieli ostatniego słowa. Potrzebna jest racjonalna dyskusja na ten temat zamiast tworzenia „kościoła Świętego Jądra” jak zwani są nieraz hurraoptymiści atomowi.
Podsumowując, książka Urszuli Kuczyńskiej była potrzebna. Debata o energetyce w Polsce przed kryzysem energetycznym była pod dużym wpływem przeciwników atomu, którzy twierdzili, że budowa reaktorów polskich się nie uda, jest za droga lub jest na nią za późno. Kryzys sprawił, że ważkie argumenty przytoczone przez Kuczyńską padają na bardziej podatną glebę i posłużą merytorycznej dyskusji na ten temat. Atom w Polsce potrzebuje zwolenników, bo bez niego nie uda się zapewnić bezpieczeństwa dostaw, obniżyć skutecznie emisji CO2 w ramach polityki klimatycznej, a być może i napędzić gospodarki stojącej przed widmem krachu. Jednakże energetyka jądrowa musi się wystrzegać wyznawców. Ci wystawią ją na łatwy żer przeciwników, którzy są już aktywni także w Polsce. Partia Zielonych oficjalnie sprzeciwia się energetyce jądrowej i współpracuje już z jej przeciwnikami z okolic planowanej lokalizacji pierwszej elektrowni Lubiatowo-Kopalino.
Kuczyńska, U., Atom dla Klimatu, Wyd. Słowa na wybiegu, Gdańsk 2021.
ONKALO: Czy największy problem atomu wystarczy zamieść pod dywan na 100 tysięcy lat?