– Dzień po zapowiedziach pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego o tym, że Polska nie jest zagrożona przerwą dostaw gazu przez rewers na Gazociągu Jamalskim z Niemiec doszło do niej. Czy to zemsta na ministrze za realizację planu uniezależnienia naszego kraju od gazu z Rosji? – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Kształt nowego unijnego rozporządzenia SOS ws. dostaw gazu w sytuacjach kryzysowych będzie korzystny dla Polski – ocenił pełnomocnik na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Górnictwa i Energii. Chodzi o rozporządzenie unijne narzucające na kraje członkowskie obowiązek warunkowego wspomagania się zapasami gazu w razie kryzysu dostaw. – Strategicznym celem rządu jest „zastąpienie” z końcem 2022 r. dostaw gazu z kierunku wschodniego dostawami z innych źródeł – mówił na tym samym posiedzeniu.
Minister mógł sobie pozwolić na te śmiałe deklaracje ze względu na uruchomienie procedury open season, czyli zbierania zamówień na przepustowość, gazociągu Baltic Pipe, który ma doprowadzić norweski gaz do Polski. Naimski po raz kolejny potwierdził, że Polska chce nim zastąpić dostawy od rosyjskiego Gazpromu.
Jednocześnie zapewnienie o tym, że rozporządzenie SOS będzie chronić Polskę w razie niespodziewanych przerw dostaw gazu mogłaby zostać przetestowana w przypadku, gdyby usterka na Jamale zagroziła niedoborem dostaw do Polski. Dostawy przez rewers na gazociągu Jamał-Europa, zwanym Gazociągiem Jamalskim, służą m.in. do importu gazu z giełdy niemieckiej, z czego korzysta polska spółka PGNiG. Z informacji BiznesAlert.pl wynika, że ze względu na blokadę rewersu na Jamale nie może skorzystać z tego kierunku i do uzupełnienia niedoborów wykorzystuje zapasy w magazynach.
BiznesAlert.pl ustalił, że powodem zatrzymania dostaw przez rewers była niska jakość gazu dostarczonego z Białorusi, która mogła być skutkiem rozszczelnienia poza Polską. Dlaczego poza nią? Bo rozszczelnienie na terenie kraju zostałoby zlokalizowane przez Gaz-System, a do tego według moich informacji nie doszło. Dotarłem do informacji, że chodzi o tzw. gaz zawodniony. Okazuje się, że jedyna pobliska instalacja do „osuszania” go znajduje się w Niemczech. Przypadek?
Przerwa nie ma natomiast wpływu na bezpieczeństwo energetyczne Polski, ponieważ PGNiG może skorzystać z alternatywnych źródeł gazu i zakontraktować brakujący gaz w kontrakcie spotowym. W razie nagłej konieczności Polacy mogą sprowadzić więcej gazu skroplonego przez terminal LNG lub wykorzystać jedno z innych połączeń z sąsiadami, w tym z Niemcami (Lasów).
Stawia ona jednak w niekorzystnym świetle deklaracje ministra Naimskiego o tym, że nie ma zagrożenia dla dostaw gazu z kierunku niemieckiego dzięki rozporządzeniu SOS. Chociaż mechanizm kryzysowy w razie potrzeby zapewne zadziała, to nieznajomość tematu może skłonić część opinii publicznej do spekulacji, jakoby minister nie wiedział co mówi.
Podsumowując, na co słusznie uwagę zwrócił uwagę jeden z czytelników BiznesAlert.pl na Twitterze, usterka jest prezentem dla PGNiG. Pokazuje, że dostawy przez rewers na Gazociągu Jamalskim nie są pewne. To argument za utrzymaniem obowiązku gromadzenia zapasów gazu, za którym obstaje polski gigant, a sprzeciwiają się jego mniejsi rywale, np. Duon czy Hermes Energy Group, które chciałyby zarabiać na dostawach przez rewers bez konieczności drogiego utrzymania zapasów. Według informacji BiznesAlert.pl pierwsze co zrobiło PGNiG po zatrzymaniu dostaw rewersem, to sięgnęło po zapasy zgromadzone w magazynach.
Niespodziewana usterka była kolejnym testem odporności polskiego sektora gazowego na kryzysu. Dzięki postępującej dywersyfikacji źródeł dostaw i obowiązkowym zapasom udało się go na razie przejść bez szkód. Podmioty, które wraz z przerwą nie wywiązały się ze swoich zobowiązań, będą musiały zrekompensować braki Polakom. Nie ma przerwy dostaw gazu, zmieni się ewentualnie źródło. Aby być całkowicie niezależnymi od niepewnych dostaw gazu rosyjskiego, Polacy chcą sięgnąć po surowiec z Norwegii. Czy śmiała deklaracja ministra Naimskiego była powodem usterki?