KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Polityczne projekty infrastrukturalne Moskwy nie służą do zarabiania pieniędzy, tylko robienia polityki. Tak jak casus pieremyczki posłużył Rosjanom do wywołania kilkumiesięcznego zamieszania w Polsce i wysadzenia z fotela dobrego ducha naszego programu łupkowego, tak wrzutki na temat kolejnych nitek Nord Stream to narzędzia polityczne, a nie prawdziwe oferty. Należy podchodzić do nich z odpowiednim dystansem.
Jamałgate sprawiło, że największy entuzjasta polskiego programu łupkowego, minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski, stracił stanowisko. Po tym załamaniu program długo nie miał patrona i zaczął tracić punkty w mediach. Dopiero obecnie, po przetasowaniach w ministerstwie środowiska, optymizm na płaszczyźnie medialnej wraca. Chociaż była prezes Grażyna Piotrowska-Oliwa odpowiedzialna za aferę i odwołanie Budzanowskiego przekonuje, że oferta zbudowania gazociągu omijającego Ukrainę przez Polskę, była okazją do zarobku, w rzeczywistości polityczne cele już osiągnęła. Dlatego Rosjanie oficjalnie wycofują się z pomysłu. Moskwa szybko proponuje nowy projekt. Chodzi o kolejne nitki Nord Stream, które miałyby doprowadzić gaz do Wielkiej Brytanii. Podobnie jak w przypadku pieremyczki, propozycję wysunął pierwszy prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. To jeszcze jeden argument za szukaniem analogii i szacowaniem, że to kolejny blef.
Poza tym, że zwiększanie przepustowości nierentownego gazociągu doprowadzi jedynie do zwiększenia jego nierentowności, zmiany w rosyjskim sektorze gazowym każą wątpić w prawdopodobieństwo wyjścia pomysłu poza rozmowy kremlowskich oficjeli. Rywale Gazpromu – Rosnieft i Novatek – wylobbowali w zeszłym roku liberalizację eksportu LNG. Pomimo starań dawnego monopolisty, nie udało mu się zastrzec europejskiego rynku gazu skroplonego dla siebie. Nowi gracze na rynku gazu sięgną także po klientów ze Starego Kontynentu, w tym po Wielką Brytanię. Szczególnie ambitne plany ma Rosnieft. Moskwa wyraziła zgodę na budowę dwóch stoczni Rosnieftu, w których powstaną okręty transportujące w przyszłości LNG ze złóż arktycznych w dyspozycji rosyjskiego giganta energetycznego. Budowa ruszy w 2015 roku. Rosnieft ma plany eksploracji złóż arktycznych we współpracy z Shellem i Exxon Mobilem. Zamierza wciągnąć do niej także kraje arabskie, na czele ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Firma chce w ten sposób zwiększyć wydobycie gazu ziemnego. Założyła, że do 2020 osiągnie produkcję na poziomie 100 mld m3 rocznie. To mniej więcej tyle, ile rocznie zużywa wspomniana Wielka Brytania. W 2012 roku wydobył „tylko” 13 mld m3 surowca – Polska zużyła w 2012 roku 15,8 mld m3 błękitnego paliwa. W 2013 roku było to już 42 mld m3. Błyskawicznie rosnące portfolio Rosnieftu wskazuje, gdzie te wielkie ilości gazu popłyną.
Do tego celu nie będzie potrzebna rura. W ramach dostaw LNG do Wielkiej Brytanii Rosnieft będzie w stanie zaoferować bardziej elastyczną umowę od skostniałych kontraktów z długim okresem obowiązywania, wielkim wolumenem, indeksem ceny ropy naftowej, zakazem reeksportu i klauzulą take or pay oferowanych przez Gazprom. Rosnieft nie będzie wymagał od Brytyjczyków wkładu finansowego w nierentowną budowę kolejnego gazociągu, w przeciwieństwie do starego monopolisty, który próbuje minimalizować straty tworzone przez projekty polityczne, wciągając w nie państwa-gospodarzy swoich rur, co można zaobserwować w przypadku gazociągu South Stream. Kraje te potrafią liczyć i unikają większego zaangażowania finansowego, jak Bułgaria.
Zakładając, że polityka energetyczna Moskwy jest skoordynowana, a Rosnieft i Gazprom to jej pracujące w sposób skoordynowany narzędzia, odnoga gazociągu Nord Stream do Wielkiej Brytanii nie powstanie, bo Rosjanie wybiorą ewentualne dostawy LNG jako ofertę bardziej atrakcyjną dla Brytyjczyków. Jeżeli Rosnieft i Gazprom toczą wojnę, której Moskwa się jedynie przygląda, to oferta Gazpromu odpadnie w przedbiegach. Na marginesie Wielka Brytania ma do wyboru także cały wachlarz ofert spoza Rosji, jak dostawy ze Stanów Zjednoczonych. Centrica zakontraktowała w marcu 2013 roku dostawy LNG od Cheniere Energy (1,75 mln ton metrycznych/rok przez 20 lat od 2018 roku). W zależności od wersji, jaką przyjmiemy Rosnieft rośnie za przyzwoleniem Moskwy, aby pozwolić jej używać surowców do polityki ale także zarabiania pieniędzy w nowych, trudniejszych dla Rosji realiach, albo dyrektor firmy Igor Sieczyn postanowił zniszczyć imperium swojego rywala z Gazpromu – Aleksieja Millera i chce w tym celu stworzyć atrakcyjniejszą ofertę.
Rewelacje na temat kolejnych rosyjskich supergazociągów to narzędzia polityczne. Mają straszyć kraje wciąż zależne od dostaw gazu ziemnego z Rosji i destabilizować ich scenę polityczną. Wrażliwość Polski na takie wrzutki ujawniła się na smutnym przykładzie Jamałgate. Dlatego zanim media dostaną rozwolnienia przy kolejnej takiej okazji, lepiej zbadać kontekst i liczby.
Warto też pamiętać o tym, co zamyka się w haśle „prometeizm energetyczny”. Najważniejszym polem walki o zakończenie monopolu gazowego Rosji w Europie są unijne regulacje antymonopolowe, które ustalają zdrowe reguły gry do których wszyscy – nie ważne czy Gazprom, czy Rosnieft – będą musieli się dostosować. Chyba, że pozwolimy na pojawianie się kolejnych wyjątków, jak postulowane przez Rosjan czasowe wyłączenie naziemnej odnogi Nord Stream (gazociąg OPAL) spod reżimu trzeciego pakietu energetycznego. Europejskiej Wspólnocie Energetycznej eksportującej wolność w energetyce coraz dalej na Wschód nie zagrażają rury. Może ją za to doszczętnie zniszczyć rezygnacja z solidarności energetycznej, której namacalną emanacją są regulacje antymonopolowe.