KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite porównuje Rosję do ISIS i obiecuje pomoc wojskową Ukrainie. W tym samym czasie premier RP Ewa Kopacz informuje na swojej stronie internetowej o spotkaniu z działkowcami. W polityce wschodniej Wilno coraz mocniej wchodzi w buty Warszawy, korzystając z bierności na tej płaszczyźnie nowego rządu w Polsce.
Znajoma dziennikarka pracująca dla zagranicznych tytułów mówi mi, że chętnie pisałaby jak dawniej o Polsce ale przecież kolejne afery polityczne dotyczące spraw wewnętrznych są całkowicie nieistotne dla zaognionej sytuacji międzynarodowej. Faktem jest jednak, że wiążą siły polskie wewnątrz kraju, przez co nasza polityka zagraniczna zamiera, a my pogrążamy się w introwertyzmie, który nie przystoi największemu państwu regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Przy bierności Kopacz, która jasno wyraziła swoje zdanie na temat roli Polski w rozwiązywaniu kryzysu ukraińskiego, Grzegorz Schetyna bez skutku walczy o zmianę formatu rozmów z Rosją i Ukrainą oraz ponowne włączenie w nie Polski. Wyraźnie brakuje impetu, którego w tym zakresie byłemu ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu dodawał Donald Tusk. Ewa Kopacz najwyraźniej lżej waży sobie te kwestie i woli przygotowywać Platformę Obywatelską na wybory. To najgorszy możliwy premier na trudne czasy.
Można tu znaleźć analogię z Barackiem Obamą, który miał być prezydentem USA od ciepłej wody w kranie ale arabska wiosna, wojna w Syrii i kryzys ukraiński sprawiły, że musiał zająć się mniej interesującym go tematem bezpieczeństwa narodowego. Przedtem Biały Dom chciał oddzielić politykę zagraniczną od Pentagonu i „wyjąć z niej” komponent bezpieczeństwa. Odejście sekretarza obrony Chucka Hagela jest ostatecznym dowodem na porażkę tej strategii. Hagel nie rozwiązał problemu afgańskiego, syryjskiego ani ukraińskiego a drzwi Gabinetu Owalnego znów otworzyły się na specjalistów do spraw bezpieczeństwa. Niestety Warszawa pozostaje w izolacjonizmie a symptomów refleksji w Kancelarii Premiera nie widać. Ostatnią nadzieją są niższej rangi urzędnicy, którzy utrzymali ciągłość instytucjonalną z poprzednim rządem i być może przeforsują jakieś inicjatywy.
Na naszej bierności korzystają inni. Litwa proponuje Ukrainie dostawy LNG z FSRU w Kłajpedzie przez terytorium Polski od 2019 roku. Taki komunikat przekazał minister energetyki Litwy Rokas Masiulis podczas spotkania Rady Prezydentów obu krajów.
– Rozpoczynamy budowę gazociągu do Polski i przez ten kraj będziemy mogli dostarczać gaz skroplony na Ukrainę. Nasza pomoc może przydać się w walce z monopolami i w ramach wdrażania trzeciego pakietu energetycznego Unii Europejskiej. Litwa chciałaby aby połączenie gazowe z Polską ruszyło w 2019 roku – mówi.
Propozycja jest pisana palcem po wodzie. Gaz z FSRU wystarczy na realizowanie zapotrzebowania litewskiego, a w przyszłości być może na dostawy do innych krajów bałtyckich i Finlandii. Dostawy dla Ukrainy to odległa perspektywa.
Więcej o FSRU
Ukraińcy bardziej liczą na nowe połączenie gazowe z Polską, ale Warszawa póki co nie zdecydowała się na przekazanie środków na ten cel. To nim mógłby popłynąć gaz skroplony – ze Świnoujścia, z korzyścią dla rentowności naszego gazoportu. Jeżeli w obawie o koszty aktywnej polityki wschodniej wybierze oszczędne dziadostwo, efekt będzie taki sam jak w przypadku sprzedaży broni. To Litwa odcina kupony przekazania Ukrainie mało wartościowej bojowo broni. W ukraińskich mediach Wilno wyrasta na największego przyjaciela Kijowa, co wyraźnie szkodzi polskim interesom. Tymczasem nasza premier odwiedza działkowców. Stać nas na więcej.