W czasie spotkania z dziennikarzami i przedstawicielami biznesu minister energetyki Ukrainy ocenił, że z punktu widzenia Warszawy i Kijowa inwestycje w infrastrukturę gazową łączącą oba państwa to „czysta korzyść”. Rzeczywistość jest mniej różowa – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Ukraina uspokaja, analitycy ostrzegają
W dniu 4 października Polskę odwiedził ukraiński minister energetyki Ihor Nasałyk. Na spotkaniu z dziennikarzami mówił o perspektywach współpracy z polskimi podmiotami. Wizytę przyćmiły doniesienia Dziennika Gazety Prawnej, który poinformował tego dnia, że do Polski trafia węgiel wydobywany w Donbasie, czyli wschodnim regionie Ukrainy, na którego terenie toczą się walki pomiędzy wojskiem ukraińskim a bojownikami wspieranymi przez Rosję. Pytany o 11 tysięcy ton węgla sprowadzone stamtąd do Polski, Nasałyk odparł, że „jest mu przykro”. Jednak i Polakom może być przykro.
Polacy są jednymi z adwokatów strony ukraińskiej w zabiegach o integrację energetyczną tego kraju z Unią Europejską. Dzięki wysiłkom Ukrainy i wsparciu z Europy zanotowano istotne postępy w sektorze gazowym. Doszło do części reform, za co Kijów miarowo otrzymywał dofinansowanie, m.in. z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co pozwoliło mu na zakupy gazu na Zachodzie. Dzięki temu od listopada 2015 roku nie sprowadza surowca od rosyjskiego Gazpromu. Około 1 mld m sześc. rocznie dociera rocznie nad Dniepr z Polski za pośrednictwem PGNiG.
Ukraińcy zatłoczyli 8,5 mld m sześc. gazu do magazynów. To o 44 procent więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Było to możliwe dzięki importowi gazu ziemnego z Unii Europejskiej o wolumenie 10,7 mld m sześc., czyli o 70 procent więcej, niż rok wcześniej w tym samym okresie. Zużycie gazu nie wzrosło, a spadło o 0,5 procent w stosunku do 2016 roku.
Dzięki zgromadzeniu istotnych zapasów gazu na zimę, Ukraina nie jest zagrożona obniżeniem ciśnienia w gazociągach i niedoborami na rynku ukraińskim ani problemami z tranzytem z Rosji do Unii Europejskiej. W przeciwieństwie do jesieni 2014 i 2016 roku w rosyjskiej prasie nie pojawiły się dotąd alarmujące artykuły o groźbie kryzysu gazowego nad Dnieprem.
O postępach informuje na bieżąco BiznesAlert.pl. Jednak pojawiły się także problemy, o których prasa pisze coraz ostrzej i przed którymi ostrzegają analitycy. Pytany o nie minister energetyki i przemysłu węglowego Ukrainy Ihor Nasałyk przekonywał dziennikarza naszego portalu, że nie ma powodu do obaw. Nie jest to uczciwe postawienie sprawy.
Z zachęty do inwestycji w ukraiński sektor gazowy, w tym w infrastrukturę przesyłową, przedstawionej w Warszawie strona polska może skorzystać tylko pod warunkiem stabilności nad Dnieprem. Tę gwarantowałaby kontynuacja reform wymaganych przez Komisję Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy jako warunek dalszej pomocy finansowej.
Do zakończenia pozostaje reforma zarządzania spółką Naftogaz, która jest matką Ukrtransgazu. Rozdział właścicielski i nowe standardy korporacyjne nie zostały wdrożone, pomimo faktu, że jest to wymóg utrzymania pomocy finansowej stawiany przez Komisję Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Tymczasem to dzięki niej możliwe jest finansowanie zakupów gazu na Zachodzie i porzucenie dostaw z Gazpromu.
Ze względu na problemy z reformami oddala się kusząca perspektywa rozwoju projektów Bramy Północnej – terminalu LNG w Świnoujściu i planowanego Korytarza Norweskiego (Baltic Pipe) w oparciu m.in. o rynek Ukrainy. Mniej bezpieczna wydaje się także inwestycja w przeznaczone do częściowej prywatyzacji gazociągi przesyłowe nad Dnieprem.
Stagnacja reformy
Do inwestycji nie zachęca analiza Ośrodka Studiów Wschodnich autorstwa Wojciecha Konończuka i Sławomira Matuszaka. Piszą oni, że w Kijowie trwa spór o reformy, w którym „po jednej stronie sporu znajduje się szeroko pojęty obóz rządzący (otoczenie prezydenta i premiera), po drugiej zaś reformatorski zarząd Naftogazu na czele z Andrijem Kobolewem, wspierany przez instytucje zachodnie”.
– Wszystko wskazuje na to, że celem działań władz jest odzyskanie kontroli nad Naftogazem, w tym przepływami finansowymi jego spółek zależnych. Skutkiem rozwijającego się konfliktu jest trwająca od ponad roku stagnacja reformy sektora gazowego – piszą autorzy OSW. Ich zdaniem rząd w Kijowie rozpoczął ograniczanie władzy zarządu Naftogazu. – W ciągu ostatnich miesięcy instytucje międzynarodowe (m.in. w kwietniu EBOR oraz we wrześniu MFW kilkukrotnie krytykowały Kijów za opóźnienia we wdrażaniu reformy gazowej, ostrzegając wprost przed ryzykiem regresu w jej implementacji. Zwracały one uwagę w szczególności na próbę władz utrzymania pełnej kontroli nad spółkami sektora gazowego – poprzez wstrzymywanie procesu zwiększania kompetencji organów zarządczych spółek i tym samym ograniczania możliwości ingerencji w ich działalność ze strony rządu – czytamy w analizie.
OSW wskazuje na brak postępów procesu rozdziału właścicielskiego w Naftogazie, a także niepowołanie niezależnej rady nadzorczej Magistral Gazowych Ukrainy (MGU), czyli nowo powołanej spółki, która ma przejąć od Naftogazu zarządzanie gazociągami przesyłowymi.
Ośrodek pisze także o porzuceniu reformy uwolnienia cen gazu. – Zgodnie z przyjętą formułą od października br. cena powinna zostać zwiększona o 17%. Domaga się tego nie tylko Naftohaz, ale przede wszystkim MFW, jako jeden z warunków wydzielenia kolejnej transzy kredytu. Jednak premier Wołodymyr Hrojsman wykluczył możliwość podwyżki, zaś minister energetyki i przemysłu węglowego Ihor Nasałyk dopuścił wręcz możliwość obniżenia ceny – piszą analitycy.
– Obserwowane w ostatnich miesiącach działania władz, w tym zablokowanie procesu przekazywania organom kierowniczym spółek gazowych uprawnień, będących obecnie w gestii rządu, oznaczają de facto wstrzymanie procesu reformy Naftohazu i dążenie do utrzymania kontroli nad tym największym ukraińskim płatnikiem podatków. Działania te są sprzeczne z kluczowymi założeniami reformy gazowej – konkludują autorzy tekstu Ośrodka.
Kupić spokój przed wyborami?
Na łamach Kyiv Post dziennikarz Timothy Ash nie szczędzi słów krytyki ekipie prezydenta Petra Poroszenki, którego oskarża o to, że przed kolejnymi wyborami cynicznie unika reform wymaganych przez MFW, by uzyskać lepszy wynik wyborczy. Cytowany przez dziennik Ihor Nasałyk poinformował, że rząd nie zamierza podnieść cen gazu dla gospodarstw domowych. Był to jednak warunek dalszej pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego po rewizji zaplanowanej na koniec 2018 roku. Subsydia do rachunków za gaz dają ulgę obywatelom i politykom liczącym na ich głosy, ale obciążają budżet Ukrainy.
Kyiv Post: Ukraina zatrzyma reformę gazową, by Poroszenko nie przegrał wyborów?
Chociaż Naftogaz ogłosił przygotowania do rozdziału właścicielskiego i reformy zarządzania, to brak postępów w sprawie liberalizacji cen gazu może zablokować sukces reform wymagany przez MFW. Timothy Ash sugeruje, że administracja prezydenta Petra Poroszenki jest obecnie bardziej zainteresowana reelekcją w wyborach prezydenckich zaplanowanych na 2019 rok.
Dziennikarz przypomina, że w zamian za obietnicę uwolnienia cen gazu dla gospodarstw domowych MFW przekazał już część z ponad 8,5 mld dolarów środków na konto Ukraińców. Te środki służą między innymi do zakupu gazu ze źródeł nierosyjskich. Pozwoliło to w listopadzie 2015 roku na porzucenie dostaw od rosyjskiego Gazpromu. – Czy rząd myśli na serio o reformach, czy chce tylko, aby rynki i MFW wyszły na głupców? – zastanawia się Ash. Przypomina, że do przeprowadzenia są jeszcze reformy: emerytalna, antykorupcyjna i własnościowa.
Zdaniem autora komentarza dla Kyiv Post ambiwalentną postawę Poroszenki może tłumaczyć fakt, że w budżecie pod koniec sierpnia tego roku znalazła się rekordowa nadwyżka 38,5 mld hrywien. To wzrost w stosunku do deficytu na poziomie 42,9 mld hrywien w analogicznym okresie rok wcześniej. Przychody do budżetu były zaś o 46,1 procent wyższe, a wydatki „tylko” o 21,3 procent. Wyniki zostały wsparte wyższym wzrostem Produktu Krajowego Brutto, a także wzrostem szczelności podatkowej i dywidendy Naftogazu.
Ash stawia tezę, że Kijów zebrał w ten sposób kilkadziesiąt miliardów hrywien, które pozwolą porzucić reformy wymagane przez MFW, a co za tym idzie zrezygnować z kolejnej transzy pożyczki. Pozwoliłoby to uniknąć niepopularnych zmian w sektorze gazowym. – Byłby to wielki wstyd, gdyby reformy strukturalne zostały porzucone dla dobra doraźnych interesów wyborczych Poroszenki – konstatuje dziennikarz.
Stanąć w prawdzie
Strona ukraińska nie może oczekiwać od partnerów zachodnich jak Polska, że będą przymykać oczy na problemy wewnętrzne i inwestować środki w ciemno. Nie ma mowy o rozwoju współpracy z PGNiG i inwestycjach Gaz-Systemu bez dalszej reformy sektora gazowego. To zbyt duże ryzyko dla polskich inwestorów. Należy ją kontynuować pomimo oporu oligarchów. Nie ma także mowy o współpracy w sektorze energii elektrycznej i realizacji pomysłu Ihora Nasałyka, który zaprosił Polaków do inwestycji w elektrownię jądrową Chmielnicki, jeżeli reforma elektroenergetyki jest w jeszcze większych powijakach, niż zmiany w gazie. Z tym pomysłem będzie także problem z punktu widzenia priorytetów polskiej elektroenergetyki, która jest zainteresowana jedynie interwencyjnymi dostawami energii znad Dniepru, obstając przy własnych mocach wytwórczych, które chce rozbudować.
Przyjaciół stać na szczerość. Jeżeli Ukraina nie wywiąże się z reform, straci wiarygodność na Zachodzie, a jej adwokatom, jak Polska, będzie trudniej bronić ją przed krytyką partnerów znajdujących się dalej od Dniepru, którzy czekają tylko na pretekst do zatrzymania wsparcia i wycofania sankcji przeciwko Rosji. Fakt, że na Ukrainie toczy się wojna powinien skłaniać świat zachodni do wzmożenia wysiłków na rzecz ustabilizowania sytuacji na wschodzie kraju, co z kolei jest warunkiem niezbędnym do przekonania Ukraińców, że reformy w przyszłości się zwrócą. Zachód bierze w ten sposób współodpowiedzialność za rozwój wypadków nad Dnieprem. Jednak bez postępów reform, będzie musiał ograniczyć wsparcie. Polska zaś nie będzie miała argumentów za jej utrzymaniem. Sama także zrewiduje plan rozwoju współpracy w sektorze gazowym, choć perspektywy są w teorii kuszące.