Jakóbik: Rosja nie jest lekiem na terroryzm, ale częścią problemu

17 listopada 2015, 09:02 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Podczas szczytu G20 w Turcji prezydent Rosji Władimir Putin poinformował, że przedstawił głowom innych państw zebranych na wydarzeniu informacje wywiadowcze o finansowaniu terrorystów Państwa Islamskiego przez podmioty z 40 krajów.

Podczas szczytu powiedział, że część z nich należy do G20. Zaapelował o szybkie zablokowanie handlu ropą naftową przez Państwo Islamskie. Ocenił jednocześnie, że nie czas na rozliczenie z efektywności walki z tym zagrożeniem, ale na zjednoczony wysiłek na rzecz walki z terrorystami.

– Część uzbrojonych sił opozycji ocenia, że jest zdolna do aktywnych operacji przeciwko Państwu Islamskiemu za wsparciem Rosji. Jesteśmy gotowi udzielić go z powietrza. Jeśli doszłoby do tego, byłaby to dobra baza do dalszej pracy nad rozwiązaniem politycznym – ocenił Putin. – Potrzebujemy wsparcia USA, krajów europejskich, Arabii Saudyjskiej, Turcji i Iranu – dodał.

Nie odniósł się do faktu, że Zachód już wspiera bojowników opozycyjnych na terytorium Syrii, którzy walczą z prezydentem Syrii Baszarem Asadem, wspieranym przez Rosję.

Chociaż prezydent Rosji Władimir Putin zgodził się podczas szczytu G20 na rozłożenie w czasie spłaty długu ukraińskiego na kwotę 3 mld dolarów.

– Moim zdaniem poczyniliśmy niespodziewaną ofertę. Nie tylko zgodziliśmy się na restrukturyzację długu, ale zaoferowaliśmy też lepsze warunki niż prosił nas o to Międzynarodowy Fundusz Walutowy – chwalił się Putin. – Byliśmy proszeni o odłożenie spłaty 3 mld dolarów na przyszły rok. Powiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi na więcej. Możemy nie otrzymać pieniędzy w tym roku, odebrać 1 mld w przyszłym, kolejny w 2017 roku i następny w 2018 roku.

Putin zaznaczył przy tym, że liczy na gwarancję instytucji amerykańskich, europejskich lub międzynarodowych.

Jednocześnie jednak rosyjski przywódca wrócił do żądań opłacenia dostaw gazu rosyjskiego do terenów ukraińskiego Donbasu okupowanych przez bojowników wspieranych przez Moskwę. Suma roszczeń Rosjan za 2015 rok z tego tytułu wynosi 256,5 mln dolarów. Ukraińcy nie chcą płacić za gaz dostarczany ich zdaniem w sposób nielegalny. Apelują o rozstrzygnięcie do międzynarodowych instytucji.

Tymczasem z frontu w Donbasie docierają informacje o wzmożonej działalności bojowników rosyjskich przeciwko armii ukraińskiej. Wcześniej Putin proponował sojusz przeciwko terroryzmowi na kształt bloku alianckiego z czasów II Wojny Światowej. Zarówno w tamtych czasach, jak i obecnie musiałby on zostać zawiązany za przemilczeniem wcześniejszych naruszeń prawa międzynarodowego przez Rosję – w przeszłości poprzez Pakt Ribbentrop-Mołotow, a obecnie poprzez nielegalną aneksję Krymu, gdzie działają wspierane przez Rosjan jednostki wojskowe uznawane przez rząd ukraiński za terrorystyczne.

Należy zatem uznać, że Rosja kontynuuje wojnę hybrydową przeciwko Ukrainie. Kontynuuje także zabiegi o podzielenie Europy za pomocą nowego projektu energetycznego.

Gazprom ma śmiałe plany rozwoju eksportu do Europy przy pomocy Nord Stream 2 i Turkish Stream, oraz do Chin przez gazociąg Siła Syberii. Na razie jednak po raz trzeci w tym roku obniża prognozę wydobycia, co świadczy o tym, że spodziewa się małego zainteresowania swoim gazem na rynku europejskim.

Gazprom przedstawił zrewidowaną prognozę wydobycia w 2015 roku. Obniżył ją z 444,6 mld m3 do 427 mld m3. W 2014 roku firma wydobyła 443,9 mld m3. Wstępnie Rosjanie chcieli w tym roku wydobyć nawet 485,36 mld m3 gazu.

Problemem jest także spadek cen gazu na rynku, spowodowany tym, że kontrakty długoterminowe Gazpromu zawierają formuły cenowe częściowo uzależnione od wartości baryłki. Dlatego w obliczu spadku cen, Rosjanie muszą eksportować więcej gazu, by utrzymać poziom dochodów. Tymczasem, o czym świadczy prognoza spadku wydobycia, popyt na ten surowiec w Europie będzie na razie niemrawy. Gaz pozostanie tani, a Rosjanie będą musieli maksymalizować eksport surowca do Europy.

Tymczasem do 2019 roku ten koncern zamierza we współpracy z europejskim spółkami podwoić przepustowość gazociągu Nord Stream z Rosji do Niemiec. Projekt Nord Stream 2 zakłada budowę dwóch nitek morskiego gazociągu o przepustowości 55 mld m3 rocznie z Rosji do Niemiec. Za budowę magistrali będzie odpowiadała spółka Nord Stream 2 AG. Udziały w niej posiadają: Gazprom – 50 procent, E.On – 10 procent, BASF/Wintershall – 10 procent, Shell – 10 procent, OMV – 10 procent oraz Engie – 10 procent. Osiągnąłby wtedy przepustowość 110 mld m3, czyli dwa razy więcej niż obecnie. Jednakże już teraz przepustowość tego gazociągu nie jest wykorzystywana w pełni.

Powodem są ograniczenia Komisji Europejskiej dla wykorzystania jego odnogi w Niemczech o nazwie OPAL, ale i dostępność przepustowości w innych gazociągach, na przykład w Gazociągu Jamalskim (Rosja-Białoruś-Polska-Niemcy), czy systemie przesyłowym na Ukrainie i Słowacji. Nord Stream 2 jedynie spotęgowałby tę nadprzepustowość i miałby sens tylko przy założeniu, że Rosjanie zrezygnują z dotychczasowych szlaków dostaw.

Dlatego Nord Stream 2 prawdopodobnie w pierwszej kolejności posłuży do dywersyfikacji szlaków dostaw z Rosji do Niemiec, kosztem tranzytu przez Europę Środkowo-Wschodnią, na czele z Ukrainą. Dopiero w przyszłości może posłużyć do zwiększania dostaw do klientów europejskich. Gazprom już teraz szuka nowych rynków zbytu np. w sektorze transportowym.

Zakładając, że podstawowym celem Nord Stream 2 jest uniezależnienie od tranzytu przez Ukrainę, z dyskusji na ten temat należy wyłączyć argumenty o niskiej cenie dostaw i większych wolumenach dla Europy. To pierwsze już mamy, a drugiego nie chcemy ze względu na cel zmniejszenia zależności od gazu z Rosji. Francuskie Engie wysunęło niedorzeczny argument, że Nord Stream 2 pomoże w walce ze zmianami klimatu, bo pomoże rozwijać sektor gazowy, a gaz to paliwo przejściowe w transformacji energetycznej, czystsze od węgla. Dlaczego jednak ma pochodzić nadal głównie z Rosji? Tego już Engie nie tłumaczy. Jednakże zgoda Europejczyków na ten projekt to przyzwolenie na wykorzystanie go do kolejnego uderzenia w Ukrainę w wojnie hybrydowej, która trwa także w energetyce.

Pozostaje argument bezpieczeństwa dostaw wysuwany przez Niemcy. Jest on jednak łatwy do zbicia, bo sam Berlin działa na rzecz zabezpieczenia tranzytu przez Ukrainę, świadcząc temu krajowi wsparcie ekspertów przy reformie sektora gazowego, finansowe przy zakupach gazu i modernizacji gazociągów oraz polityczne, poprzez Komisję Europejską, która pomogła Kijowowi wynegocjować korzystne warunki zakupu gazu od Moskwy w ramach kolejnego pakietu zimowego. Dostawy gazu przez Ukrainę odbywają się bez przeszkód od czasu wojen gazowych, które wywołał rosyjski Gazprom. To także Rosja zagroziła bezpieczeństwu dostaw jesienią 2014 roku, kiedy ograniczyła dostawy do Polski i Słowacji w celu zablokowania rewersowych dostaw z tych krajów na Ukrainę, które stanowiły alternatywę dla wolumenu rosyjskiego. To z tego powodu Komisja Europejska egzaminuje obecnie z wiarygodności Rosjan w toku śledztwa antymonopolowego przeciwko Gazpromowi. Egzaminowanie Ukrainy przy użyciu tych samych argumentów, z którego korzystają Rosjanie to pomyłka.

Jedynym argumentem za Nord Stream 2 jest partykularny interes Niemców i innych nacji zainteresowanych zwiększeniem dostaw rosyjskiego gazu do Europy bez pośredników. Jest on jednak sprzeczny z interesami Wspólnoty, dlatego Berlin i inni muszą wybierać. Niemiecka Grupa Doradcza zaleca odnalezienie inwestora, który stanie się akcjonariuszem ukraińskiego Naftogazu (główny, państwowy dostawca, operator części gazociągów) oraz Ukrtransgazu (operator pozostałych gazociągów). Jeżeli Niemcom zależy na bezpieczeństwie dostaw, być może powinni zainwestować środki w ukraińskie magistrale zamiast składać się na nowe rosyjskie gazociągi. Być może inwestycja powinna dotyczyć wszystkich krajów Unii Europejskiej. Byłoby to wsparcie dla reformy rynku gazu na Ukrainie, w którą zainwestowano już istotne środki europejskie, w tym na stabilizacyjne zakupy surowca przed sezonem grzewczym 2014/2015.

Komisja Europejska sprzeciwia się na razie temu projektowi. Nowy rząd w Polsce zapowiada, że dopilnuje, aby stanowisko Komisji w tej sprawie się nie zmieniło. Jeżeli nie uda się zatrzymać Nord Stream 2, Polacy powinni maksymalizować koszty jego realizacji dla Rosjan i Niemców. Plan minimum to stworzenie mechanizmów obronnych przed monopolem Gazpromu. Okazją będzie z dawna wyczekiwane zakończenie śledztwa antymonopolowego.

Możliwe jednak, że Zachód chciałby przyjąć ofertę Władimira Putina i stworzy sojusz na rzecz walki z terroryzmem, którego kluczowym członkiem będzie Rosja, stosująca terroryzm w Donbasie i wykorzystująca energetykę do szantażu wobec Ukrainy, co także można uznać za formę terroru. Jest jeszcze czas, aby zachodni politycy pojęli, że jeśli chodzi o terroryzm, Rosja nie jest żadnym panaceum, ale niestety składową problemu.

Więcej:

Nord Stream 2 czyli dywersyfikacja a la Gazprom

Wojna hybrydowa w energetyce. Cele – Ukraina i Gruzja