Jakóbik: Trump na szczycie Trójmorza? LNG z USA może napędzić współpracę

9 czerwca 2017, 08:45 Energetyka

– Prezydencka koncepcja Trójmorza mogłaby nabrać rozpędu dzięki zaangażowaniu USA. Tym zależy na rozwoju eksportu LNG. Może być to temat rozmów podczas wizyty Donalda Trumpa w Polsce o którą zabiega Kancelaria Prezydenta RP – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Donald Trump, fot. flickr.com/GageSkidmore

Historia lubi się powtarzać

Trójmorze to idea bazująca na starej koncepcji ABC. Prezydent wraca do niej, by nadać nowy napęd integracji w Europie Środkowo-Wschodniej i przezwyciężyć ograniczenia Grupy Wyszehradzkiej. Nie wiadomo, jaki będzie efekt tych starań.

Koncepcja Adriatyk-Bałtyk-Morze Czarne to echo stworzonej przez obóz piłsudczykowski idei Międzymorza, czyli budowy współpracy państw Europy Środkowo-Wschodniej w sytuacji otoczenia przez silniejsze mocarstwa niemieckie i sowieckie. Bazowała ona na federalnej koncepcji wielonarodowej Rzeczpospolitej, która miałaby się połączyć ze sfederalizowanym obszarem między trzema morzami. Napędem tej idei była myśl prometejska zakładająca dezintegrację Imperium Rosyjskiego a potem Związku Sowieckiego po szwach narodowościowych, czego przejawem była współpraca Rzeczpospolitej z Ukraińską Republiką Ludową w okresie wojny z bolszewikami. W późniejszym okresie międzywojennym, kiedy Polska zantagonizowała się ze wszystkimi sąsiadami ten pomysł nie był już popularny. Do dzisiaj budzi obawy przed Polakami-imperialistami.

W warunkach istnienia Unii Europejskiej staje się rozwiązaniem wtórnym względem integracji we Wspólnocie. Jednak ze względu na to, że Polska obawia się o istotne wpływy Niemiec w Komisji Europejskiej, a także o ich pobłażliwą politykę wobec Rosji, na przykład w sektorze energetycznym, czego przejawem jest istniejący Nord Stream 1 i planowany Nord Stream 2, Warszawa poszukuje nowych metod intensyfikacji współpracy w Europie Środkowo-Wschodniej, w celu zwiększenia jej ciężaru ekonomicznego, a co za tym idzie politycznego.

Problemy Grupy Wyszehradzkiej skłaniają do szukania nowych narzędzi

Jedno z narzędzi okazało się tępe. Grupa Wyszehradzka została powołana, aby skoordynować współpracę państw członkowskich w ich staraniach o przyjęcie do Unii Europejskiej. Spełniła swoje zadanie, a Czechy, Polska, Słowacja i Węgry weszły do Wspólnoty. Okazuje się, że odpowiedzi na nowe wyzwania udzielane przez te państwa różnią się od siebie. Jest tak w przypadku polityki energetycznej i klimatycznej. Polska zależna od węgla broni suwerenności energetycznej, a pozostałe państwa Wyszehradu są zainteresowane integracją z rynkiem europejskim, odnawialnymi źródłami i są mniej podatne na obciążenia polityki klimatycznej dzięki posiadanym elektrowniom jądrowym. Nasze państwa mają odmienny stosunek do Niemiec i Rosji. Gdyby nie generalny konsensus transatlantycki odnośnie polityki sankcji, państwa Grupy Wyszehradzkiej, nie licząc Polski, prawdopodobnie zdjęłyby je, bo naciskają na współpracę ekonomiczną z Rosjanami do tego stopnia, że Węgry chcą zmniejszyć zależność od Brukseli poprzez wpadanie w ramiona rosyjskich Rosatomu i Gazpromu, poprzez rozbudowę elektrowni jądrowej Paks oraz gwarancje dostaw gazu na wypadek przerwy dostaw przez Ukrainę. To stąd bierze się rozdźwięk między oficjalnym stanowiskiem polityków wyszehradzkich, którzy podpisali się pod listem razem z Polską, krajami bałtyckimi, Rumunią i Chorwacją, w którym krytykują Nord Stream 2, a przedstawicielami spółek energetycznych, które zajmują co najmniej neutralność wobec tego kontrowersyjnego projektu. W przypadku Czech wynika to także z faktu, że wbrew obiegowej opinii oligarchizacja polityki i biznesu w Polsce jest niska w porównaniu z sytuacją nad Wełtawą gdzie roztaczają się wpływy oligarchy Andreja Babisza, wroga PKN Orlen. Polityka energetyczna jest tam bardziej sprywatyzowana i mniej podporządkowana interesom ekonomicznym państwa, a bardziej Babisza, który w następnych wyborach może wygrać, a potem zostać premierem.

Ze względu na ograniczenia Grupy Wyszehradzkiej środowisko intelektualne skupione wokół prezydenta RP Andrzeja Dudy, a więc pracownicy Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Klub Jagielloński i Ośrodek Myśli Politycznej, uznali, że formułę Wyszehradu należy poszerzyć. Uznano, że Rumunia i Chorwacja, czyli kraje podobnie jak Polska proatlantyckie, mogą przenieść środek ciężkości wspólnej polityki regionu w pożądanym przez nas kierunku. Do tego grona dołączono bliskie Polsce w polityce bezpieczeństwa kraje bałtyckie.

Ostatecznie okazało się, że w szczycie Trójmorza w Dubrowniku z 26 lipca 2016 roku wzięli udział także przedstawiciele Austrii i Słowenii. Sygnatariusze deklaracji definiują układ, jako „nieformalną platformę służącą do pozyskiwania politycznego poparcia oraz organizowania zdecydowanych działań dotyczących określonych transgranicznych i makroregionalnych projektów, o strategicznym znaczeniu dla Państw zaangażowanych w sektory energii, transportu, komunikacji cyfrowej i gospodarki w Europie Środkowej i Wschodniej”. Przy okazji rozdźwięku w pomysłach na współpracę regionalną między prezydentem a ministerstwem spraw zagranicznych okazało się, że koncepcja jest niedoprecyzowana. Nie wiadomo, czy Trójmorze powinno wykraczać poza Unię Europejską i być ofertą np. dla krajów bałkańskich. Nie wiadomo jak odnosi się do niej inicjatywa Marszałka Sejmu, który zorganizował szczyt parlamentarny państw Europy Środowo-Wschodniej z udziałem partnerów spoza Unii Europejskiej, a nawet Armenii.

Wyzwania Trójmorza

Rzeczywistość rozpoczęła już weryfikację Trójmorza. Początkowe flirty z Chinami, które miałyby według intelektualistów prezydenta zainteresować się Trójmorzem, a nawet wesprzeć je finansowo, nie przyniosły konkretów w Polsce, która nie podpisała dotąd umów gospodarczych wykraczających poza turystykę i gospodarkę wodną, ani na poziomie krajów trzech mórz, które w deklaracji z chorwackiej miejscowości ograniczyły się do poparcia dalszej integracji europejskiej, wykorzystania środków europejskich do rozbudowy infrastruktury i współpracy na poziomie małych oraz średnich przedsiębiorstw.

Nie wiadomo, czy Trójmorze mogłoby powstać bez komponentu politycznego, którego nie chcą partnerzy Polski w Grupie Wyszehradzkiej. Państwa te obawiają się, że Polska zmusi ich poprzez tę platformę do realizacji polityki zagranicznej krytycznej wobec Rosji, postulatów politycznych, które utrudnią im politykę ograniczonego zaangażowania w spory z tym państwem. To dlatego prezydent RP mówi obecnie o czysto ekonomicznym charakterze Trójmorza. To z kolei zachęca jego krytyków do snucia teorii o cynicznym wykorzystywaniu koncepcji w polityce wewnętrznej w celu wyróżnienia się w ramach obozu rządzącego, podobnie jak za pomocą pomysłu referendum konstytucyjnego. Z drugiej strony nie wiadomo czy bez politycznego rysu uzyska patronat USA, o których zaangażowanie zabiegają Polacy pragnący obecności prezydenta Donalda Trumpa na kolejnym szczycie w lipcu 2017 roku we Wrocławiu. Nie wiadomo też gdzie mógłby się odbyć trzeci szczyt Trójmorza po wydarzeniach w Chorwacji i Polsce.

Kancelaria Prezydenta wiąże nadzieje z wizytą prezydenta USA na szczycie G7 zaplanowanym na 7 lipca. Dzień wcześniej ma odbyć się szczyt Trójmorza w Polsce. Polska administracja zabiega o udział Trumpa, który miałby przy tej okazji możliwość odbycia bilateralnych spotkań z przywódcami Europy Środkowo-Wschodniej.

Umowa średnioterminowa z PGNiG?

W tym kontekście interesująco zapowiadają się sygnały o tym, że Amerykanie chcą eksportować długoterminowo LNG do Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. 8 czerwca odbyła się uroczystość odbioru pierwszej dostawy tego typu w terminalu LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu. Chociaż chodziło o spotową dostawę od amerykańskiego Cheniere Energy dla polskiego PGNiG, to w komentarzach przywództwa politycznego w Polsce było widać apetyt na bardziej długofalową współpracę.

– W USA mieliśmy rozmowy z firmą Cheniere. Przyszłość rysuje się bardzo dobrze. Otwieramy rynek dla firm amerykańskich. To wielka możliwość, nie tylko handlowa, ale też polityczna. Chcielibyśmy, aby firmy amerykańskie doceniły te wysiłki – przyznał prezes PGNiG Piotr Woźniak. – Chciałbym wyrazić nadzieję, że dzisiejszy transport będzie zapowiedzią stałych dostaw z USA do terminalu LNG im. Lecha Kaczyńskiego – napisał w liście do uczestników wydarzenia prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Z moich informacji wynika, że Polacy biorą pod uwagę możliwość podpisania średnioterminowego kontraktu na dostawy LNG z USA, niekoniecznie z Cheniere Energy i nie na pewno od razu w ramach dostaw bezpośrednio ze Stanów. Amerykańskie firmy posiadają koncesje wydobywcze bliżej Europy, np. w Afryce, i mogą chcieć zdjąć część nadwyżek poprzez zaoferowanie atrakcyjnej cenowo umowy Polakom. Pewnym ograniczeniem może być fakt, że rynkiem pierwszego wyboru jest Azja, która płaci więcej za gaz skroplony niż Europa. Ta sytuacja może się zmienić np. po pełnym powrocie Japonii do atomu.

Rozmowy z Amerykanami toczą się już teraz. Przyznaje to prezes Woźniak w rozmowie z BiznesAlert.pl. Dzięki elastyczności terminalu w Świnoujściu Polacy mogą równolegle rozmawiać z wieloma dostawcami, co daje im lepszą pozycję negocjacyjną. Nie należy się spodziewać kontraktu średnioterminowego na duży wolumen przed zakończeniem kontraktu na dostawy od Gazpromu (kontraktu jamalskiego) ze względu na klauzulę take or pay w nim zawartą, która zmusza do opłacenia minimalnej, szacowanej w tym przypadku na około 80 procent, ilości dostaw niezależnie od potrzeb. To do pewnego stopnia wiąże ręce Polakom. Więzy spadną w 2022 roku wraz z wygaśnięciem umowy jamalskiej, którą może ale nie musi zastąpić nowy, bardziej elastyczny kontrakt z Rosjanami.

Dostawy LNG: oprócz polityki także interes ekonomiczny

Rozwój dostaw gazu skroplonego do Polski i regionu byłby po myśli strony amerykańskiej, która zainwestowała istotne środki w rozwój mocy terminali LNG na Wschodnim Wybrzeżu z nadzieją na import z Kataru. Jednak w wyniku rewolucji łupkowej, która sprawiła, że USA stały się eksporterem gazu, te moce mogą posłużyć do eksportu w zgodzie z polityką napędzania rozwoju gospodarczego poprzez rozwój sektora węglowodorowego głoszoną przez Donalda Trumpa.

Polska Agencja Prasowa podaje, że w opublikowanym w czwartek oświadczeniu Departament Stanu USA wyraził zadowolenie z przybycia w środę do Polski pierwszej dostawy amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG).

Jak zaznaczył, eksport ten wspiera w USA zatrudnienie, obniża w krajach partnerskich ceny energii oraz przyczynia się do osiągnięcia przez Europę jej celów w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego poprzez współpracę z wiarygodnym i podporządkowanym zasadom rynkowym dostawcą.

Departament przypomniał, że ściśle współpracuje z partnerami europejskimi przy dywersyfikowaniu dostaw energii do Europy, czemu służy wykorzystanie nowych złóż gazu ziemnego, kluczowych interkonektorów oraz nowej infrastruktury do importu LNG.

„Stany Zjednoczone gratulują Polsce tego istotnego kroku na rzecz zdywersyfikowania jej własnych źródeł energii i wzmocnienia europejskiego bezpieczeństwa energetycznego” – głosi oświadczenie rzeczniczki Departamentu Stanu Heather Nauert cytowane przez Polską Agencję Prasową.

Chcąc wykorzystać drogo opłaconą przepustowość i obronić rentowność gazoportów w warunkach dużej podaży na rynku Amerykanie będą musieli zaoferować atrakcyjną ofertę, co jest główną przesłanką za tezą wspieraną przez Międzynarodową Agencję Energii, że LNG z USA rzuci wyzwanie Gazpromowi w Europie. To szansa dla Polski i postulowanego Trójmorza. Według MAE do 2040 roku handel LNG będzie miał większy udział na rynku niż dostawy gazociągowe. W 2015 roku odpowiadał już za 40 procent dostaw. Jest to codzienność, na przykład na giełdzie brytyjskiej NBP, ale ten trend musi jeszcze dotrzeć do Polski. Taką intencję sygnalizowali uczestnicy spotkania w Świnoujściu. – Chcemy aby takie uroczystości stały się rutyną. Chcemy, żeby nie było trzeba świętować dostaw LNG z USA, aby była to codzienność – powiedział prezes PGNiG Piotr Woźniak.

Agregacja zapotrzebowania Trójmorza na LNG

Jak wspomniałem wyżej Trójmorze współpracuje obecnie głównie w ramach projektów unijnych, w tym przy budowie Korytarza Północ-Południe. Koncepcja Bramy Północnej, czyli dostaw z gazoportu i Korytarza Norweskiego, przez Polskę, do Europy Środkowo-Wschodniej, to obecnie jedyna realna alternatywa dla dostaw rosyjskich w regionie. Być może zręczna polityka polskiego prezydenta i naszej dyplomacji doprowadzi do zagregowania zapotrzebowania Trójmorza na LNG z USA. Rozmowy w imieniu całego regionu, którego potencjał importowy jest szacowany przez Gaz-System na nawet 70 mld m3 rocznie, które mogłyby się odbyć podczas szczytu w Warszawie, jeżeli zdecyduje się go odwiedzić Trump, mogłyby doprowadzić do przyciągnięcia uwagi amerykańskiego prezydenta i pobłogosławienia inicjatywy patronatem politycznym tak potrzebnym, aby ją zamienić w konkretną współpracę.

W tym kontekście warto przypomnieć, że Amerykanie są aktywni w zakresie wsparcia mającego problemy projektu LNG na chorwackiej wyspie Krk, postponowania fałszywej alternatywy dla dywersyfikacji w postaci europejskiej nitki Turkish Stream, gazociągu Gazpromu do Turcji, a także wspomagania Brukseli w jej polityce energetycznej dla Bałkanów. Taka współpraca może być ekonomicznie atrakcyjna dla Amerykanów, a ich zaangażowanie może przekonać mniej zdecydowanych partnerów Polski, np. w Grupie Wyszehradzkiej. Jeżeli amerykańskie spółki zaoferują dobrą cenę dostaw, LNG z USA mogłoby się stać jednym z paliw napędowych postulowanego Trójmorza.