Kiszkurno: Ciepło z gdańskiej spalarni ogrzeje tysiące mieszkań i domów (ROZMOWA)

27 stycznia 2022, 07:25 Energetyka

– Spalarnie śmieci dziś to nie obiekty rodem z lat 90. XX wieku. Dziś są to czyste zakłady, z rygorystycznym podejściem do emisji nieczystości. Dodatkowo, produktem „ubocznym” pracy spalarni jest energia, którą będą wykorzystywać mieszkańcy – mówi Sławomir Kiszkurno, prezes PCE w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Fot. MgazynBiomasa.pl. Grafika: Gabriela Cydejko.
Fot. MgazynBiomasa.pl. Grafika: Gabriela Cydejko.

BiznesAlert.pl: Jak na branże utylizacji odpadów wpływają zmiany regulacji europejskich, ale i krajowych? W którą stronę one będą szły?

Sławomir Kiszkurno: Odpady nie zawsze były problemem, ponieważ wyrzucało się je na wielkie wysypiska i tam je składowano. W ostatnich latach różne krajowe i europejskie czynniki regulacyjne spowodowały, że temat odpadów nie jest już taki prosty.

W którą stronę będą rozszerzane obecne regulacje i co to oznacza dla branży? Zmiany regulacyjne są szansą czy wyzwaniem?

Gospodarka odpadami zarówno w Polsce, jak i całej Unii Europejskiej jest potężnym wyzwaniem, oczywiście przede wszystkim dla nas. Ciągłe zmiany regulacji prawnych powodują, że nieustannie musimy się do nich dostosowywać. Dochodzi do sytuacji, w której jednego dnia dane instalacje są tymi pożądanymi, a po kilku latach albo już w trakcie budowy, odchodzą do lamusa i obowiązujące nas wymogi mówią o wdrażaniu innych. Bardzo trudno jest odnaleźć się w tym środowisku i tylko odważne samorządy, głównie duże, podejmują takie wyzwania jak np. budowa zakładów termicznego przekształcania odpadów komunalnych. Warto wspomnieć, że ze względu na specyfikę pracy, instalacje zagospodarowania odpadów takie jak sortownie czy kompostownie, budowane przy wsparciu ze środków UE, bardzo często wymagają zmian czy modernizacji zanim zakończy się ich pięcioletnia trwałość.

Tak naprawdę należy się zastanowić dlaczego to robimy. Są dwa główne powody. Pierwszy to wymóg prawny, a drugi częściowo prawny związany z szeregiem przepisów związanych z ochroną środowiska. Wymogi prawne spowodowały, że od 2016 roku nie można składować frakcji odpadów o kaloryczności powyżej 6 MJ/kg, czyli praktycznie wszystkich odpadów komunalnych które produkują mieszkańcy, w tym frakcji tzw. energetycznej – po sortowni – nienadającej się do recyklingu. Są to różnego rodzaju opakowania, pieluchy, środki higieniczne, waciki, zabrudzony papier, sreberka, folie po nabiale, cukierkach, itp. Odpadów tych jest cała masa, obecnie średnio około 30-40 procent całego strumienia odpadów komunalnych. 

Druga rzecz to ograniczenia środowiskowe, czyli m.in. zakaz składowania odpadów powyżej 10 procent od 2035 roku. To jest wyzwanie, ponieważ dzisiaj trzeba powiedzieć jasno, że przeszło 50 procent tych odpadów jest składowanych, a jeszcze niedawno była to znaczna większość. Jeśli nie ma spalarni, odpady te wyjeżdżają z zakładów za ogromne pieniądze, 600-1000 zł za tonę, blisko dwukrotnie wyższe niż koszt termicznego przekształcenia, i jeżdżą po kraju i Europie zostawiając za sobą nie tylko odory ale i ślad węglowy. To sprzyja tworzeniu się szarej strefy, ponieważ nie ma miejsc w pobliżu żeby te odpady zagospodarować inaczej – czyli termicznie. Polskie cementowanie są wysycone odpadami, zatem kilka milionów ton odpadów komunalnych pozostaje do zagospodarowania. Nie mamy takich mocy przerobowych w Polsce. 

Czy przez to mieszkańcy muszą tak dużo płacić?

Tak, kilka lat temu ogromna ilość odpadów z całej Europy trafiała do Chin. Chińczycy w pewnym momencie powiedzieli stop i dzisiaj wiele krajów europejskich, a szczególnie Polska, ma z tym potężny problem. 

W Polsce mamy dziewięć instalacji termicznego przekształcania odpadów komunalnych, które mają stosunkowo małe moce. W Niemczech jest 97 spalarni, we Francji ponad 120. Tam instalacje te bardzo dobrze regulują rynek zagospodarowania odpadów, są komplementarne z systemem  recyklingu. W Polsce przerób termiczny odpadów jest na poziomie Finlandii, tylko że Finowie  mają pięć milionów mieszkańców, a my blisko 8 razy więcej. Stąd wynika potrzeba budowy spalarni odpadów. Oczywiście nie są to tanie ani łatwe inwestycje, ale patrząc na rynek i cenę zagospodarowania odpadów nienadających się do recyklingu, to niewątpliwie jest jedyna i duża szansa na stabilizację, a nawet obniżkę opłat mieszkańców z zagospodarowania odpadów komunalnych.

Czy tylko finansowanie spalarni jest powodem tych problemów w Polsce? Dlaczego brakuje tego typu zakładów?

Obecnie poza Gdańskiem również w Olsztynie powstaje nowoczesna spalarnia, budowana przez firmę Doosan. W Krakowie budowali też Koreańczycy, którzy obecnie przygotowują się do budowy spalarni w Warszawie. Mamy jeszcze niedawno wybudowane spalarnie w Koninie, Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy, Białymstoku i Zabrzu. Generalnie jest kilka tych zakładów w Polsce, ale z pewnością brakuje jeszcze kilkunastu średnich albo kilkudziesięciu mniejszych tego typu instalacji.

Wymogi środowiskowe mówią żeby nie składować odpadów i nie produkować gazów cieplarnianych, w tym metanu, ale też ograniczać zużycie paliw kopalnych. Budowana spalarnia w Gdańsku daje taką alternatywę, bo „Port Czystej Energii”, to nic innego jak nowoczesny zakład energetyczny, który nie tylko utylizuje problematyczne odpady, ale przede wszystkim odzyskuje  z odpadów drzemiącą w nich energię i przekształca na prąd i ciepło dla mieszkańców. Rachunek jest prosty, zamiast paliw kopalnych, jak węgiel czy gaz ziemny, możemy spalać śmieci. Skorzysta na tym i środowisko i ludzie.

Mamy w kraju coraz mniej czynnych składowisk – i dobrze. Nowe raczej nie powstają. Eksploatujemy te, które mają jeszcze odpowiednie przestrzenie i pozwolenia. To jest bardzo ważne, aby wydłużać okres ich funkcjonowania poprzez ograniczenie ilości składowanych śmieci. I właśnie dzięki spalarni w Gdańsku będziemy mogli obniżyć to składowanie do poniżej 10 procent, tak jak jest to w innych zachodnich krajach Europy. Ważna w kontekście spalarni jest możliwość produkcji energii cieplnej. Biorąc tylko przykład Gdańska, latem w ciepłą wodę Port Czystej Energii dostarczy do około 70 tys. gospodarstw. W zimie ogrzeje przeszło 19 tys. gospodarstw. To znaczące liczby, szczególnie w kontekście alternatywnych źródeł energii.

Jakie są bariery rozwoju takich inwestycji? Czy nadal czynnik sprzeciwu społecznego ma taki duży wpływ?

Dzisiejsza świadomość społeczna jest inna niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu. Dzieje się tak, bo eksploatowane obecnie tego typu zakłady są praktycznie w zasięgu ręki, a mieszkańcy mogą pojechać, zwiedzić i zobaczyć, że „diabeł” wcale nie taki straszny jak go malują. Przeciwnikami są raczej lobbyści innych metod zagospodarowania odpadów, często niesprawdzonych, nie mających wdrożeń, gdzie można by było na własne oczy ocenić ich funkcjonowanie. Spalanie na ruszcie odpadów to tylko na pozór prosta technologia. To nie są zwykłe zakłady z kominem generującym emisje. To skomplikowane i nowoczesne instalacje o bardzo rozbudowanym i zaawansowanym technologicznie systemie oczyszczania spalin. Emisje zanieczyszczeń do atmosfery są praktycznie znikome, znacznie mniejsze niż z klasycznych ciepłowni znanych z krajobrazu polskich miast. 

No dobrze, ale patrząc na zmieniające się przepisy unijne, nie obawia się Pan, że za kilkanaście lat spalanie śmieci będzie na równi postrzegane co spalanie np. węgla?

Spalanie śmieci odbywa się w całej Europie, zwłaszcza w jej najbogatszej części. Dziś buduje się głównie spalarnie w technologii rusztowej, najbardziej pożądanej i bezpiecznej technologii spalania śmieci. Przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie zabraknie odpadów, których jedynym sposobem utylizacji jest obróbka termiczna, zatem Unia powinna wspierać rozwój technologii przekształcania odpadów. Jeśli ze względów głównie politycznych tak się nie stanie, już dzisiaj Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zaprasza do składania wniosków o dofinansowanie w tym zakresie – nawet do 100 mln złotych, bezzwrotnej pomocy.  Gdańska instalacja będzie jedną z najbardziej przyjaznych środowisku ze wszystkich blisko 500 instalacji eksploatowanych obecnie w Europie. Od samego początku jest ona projektowana z dużym naciskiem na aspekty ochrony środowiska i spełniać będzie z nawiązką nowe wymogi BAT (Best Available Technology), związane z Decyzją Wykonawczą Komisji (UE) 2019/2010, mówiącą głównie o normach związanych z zanieczyszczeniami środowiska.

Właśnie, jak ma wyglądać gdańska spalarnia, ile ma kosztować i kiedy powstanie?

Cała instalacja to koszt przeszło 600 mln złotych. To jest koszt już z dostosowaniem powstającej instalacji do nowych wymogów środowiskowych BAT, o których nie było wiadomo na etapie wyboru wykonawcy w przetargu. Posiadać będzie dwa systemy oczyszczania tlenków azotu, obecnie nie ma w Europie takiej instalacji ze zdublowanym systemem oczyszczania w tym zakresie. Pierwszy będzie tak zwany katalityczny proces redukcji, drugi niekatalityczny. Do tego dochodzić będą dodatkowe filtry, nowy układ wtrysku reagenta magnezowego do kotła w celu eliminacji kwaśnych zanieczyszczeń, zwiększenie ilości dozowania węgla aktywnego do systemu oczyszczania spalin, dodatkowo z bromem w celu eliminacji związków rtęci. Odpady będą w naszej instalacji spalane z minimalną temperaturą 850 do ok 1000 stopni C, co pozwala w całości pozbywać się dioksyn powstających przy niepełnym spalaniu, na co nie ma warunków w standardowych instalacjach ciepłowniczych. Cały czas system będzie monitorowany tak, aby móc reagować zanim miałyby wystąpić przekroczenia. Analizator spalin ze względu na wymogi nowych konkluzji BAT będzie rozbudowany o ciągły pomiar zawartości amoniaku i rtęci w spalinach.

Spalarnia będzie zaopatrywana w odpady z Gdańska i 34 okolicznych gmin. W sumie 160 tys. ton odpadów nienadających się do recyklingu rocznie. To będzie znaczący krok w kierunku neutralności klimatycznej i wydatny – pozytywny wpływ na środowisko Pomorza.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Oświęcim: Nie płacisz za odpady? Znajdzie Cię specjalna aplikacja