icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Koehl: W Jemenie trwa wojna domowa w OPEC o kontrolę nad kluczową cieśniną

KOMENTARZ

Harry Koehl

Heritage Foundation

W Jemenie toczy się wojna wewnętrzna w ramach kartelu OPEC. Po chwilowym uspokojeniu, wczoraj walki nasiliły się znów w całym kraju. Na lądzie atakowali szyiccy rebelianci. Saudyjczycy i ich sojusznicy bombardowali stolicę – Sanę i kilka innych miast. Ta wojna zanosi się na dłuższy czas. Mimo to niektórzy analitycy twierdzą, że jest to wojna przeciwko OPEC.

To błędna ocena. Wojna w Jemenie jest wojną proxy (za pośrednictwem – redakcja BiznesAlert.pl) pomiędzy dwoma największymi państwami członkowskimi kartelu. Coraz ostrzejsze oskarżenia werbalne padają z obu stron. Saudyjczycy oskarżają Iran o nieustanne zbrojenie i szkolenie szyickich rebeliantów z plemienia Huthi, Iran rewanżuje się oskarżeniami, że saudyjskie naloty to najbardziej skandaliczny przykład interwencji. Teheran idzie tak daleko, że nazywa saudyjskie naloty zbrodniami wojennymi, a ostatnio nawet ludobójstwem.

Bez względu na to, której ze stron przyznamy słuszność, wiadomo, że krwawy konflikt w Jemenie nie skończy się dobrze. Ostatni fakt zajęcia siłą przez okręty irańskie statku towarowego należącego do Wysp Marshalla budzi wręcz przerażenie. Saudyjski reportaż telewizyjny zrobiony na gorąco sugerował, że była to jednostka pod banderą USA. Czy tak samo zdawało się dowódcom marynarki wojennej Iranu?

Jak oceniać kolejne rundy wojny domowej jemeńskich szyitów przeciwko sunnitom, gdy sunnici władają w Arabii Saudyjskiej, a szyici w Iranie? Jemen nie należy do znaczących producentów i eksporterów ropy, ale ten południowy sąsiad Arabii Saudyjskiej może decydować o stabilności i bezpieczeństwie eksportu surowca z całego regionu Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu. Jemen trzyma rękę na ryglu, czyli kontroluje należącą do tego państwa cieśninę Bab el-Mandeb, w której można zatrzymać każdy tankowiec z ropą.

Ma to ogromne znaczenie, przecież ponad jedna trzecia światowego handlu ropą  wykorzystuje tę trasę. W ubiegłym roku, tranzyt ropy naftowej przez Bab el-Mandeb wynosił średnio 4,7 mln baryłek dziennie. I właśnie tutaj, być może Iran zademonstrował, że jest gotowy do starcia ze Stanami Zjednoczonymi, nie bacząc, że zbliżają się do końca negocjacje w sprawie irańskiego programu jądrowego. Nie przejmując się, że w ubiegłym tygodniu krążyła informacja, że amerykański okręt USS Theodore płynie na te wody, aby odciąć irańskie dostawy dla rebeliantów Huti.

Wątpię jednak, czy Teheranowi chodzi o otwarty konflikt z USA. Ten czas już minął. Na pewno natomiast irańscy przywódcy myślą perspektywicznie o  swojej pozycji na światowym rynku ropy i o pozycji w OPEC. Na pewno nie godzą się, aby 5 czerwca państwa kartelu ponownie poddały się dyktatowi Rijadu, godząc się na dalsze obniżanie światowych cen ropy. Bo w interesie Teheranu jest, aby te ceny poszybowały w górę. (OPEC może podjąć decyzję o zmniejszeniu eksportu ropy w celu wpłynięcia na cenę surowca – przyp. red)

Poważny konflikt w ramach OPEC jest oczywiście dobrą wieścią dla każdego inwestora w sektorze energetycznym w USA. Bo oznacza, że po osiągnięciu dna, ceny ropy pójdą znów w górę, przede wszystkim dlatego, że ich spadek był sprowokowany decyzjami administracyjnymi, a nie prawami rynku. Natomiast jeśli obecnie ceny powoli idą w górę, to z obawy rynku, że wojna proxy zamknie eksport ropy z Zatoki Perskiej. Nieprawdziwa wiadomość o zajęciu przez Irańczyków tankowca USA spowodowała wzrost cen surowca na giełdzie. Brent skoczył do 65 dol. za baryłkę, WTI blisko granicy 60 dol. pomimo, że American Petroleum Institute znów podał informację o wzroście rezerw ropy w USA w ostatnim tygodniu. Wobec sytuacji w Zatoce Perskiej informacja przeszła bez echa.

Być może nadszedł czas, aby spojrzeć na pola ropy łupkowej w USA wcale nie pod kątem kolejnego ograniczenia wydobycia jako instrumentu likwidowania nadpodaży. Przeciwnie – jako dających surowiec, na który popyt będzie wciąż wzrastał. I nie jest żadnym ryzykiem inwestowanie w sektor ropy i gazu z łupków. Nie zapominajmy, że Stany Zjednoczone zwiększyły swoje udowodnione zasoby ropy i kondensatu o 63,6 proc. w latach 2009 – 2013. W sieci w pierwszych dniach maja ukaże się moja nowa praca poświęcona boomowi łupkowemu i jego nowym perspektywom w Ameryce Północnej. To będzie hit.

KOMENTARZ

Harry Koehl

Heritage Foundation

W Jemenie toczy się wojna wewnętrzna w ramach kartelu OPEC. Po chwilowym uspokojeniu, wczoraj walki nasiliły się znów w całym kraju. Na lądzie atakowali szyiccy rebelianci. Saudyjczycy i ich sojusznicy bombardowali stolicę – Sanę i kilka innych miast. Ta wojna zanosi się na dłuższy czas. Mimo to niektórzy analitycy twierdzą, że jest to wojna przeciwko OPEC.

To błędna ocena. Wojna w Jemenie jest wojną proxy (za pośrednictwem – redakcja BiznesAlert.pl) pomiędzy dwoma największymi państwami członkowskimi kartelu. Coraz ostrzejsze oskarżenia werbalne padają z obu stron. Saudyjczycy oskarżają Iran o nieustanne zbrojenie i szkolenie szyickich rebeliantów z plemienia Huthi, Iran rewanżuje się oskarżeniami, że saudyjskie naloty to najbardziej skandaliczny przykład interwencji. Teheran idzie tak daleko, że nazywa saudyjskie naloty zbrodniami wojennymi, a ostatnio nawet ludobójstwem.

Bez względu na to, której ze stron przyznamy słuszność, wiadomo, że krwawy konflikt w Jemenie nie skończy się dobrze. Ostatni fakt zajęcia siłą przez okręty irańskie statku towarowego należącego do Wysp Marshalla budzi wręcz przerażenie. Saudyjski reportaż telewizyjny zrobiony na gorąco sugerował, że była to jednostka pod banderą USA. Czy tak samo zdawało się dowódcom marynarki wojennej Iranu?

Jak oceniać kolejne rundy wojny domowej jemeńskich szyitów przeciwko sunnitom, gdy sunnici władają w Arabii Saudyjskiej, a szyici w Iranie? Jemen nie należy do znaczących producentów i eksporterów ropy, ale ten południowy sąsiad Arabii Saudyjskiej może decydować o stabilności i bezpieczeństwie eksportu surowca z całego regionu Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu. Jemen trzyma rękę na ryglu, czyli kontroluje należącą do tego państwa cieśninę Bab el-Mandeb, w której można zatrzymać każdy tankowiec z ropą.

Ma to ogromne znaczenie, przecież ponad jedna trzecia światowego handlu ropą  wykorzystuje tę trasę. W ubiegłym roku, tranzyt ropy naftowej przez Bab el-Mandeb wynosił średnio 4,7 mln baryłek dziennie. I właśnie tutaj, być może Iran zademonstrował, że jest gotowy do starcia ze Stanami Zjednoczonymi, nie bacząc, że zbliżają się do końca negocjacje w sprawie irańskiego programu jądrowego. Nie przejmując się, że w ubiegłym tygodniu krążyła informacja, że amerykański okręt USS Theodore płynie na te wody, aby odciąć irańskie dostawy dla rebeliantów Huti.

Wątpię jednak, czy Teheranowi chodzi o otwarty konflikt z USA. Ten czas już minął. Na pewno natomiast irańscy przywódcy myślą perspektywicznie o  swojej pozycji na światowym rynku ropy i o pozycji w OPEC. Na pewno nie godzą się, aby 5 czerwca państwa kartelu ponownie poddały się dyktatowi Rijadu, godząc się na dalsze obniżanie światowych cen ropy. Bo w interesie Teheranu jest, aby te ceny poszybowały w górę. (OPEC może podjąć decyzję o zmniejszeniu eksportu ropy w celu wpłynięcia na cenę surowca – przyp. red)

Poważny konflikt w ramach OPEC jest oczywiście dobrą wieścią dla każdego inwestora w sektorze energetycznym w USA. Bo oznacza, że po osiągnięciu dna, ceny ropy pójdą znów w górę, przede wszystkim dlatego, że ich spadek był sprowokowany decyzjami administracyjnymi, a nie prawami rynku. Natomiast jeśli obecnie ceny powoli idą w górę, to z obawy rynku, że wojna proxy zamknie eksport ropy z Zatoki Perskiej. Nieprawdziwa wiadomość o zajęciu przez Irańczyków tankowca USA spowodowała wzrost cen surowca na giełdzie. Brent skoczył do 65 dol. za baryłkę, WTI blisko granicy 60 dol. pomimo, że American Petroleum Institute znów podał informację o wzroście rezerw ropy w USA w ostatnim tygodniu. Wobec sytuacji w Zatoce Perskiej informacja przeszła bez echa.

Być może nadszedł czas, aby spojrzeć na pola ropy łupkowej w USA wcale nie pod kątem kolejnego ograniczenia wydobycia jako instrumentu likwidowania nadpodaży. Przeciwnie – jako dających surowiec, na który popyt będzie wciąż wzrastał. I nie jest żadnym ryzykiem inwestowanie w sektor ropy i gazu z łupków. Nie zapominajmy, że Stany Zjednoczone zwiększyły swoje udowodnione zasoby ropy i kondensatu o 63,6 proc. w latach 2009 – 2013. W sieci w pierwszych dniach maja ukaże się moja nowa praca poświęcona boomowi łupkowemu i jego nowym perspektywom w Ameryce Północnej. To będzie hit.

Najnowsze artykuły